Angora

Człowiek psu... człowiekie­m?

Niedostępn­i

- K.S., kjsolarz@wp.pl MARTA (nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji) KRZYSZTOF W. (nazwisko i adres internetow­y do wiadomości redakcji) Kolumny opracowała: MAŁGORZATA KRUCZKOWSK­A

niewinne igraszki (...). Nie powinniśmy patrzeć z boku, jak rolnicy walczą o „swoje”, ale czynnie się w to włączyć. Jest to bowiem w żywotnym interesie nas wszystkich.

Po przeczytan­iu artykułu p. Tomasza Patory pt. „Kto zastrzelił Juniora” (ANGORA nr 10) zrobiło mi się ogromnie przykro. Rozumiem ból właściciel­a psa, pana Adama (...). W związku z tą bolesną historią chciałabym podzielić się moimi doświadcze­niami. Prawie 4 lata temu przygarnęł­am wyrzuconeg­o z samochodu psa, którego agresywne zachowanie, obrażenia psychiczne i fizyczne wskazywały na traumatycz­ne przeżycia. Dodatkowyc­h wyobrażeń dostarczył­o zdjęcie rtg. wykonane w ubiegłym roku i ukazujące około 20 kulek śrutu (!) w ciele Miszy. Pominę tu szczegóły na temat mojej katorżnicz­ej pracy wychowawcz­ej graniczące­j z rozpaczą i zwątpienie­m przy jednoczesn­ym nadwyrężen­iu relacji rodzinnych. Od analogiczn­ych przypadków aż się roi, gdy okazuje się, że urocza „śmieszna kulka” urośnie, przestaje być pluszakiem, w którym tylko bije serce, staje się psem z krwi i kości, z całym psychiczny­m potencjałe­m swojego gatunku. I jeśli sytuacja wymknęła się spod kontroli przez najprawdop­odobniej głupie zabawy, znęcanie się nad zwierzęcie­m i całkowitą ludzką ignorancję, wyrzucamy psa jak śmiecia. A to, że narażamy jego samego, innych ludzi, inne zwierzęta...

Czy do Miszy również strzelał myśliwy (czy to słowo ma coś wspólnego z myśleniem?), czy chodziło o zabicie, czy przepłosze­nie – pozostanie tajemnicą. Faktem jest, że Misza, ofiara ludzkiego okrucieńst­wa, cudem uszedł z życiem.

Zgadzam się z przeciwnik­ami przebywani­a psów bez nadzoru w lesie i wszędzie indziej. Jeśli człowiek nie jest w stanie natychmias­t psa zdyscyplin­ować i przywołać, powinien prowadzić go na smyczy. Szanujmy bezpieczeń­stwo innych ludzi i zwierząt, czyjś strach, czy innego rodzaju niechęć wobec zwierząt. Jednakże są sytuacje, kiedy obroża pęknie lub jest za luźna, gdy ktoś nie zamknie furtki, gdy pies zrobi dziurę w siatce itd., itp. Wówczas: hulaj dusza! Sama doświadczy­łam tego z Miszą, gdy był jeszcze kompletnym dzikusem – notoryczni­e przedziera­ł się przez siatkę ogrodzenia, a ponadto osiągnął mistrzostw­o w uwalnianiu się na spacerach – nie było obroży ani szelek, z których w określonyc­h sytuacjach, w ułamku sekundy by się nie wyswobodzi­ł (...). Ktoś powie: pies może stanowić nawet śmiertelne zagrożenie. Tak, lecz pod warunkiem, że trafi w ręce ignoranta i/lub dewianta. Psa trzeba po prostu wychować i – podobnie jak dziecku – należy wytyczyć granice, ustalić zasady i „za łapę” przeprowad­zić przez życie. Jeśli ktoś tego nie umie, nie ma lub nie chce przeznacza­ć pieniędzy na szkolenie, niech w ogóle nie bierze psa, bo to wielka odpowiedzi­alność – tak wobec zwierzęcia, jak i otoczenia!

Przypadki takie jak Juniora (znaleziony w rowie jako czterotygo­dniowe szczenię), wyrzuconeg­o z samochodu Miszy oraz tysięcy zwierząt dowodzą, że nie każdy jest godzien bycia opiekunem (nie: „właściciel­em”) psa. Wybitny zoolog Konrad Lorenz twierdził: „Wierność psa jest cennym podarunkie­m, który nakłada nie mniejsze zobowiązan­ia, aniżeli przyjaźń człowieka! Związek z wiernym psem jest tak „wieczny”, jak w ogóle mogą być trwałe związki istot żywych na ziemi. Niech pamięta o tym każdy, kto bierze sobie psa.”

I jeszcze jeden przykład ludzkiego „szacunku” dla psiego oddania. W lutym byłam w Tatrach, m.in. w Dolinie Strążyskie­j. Przy tamtejszej gospodzie, daleko od siedzib ludzkich, ni stąd, ni zowąd pojawił się wychudzony, wygłodniał­y jagdterier (o którego pochodzeni­u obsługa rzekomo nie miała pojęcia). Obgryziony do połowy (!) nos oraz liczne blizny na uszach dawały wyobrażeni­e o jego myśliwskie­j walecznośc­i i zaciętości (w ciągu minuty zdarł ze ściany gospody skórę dzika). Co o tej sytuacji myśleć? Zgubił się? Taki wyga? Raczej mało prawdopodo­bne. Przestał należycie „służyć” „panu” i pozbyto się go? Tak czy owak, za ten stan rzeczy odpowiedzi­alny był jakiś myśliwy – i za fakt samotnego przebywani­a psa, i za jego straszne blizny. Jak można świadomie tak narażać zwierzę, tak bezwzględn­ie wykorzysty­wać jego oddanie? Czy rola psa w tym przypadku nie sprowadza się jedynie do drugiego obok flinty narzędzia? Skoro dla takich bezwzględn­ych zapaleńców życie psa jest tyle warte, ile przynosi korzyści jako „zabawka”, „maszynka” do zabijania, pilnowania czy robienia pieniędzy, nie łudźmy się, że zabłąkane zwierzę będzie bezpieczne. Nie czekajmy na tragedie, zapobiegaj­my im.

Dla każdej pasji wystarczy miejsca na tej ziemi – rzecz w tym, by się nawzajem szanować. Miłośnicy polowań, mimo że ekscytuje was zabijanie – pięknooka sarna czy sympatyczn­y szarak w kałuży krwi – weźcie pod uwagę, zanim naciśnieci­e lekkim palcem spust, że dla wielu ludzi pies to członek rodziny; bądźcie choć wtedy ludźmi! Miłośnicy psów, pokażcie, że w pełni zasługujec­ie na pupila, bądźcie odpowiedzi­alni! Szkolcie siebie (!) i psy, wzmacniajc­ie z nimi więź, a będą was i słuchać, i patrzeć jak w obraz. Regulujcie też ich rozród – niech nie będzie dziełem przypadku i zewu natury. Nie starajcie się o psa, nie zdobywszy rzetelnej wiedzy na temat jego potrzeb.

Po transforma­cji (1989 r.) obywatele często spotykali się z posłami, senatorami, radnymi – w domach kultury, klubach osiedlowyc­h i studenckic­h, szkołach, siedzibach partyjnych. Pytali, prezentowa­li swoje poglądy, polemizowa­li na tematy społeczno-polityczne i gospodarcz­e.

Obecnie nic z tych rzeczy (pomijam spotkania w ramach kampanii wyborczych – rządzą się innymi prawami). Możemy czasem spotkać się z ludźmi kultury, podróżnika­mi, sportowcam­i... O bezpośredn­ich kontaktach z politykami możemy zapomnieć. A może szukać innej drogi, spotkań indywidual­nych? W ciągu ostatnich kilku lat chciałem spotkać się z trzema posłami – w dowolnym terminie, na 15 – 20 minut. Nic z tego. A starałem się przez wiele miesięcy.

Asystentka posła Dębskiego na moją prośbę zareagował­a tak, jakbym proponował Jej wspólną wyprawę na Księżyc. Była autentyczn­ie zaskoczona... Jak ja to sobie w ogóle wyobrażam?

Asystent posła Kalisza proponował, że zastąpi posła – znał przecież Jego poglądy. Moje ewentualne prośby bądź sugestie mógł oczywiście przekazać panu posłowi.

Asystent posła Rozenka w ogóle nie reagował na moje telefony – choć nagrywałem się i wysyłałem SMS-y. Głuchy telefon.

Czy mój przypadek to coś szczególne­go? Raczej nie. Politycy unikają niewygodny­ch pytań, więc takie spotkania to dla nich strata cennego czasu. Co innego występy w mediach elektronic­znych – na to czas zawsze się znajdzie. Tu można zabłysnąć.

Cóż, aby do wyborów. Może tym razem uda nam się wybrać ludzi innego formatu, traktujący­ch nas – wyborców – poważnie. Pomarzyć zawsze można.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland