Kolej na Ewę
Pociąg osobowy do Słupska trząsł się i podskakiwał na dawno nieremontowanych torach, sprawiając, że podróżni na próżno usiłowali się zdrzemnąć. Z tym większym zdziwieniem zerkali na towarzyszącą im personę.
– Może się państwo poczęstują? – Ewa Kopacz wyciągnęła ze swojej torebki kanapki z żółtym serem i jaja na twardo.
– Mamusia mówi, że nie wolno brać jedzenia od obcych! – odparła rezolutna dziewczynka.
– Przecież mnie znacie! – Pani premier uśmiechnęła się zachęcająco. – Specjalnie wybrałam się w podróż koleją, żeby porozmawiać ze zwyczajnymi Polakami o ich kłopotach i problemach. Śmiało, podzielcie się ze mną swoimi troskami!
– Ja nie chcę, żeby Kasia poszła do szkoły w wieku sześciu lat – matka dziewczynki objęła ją obronnym gestem. – Jest jeszcze za malutka!
– Już notuję... – Kopacz wyciągnęła z torebki notatnik i długopis.
– A ja nie zamierzam tyrać do sześćdziesiątego siódmego roku życia! – mruknęła babcia dziewczynki.
– Przynajmniej nie na śmieciówce... – westchnęła mama.
– Natomiast ja chciałbym mieć jakąkolwiek pracę – dodał tata.
– Rozumiem – pani premier zapisała coś w kajeciku. – To wszystko da się załatwić! Tylko dajcie nam jeszcze jedną szansę!
Pasażerowie ośmielili się i zaczęli wysuwać coraz to nowe postulaty, wśród których był także i ten, żeby w każdym pociągu, a nie tylko w Pendolino, był czysty kibel i papier toaletowy. Kopacz skwapliwie zapisywała wszystko w notatniku. Nagle pociąg zadrżał, zgrzytnął, a potem zaczął zwalniać i wreszcie stanął w szczerym polu.
– Co się stało? – zaniepokoiła się pani premier.
– Mijanka – skrzywił się tata dziewczynki. – Z Gdyni do Słupska biegnie tylko jeden tor, teraz sobie dłuuuugo poczekamy.
– Ależ ja nie mam czasu! – zaprotestowała Ewa Kopacz. – Muszę prędko odfajkować spotkanie z Biedroniem, bo rano jadę odwiedzić dumny naród śląski!
Drzwi przedziału rozsunęły się i stanął w nich zziajany Michał Kamiński.
– Ewka, zmiana planów! – zawołał. – Do Słupska jedziemy limuzyną, na szczęście do Gdańska przyleciał za nami rządowy samolot, więc na pewno zdążymy wrócić do Warszawy!
Po chwili w przedziale nie było już nawet śladu po pani premier i jej współpracowniku.
Przez chwilę panowała cisza, po czym babcia mruknęła: – Nie wiem, jak was, ale mnie ta kobieta przekonała. Mogłaby tylko zainwestować w autobus, wtedy dotarłaby wszędzie na czas jak Beata Szydło!