Chciałabym pozostać sobą Rozmowa z Justyną Panfilewicz
– Nadal używa pani pseudonimu „Jazzta”?
– Swoją muzykę zaczęłam promować pod własnym imieniem i nazwiskiem. Pseudonim Jazzta pojawił się na studiach i tak zwracali się do mnie znajomi. Teraz występuję jako Justyna, a pseudonim zostawiam sobie na dodatkowe projekty.
– Z jednej strony rock, a z drugiej poezja śpiewana. Nie spotkałem jeszcze wokalistki, która łączyłaby ze sobą tak skrajne gatunki muzyczne.
– W poezji śpiewanej też potrzebni są wykonawcy z chropowatym głosem, z wyrazistą osobowością. Udaje mi się to szczęśliwie łączyć, czyli autorską muzykę rockową i rockową duszę przemycać do piosenki poetyckiej. Pamiętam Ogólnopolski Festiwal Piosenki Poetyckiej w Rybniku, na którym zostałam porównana do Włodzimierza Wysockiego a mój występ skomentowano tak: „świetnie ryczy”. Przyjęłam to jako komplement.
– Gdzie stawiała kroki na scenie?
pani
pierwsze
– W1997 roku i były to kroki taneczne. Tańczyłam w zespole folklorystycznym pieśni i tańca „Sierakowice”.
– Kiedy zainteresowała się pani piosenką poetycką?
– W 2004 roku, od pierwszego Festiwalu Piosenki Poetyckiej, a był to festiwal piosenek Seweryna Krajewskiego. Od początku sięgałam po dobre teksty, nie będąc świadomą, kto te teksty napisał. Później okazało się, że to Jacek Kaczmarski, Agnieszka Osiecka. – A rockiem? – Mam starszą siostrę, która zaczęła przynosić do domu płyty zespołu HEY, Edyty Bartosiewicz, zespołu Guns N’Roses. Kiedy moi rówieśnicy słuchali muzyki popowej, ja wydzierałam się razem z Anją Orthodox. Muzyka rockowa była ze mną od początku, wkrótce zaczęłam sięgać po rocka progresywnego.
– Jak trafiła pani do programu telewizyjnego „Bitwa na głosy”?
– Casting odbywał się w Łodzi. Postanowiłam, że spróbuję, że to będzie fajna przygoda. Mogłam zobaczyć realizację programu od kuchni. Dosta-