Ostatni będą pierwszymi?
Niecały rok po zakończeniu piłkarskich mistrzostw świata w Brazylii rozpoczął się kolejny turniej, który skończy się finałami w Rosji w roku 2018. Jako pierwsze rywalizację o miejsca w finale rozpoczęły zespoły z Azji i mistrzostwa 2018 mają już swoich pierwszych bohaterów.
W Bhutanie, księstwie położonym w górach, wciśniętym między Chiny a Indie, stał się nim 19-letni Czenczo Gielczen, „Ronaldo Himalajów”, jak nazwał go tamtejszy dziennik „Kuensel”, strzelec dwóch goli w wygranym 2:1 meczu ze Sri Lanką. Był to mecz rewanżowy, bo pierwsze spotkanie na wyjeździe Bhutan też wygrał 1:0, a sensacja jest tym większa, że Bhutan zajmował przed tymi meczami 209., czyli ostatnie miejsce w rankingu FIFA, podczas gdy zespół Sri Lanki klasyfikowany był 35 miejsc wyżej.
Bhutan po raz pierwszy przystąpił do eliminacji mistrzostw świata, a istotną zachętą była dotacja w wy- sokości 300 tysięcy dolarów, jaką FIFA przekazuje systematycznie kilkunastu najbiedniejszym krajom, chociaż w powszechnym mniemaniu prezydent FIFA Sepp Blatter i jego koledzy wszystko rozkradają. Unowocześniono więc stadion w stolicy Thimphu, powstały ośrodki treningowe, stać było też związek piłkarski na kilkudniowy obóz przygotowawczy w Tajlandii i wypłatę stypendium dla zawodników w wysokości 10 tysięcy ngultrumów (około 150 dolarów) miesięcznie. Czenczo Gielczen to już rzeczywiście regionalna gwiazda, bo gra zawodowo w tajskim klubie Buriram United. Poprzednio Bhutan wygrał mecz w 2008 roku (2:1 z Afganistanem), a na liście porażek widnieje między innymi 0:20 z Kuwejtem.
Barwną postacią bhutańskiego futbolu jest lama Dzongsar Chience Rinpocze, mnich uznany w wieku siedmiu lat za zwierzchnika bhutańskiej odmiany buddyzmu. Oprócz badania świętych ksiąg zajmuje on się reżyserowaniem filmów, a jego pasją jest też futbol. Jest autorem pokazywanego i w polskiej telewizji filmu „Puchar” z 1999 roku, opisującego losy dwóch chłopców, odbywających nowicjat w buddyjskim klasztorze, którzy po raz pierwszy w życiu zobaczyli w telewizji mecz piłkarski i oszaleli na punkcie futbolu. Tak faktycznie zaczęła się historia piłki nożnej w Bhutanie, którą tamtejsi mieszkańcy poznali właśnie pod koniec lat dziewięćdziesiątych, gdy powstała w tym kraju pierwsza stacja telewizyjna.
„Na pewno przyjdę na mecz” – zapowiadał przed rewanżem. – „Ale ponieważ uważają mnie tu za Boga, będę musiał się przebrać. Mam nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna, bo nie chciałbym swoją boską mocą wpływać na wynik” – mówił pół żartem, pół serio. Był jednym z 30 tysięcy widzów na stadionie, nie licząc tych, którzy starali się coś dojrzeć z okolicznych wzgórz i drzew.
54-letni obecnie lama Rinpocze, który studiował w Londynie, był na ostatnich mistrzostwach świata w Brazylii. Stara się dotrzeć do najważniejszych ludzi w futbolu, by dowiedzieć się, jak stworzyć silną drużynę. „Pisałem do Arsene’a Wengera i do Barcelony z prośbą o poradę. Oczywiście, nawet mi nie odpowiedzieli, ale marzenie pozostało” – mówi. Rinpocze zna się na piłce i wie, że jego rodacy nie będą mieli żadnych szans w dalszej rywalizacji, już w pięciozespołowej grupie, ale jest szczęśliwy, że jego zespół gra dalej w mistrzostwach.
Pod koniec marca do eliminacji przystąpią drużyny z Karaibów. Trenerem reprezentacji Anguilli, która zmierzy się z Nikaraguą, jest Polak Ryszard Orłowski, były piłkarz Budowlanych Gorzkowice i Polonii Piotrków, a później zespołów polonijnych w USA, gdzie przebywa już ponad 30 lat. Anguilla jest w rankingu FIFA na 208. miejscu, musi się więc bronić przed atakiem Bhutanu, który wysoko podniósł poprzeczkę. (WF)