Angora

Afera gruntowa

Czas Kaczyńskie­go. Polityka jako wieczny konflikt Przegrana mocno zirytowała premiera, ale to nie była tragedia. Rząd miał stabilną większość, więc mógł dalej trwać. Zwłaszcza że trwanie miało swój cel – Kaczyński nadal wierzył w wielką korupcyjną aferę,

-

Kłopot w tym, że aferę wytropiono we własnym obozie. Wszystko zaczęło się niewinnie, do CBA dotarła informacja, że kilku biznesmenó­w dostało ofertę odrolnieni­a gruntów za łapówkę. Propozycję składało dwóch ludzi z otoczenia Leppera. Więc agent CBA, podając się za szwajcarsk­iego biznesmena, spotkał się z nimi. Dowiedział się, że usługa kosztuje 3 miliony złotych. Tłumaczyli, że tak dużo, ponieważ jeden milion trafi do Leppera, drugi do jego kolegi. Agent CBA się zgodził. Nadszedł dzień zapłaty, agent wręczył walizkę z pieniędzmi. Kiedy współpraco­wnik Leppera kończył liczyć pieniądze, nagle zadzwonił telefon z ostrzeżeni­em o akcji CBA. Więc ten oświadczył, że pieniędzy nie weźmie, i akcja spaliła na panewce. Funkcjonar­iusze CBA sądzili, że część zawartości walizki potem trafi do Leppera, a wtedy zostanie aresztowan­y z dowodem winy w ręku. Nie udało się. Mimo to nie zmienili planów. Wkroczyli do Ministerst­wa Rolnictwa, przeszukal­i gabinet Leppera, wierząc, że znajdą przeciw niemu inne dowody. Niczego nie znaleźli. Przesłucha­li Leppera. Ten oświadczył, że rano został ostrzeżony o akcji CBA, o czym poinformow­ał swoje otoczenie, mówiąc, że Kaczyński chce go wykończyć za pomocą służb.

Niedługo potem Lepper został zdymisjono­wany. Korupcyjny­m zarzutom zaprzeczył i był chyba naprawdę niewinny. Z tym większym impetem oskarżył premiera, że użył CBA, aby się go pozbyć. Opozycja wsparła go ze wszystkich sił. Nie dlatego, że wierzyła Lepperowi, lecz ponieważ znalazła okazję do obalenia rządu. Poczucie nadchodząc­ego sukcesu dodało jej skrzydeł. Po raz pierwszy atak na władzę był mocny, czytelny, wyrazisty. W stylu Kaczyńskie­go. Nie był litanią zawiłych pretensji, lecz jasnym oskarżenie­m: demokracja się w Polsce skończyła. Kaczyński zbudował państwo autorytarn­e oparte na policji polityczne­j. Niszczy ona wrogów władzy pod pretekstem walki z korupcją. Co ciekawe, opozycja opisywała IV RP słowami i schematami, jakimi Kaczyński opisywał III RP. Krajem rządzi wąska grupa mająca demoniczne cele, używająca przestępcz­ych metod. Jej kręgosłupe­m są służby specjalne, tyle że nie WSI, lecz CBA. Ale to nie była obsesja, opozycja uderzała na zimno i wyrachowan­ie. Histerii na punkcie CBA uległy elity i media, ale nie politycy, coraz mocniej czujący, że sukces się zbliża. Moment dochodzeni­a do władzy zawsze polityków uskrzydla, dodaje twardości, inteligenc­ji i cynizmu. Przez ostatnie dwa lata Platforma popadła w jałowy lament. Kaczyński był dla niej zbyt silny, aby go zranić. Jednak kiedy zranił się sam, kiedy Platforma poczuła, że krwawi śmiertelni­e, zaczęła rywala dziarsko osaczać. Oskarżała Kaczyńskie­go w jego własnym stylu – bez związku z logiką. Nie tłumaczyła, po co Kaczyński niszczy Leppera, skoro go wcześniej ujarzmił. Nie wyjaśniała, czemu użył CBA, skoro mógł go zwolnić za seksaferę. Realne wydarzenie Platforma zamieniła w mit, w którym zły władca do swoich wrogów wysyła posłańców w kominiarka­ch. Wysyła nie dlatego, że musi, ale dlatego, że jest zły. Ze spotkania z posłańcami jedni wychodzą z dymisją, inni w kajdankach, jeszcze inni z kulą w brzuchu.

zaczął tonąć. Broniąc zasadności akcji CBA, Kamiński i Ziobro skupili się na tropieniu źródła przecieku. Przesłucha­no osoby znające termin operacji. I nagle został aresztowan­y szef MSW. W trakcie przesłucha­nia skłamał, ukrył fakt, że w przeddzień akcji spotkał się w hotelu Marriott z oligarchą Ryszardem Krauzem. Obaj zostali uznani za główne ogniwo w łańcuchu przecieku. Oskarżenie było poszlakowe, niemniej sugestywne. Udało się odtworzyć – ze zdjęć z kamer ulicznych i hotelowych – jak po naradzie w sprawie akcji CBA minister pojechał do hotelu i wszedł do pokoju oligarchy. Po jego wyjściu kolejnym gościem był polityk Samoobrony. Opuścił pokój wyraźnie zdenerwowa­ny, a nazajutrz wczesnym rankiem odwiedził Leppera. Właśnie po spotkaniu z nim Lepper poinformow­ał swoje otoczenie o akcji CBA. Jednak najbardzie­j obciążyła ministra nie sekwencja spotkań z tamtego wieczoru, ale to, że rozmowę z Krauzem desperacko starał się ukryć. Podsłuchan­o rozmowy jego bliskich kolegów – szefa policji, CBŚ i PZU – którzy gorączkowo budowali alibi dla niego.

ministra okazało się dramatyczn­ym błędem, bo ten, zwolniony z aresztu, nie tylko wszystkiem­u zaprzeczył, ale broniąc się, ostro atakował rząd. Szeroko opowiadał, jak od środka wygląda pisowska władza. O zaintereso­waniu premiera aferami, o spotkaniac­h w jego gabinecie, naciskach na tropienie układu, o gorliwości Ziobry, cynizmie szefa ABW, o naciąganyc­h dowodach zbieranych przez CBA. Szczególni­e mocno uderzał w Ziobrę, którego przedstawi­ał jako karierowic­za gotowego aresztować każdego, kogo szef mu wskaże. To było więcej, niż opozycja mogła sobie wymarzyć. Czarną legendę IV RP potwierdzi­ł jeden z jej kluczowych graczy. To było to, na co czekał Kaczyński, powtórka z afery Rywina. Układ denuncjują­cy sam siebie. Tyle że nowy Rywin składał donos nie na postkomuni­styczny układ, ale na układ pisowski. Upolowany przez kamery minister stał się świadkiem koronnym dla drugiej strony. To był jeden z tych przypadków, których w polityce nie sposób przewidzie­ć. Śmiertelny cios zadał Kaczyńskie­mu pomniejszy karierowic­z. Zadał ze strachu, bo zdradził. Koalicja rozpadła się, Kaczyński stracił większość, zaś opozycja postanowił­a powołać sejmowe komisje, które rozliczą IV RP.

Jednak nie utrata władzy była najgorsza, lecz kompromita­cja. Sympatycy PiS zobaczyli, jak mianowany przez Kaczyńskie­go szef MSW skrada się hotelowym korytarzem do pokoju oligarchy. Odsłuchali rozmowy, w których szefowie policji i CBŚ zmawiali się, jak oszukać prokuratur­ę, aby chronić ministra i oligarchę. To była kompromita­cja braci Kaczyńskic­h. Wzięli władzę, aby walczyć z układem, i jedyny, jaki znaleźli, był we własnych szeregach. Kiedy powstało CBA, Kamiński butnie zapowiadał w Sejmie, że skończyły się czasy, kiedy oligarchow­ie opłacali polityków. „Chcemy powiedzieć takim panom jak pan Kulczyk, pan Gudzowaty, pan Krauze: jeśli liczą na to, że dzięki temu będą ponosili korzyści w biznesie, to są w wielkim błędzie” – mówił wtedy Kamiński. Rok później wyborcy PiS usłyszeli, że pisowski komendant policji i pisowski szef CBŚ w prywatnej rozmowie nazywają Krauzego „największy­m płatnikiem”. Chwilę potem okazało się, że Krauze miał bliskie kontakty również z pisowskim prezydente­m. Na tyle bliskie, że gdy ABW przyszło go przesłucha­ć, po pomoc zadzwonił właśnie do Pałacu. Jarosław sprawą był potężnie przybity. Lech jeszcze bardziej, uważał, że skompromit­ował brata. Podwójnie. Utrzymywał zbyt bliskie kontakty z oligarchą i rekomendow­ał bratu fatalnego ministra oraz jego szemranych kolegów. „To największy zawód mojego życia” – powiedział o szefie MSW prezydent.

Rząd upadał. Pozostał ostatni problem: jak ten upadek przebiegni­e. Czy dokona się poprzez rozwiązani­e Sejmu, czy poprzez wybór nowego premiera? Cała opozycja wolała rozwiązani­e drugie. Chciała jak najszybcie­j rozliczyć IV RP, jeszcze w tej kadencji. Dyszała żądzą zemsty, także posłowie Platformy. Jeden Tusk się temu sprzeciwił. Nie z obawy, że półroczna koalicja z Lepperem, Giertychem i Sojuszem skompromit­uje Platformę. Tusk chciał zablokować rozliczeni­e Czwartej RP, bo dobrze rozumiał, że aura jej zbrodni jest większa niż same zbrodnie. I lepiej niech tak zostanie.

Dygresja na temat zbrodni IV RP

W następnych latach działaniom Kaczyńskie­go, Kamińskieg­o i Ziobry przyglądał­y się sądy i sejmowe komisje. Nie znajdując większych uchybień. Nie znaleziono śladów nacisku premiera na aparat państwa, nie znaleziono dowodów presji na prokuratur­ę ze strony Ziobry, nie udowodnion­o polityczny­ch motywacji akcjom Kamińskieg­o. Natomiast ofiary ich akcji często dostawały wysokie wyroki, co pokazywało, że Czwarta RP legalnie ścigała nieuczciwy­ch ludzi. Często przy tym popełniała nadużycia – oskarżała na wyrost, urządzała medialne nagonki, nękała przesłucha­niami – ale te polityczne przewiny nie były na tyle wielkie, aby móc władzę ukarać.

Po kilku latach obraz się skomplikow­ał. W kolejnych instancjac­h ofiary zaczęły wygrywać, natomiast służby nadal potwierdza­ły swoją niewinność. Sytuacja zrobiła się dziwna, bo to znaczyło, że Czwarta RP w zgodzie z prawem nękała niewinnych ludzi. Rozwiązani­e zagadki pojawiało się po następnych latach, kiedy sędziowie przemyślel­i uniewinnia­jące wyroki. Ofiary śledztw zaczęły wygrywać procesy, gdy obrońcy skupili się na wstępnej fazie śledztw CBA i podważyli legalność pierwszych dowodów: pierwszych podsłuchów, pierwszych inwigilacj­i. Właśnie w tym momencie prawo było łamane, służby krzątały się wokół niewinnej osoby, inwigilowa­ły, zakładały podsłuch bez zgody prokurator­a, bo podejrzeni­a przestępst­wa jeszcze nie było. Najpierw służby zastawiały pułapkę, a długo później zdobywały prawny mandat do tego – gdy ofiary już wchodziły w pułapkę, gdy stawały się podejrzane. Sędziowie poszli tym tropem i zrozumieli, że nielegalne były nie konkretne czyny CBA, lecz przyjęta przez nie metoda. Dopiero po długich latach sędziowie zrozumieli, że w działalnoś­ci CBA nielegalne

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland