Skuli babcię kajdankami i powieźli na komendę
Maraton głupoty
21 sierpnia na starcie półmaratonu i maratonu wokół pałacu w Mierzęcinie stawiło się około 400 pasjonatów biegania. Pogoda była kiepska, a trasa... delikatnie mówiąc, niestabilna w dystansie. Miało być biegowe święto, był chaos – czytamy w TVN24.pl. Część biegaczy zgubiła się w lesie. Niektórzy zamiast maratonu przebiegli ponad 57 kilometrów, a zamiast półmaratonu ponad 30 kilometrów. Organizatorzy za chaos winą obarczają strażaków. Ci odpowiadają zgodnie, że są od gaszenia pożarów, a nie od zabezpieczania imprez biegowych. Szlak trasy był kiepsko oznaczony. Na drzewach wisiały kartki, które szybko spadały na ziemię. Ani na trasie, ani na mecie nie było żadnej opieki medycznej. Może też się zgubiła?
Tokarczuk zasłużona dla Wałbrzycha
Bestsellerowa pisarka Olga Tokarczuk została uhonorowana tytułem Zasłużony dla Miasta Wałbrzycha. Nie spodobało się to radnym PiS, którzy w ramach protestu opuścili salę podczas sesji rady miejskiej – pisze „Gazeta Wyborcza”. Wałbrzychowi można pozazdrościć Olgi Tokarczuk. Rajców nie za bardzo...
Kronikarz hrubieszowski
Niejaki Jan Kowalski, mieszkaniec Hrubieszowa, jest bardzo aktywny na portalu społecznościowym Facebook. Od ponad dwóch miesięcy zamieszcza w nim wpisy na temat domniemanych nieprawidłowości w różnych instytucjach powiatu hrubieszowskiego. Jego działalnością wprost zachwyceni są śledczy, którzy w związku z doniesieniami mają pełne ręce roboty. Prokuratury w Hrubieszowie i Zamościu prowadzą już osiem postępowań dotyczących informacji zawartych we wpisach „Kronikarza” – jak nazwał siebie internauta.
Za mieszkanie zapłaci Franciszek
W Łodzi zamieszka uchodźca z Syrii! – donosi „Dziennik Łódzki”. Ale nie to jest sensacją. Za pokój Noraira Iskandara, który stara się aktualnie o status uchodźcy z Aleppo, zapłaci sam papież Franciszek. O trudnej sytuacji Syryjczyka dowiedział się papieski jałmużnik arcybiskup Konrad Krajewski. Podczas łódzkiej pieszej pielgrzymki na Jasną Górę zadeklarował, że Franciszek pokryje koszty lokalu Noraira. Znając papieża, może nawet niepostrzeżenie wymknie się z Watykanu i wpadnie do niego na kawkę...
Drobniutką 79-latkę lubaczowscy policjanci wyciągnęli zza kierownicy samochodu. Ręce wykręcili za plecy, skuli kajdankami, wcisnęli do radiowozu i powieźli do komendy.
– Ta pani była agresywna – tłumaczy sierż. szt. Monika Tomczyszyn-Pachołek, rzeczniczka lubaczowskiej policji. – Interwencja policjantów była uzasadniona. Dla Eugenii Dudy ten matiz to była brama do świata. Kilka lat nim jeździła bez kolizji, bez wypadku, bez mandatu, na co ma policyjne potwierdzenia.
Dopóki starostwo nie zatrzymało jej uprawnień. Z uzasadnieniem, że stan zdrowia nie pozwala jej prowadzić pojazdów mechanicznych. Pojechała na drugą stronę granicy, do Rawy Ruskiej, gdzie urodziła się przed wojną, zdała egzamin, dostała duplikat prawa jazdy. I bezkolizyjnie jeździła aż do 12 sierpnia, kiedy to na drodze w Horyńcu-Zdroju przydybała ją lubaczowska drogówka. – W centrum miasteczka mnie zatrzymali, na przystanku autobusowym – skarży się „Nowinom” pani Eugenia. – Wzięli prawo jazdy, sprawdzili, oddali. Po chwili zatrzymali mnie jeszcze raz i zabrali na dobre. Tłumaczyli, że w systemie im wyszło, że mam odebrane uprawnienia. Kazali wysiąść z samochodu i oddać kluczyki, a samochód ma zabrać laweta. Tłumaczyłam, że nie ma potrzeby, zadzwonię po córkę, będzie za kilkanaście minut, po co mam płacić za lawetę... Nie chcieli słuchać, nie chcieli zaczekać. Przecież policja powinna pomagać, a potraktowali mnie jak bandytę.
A potem akcja jak z thrillera: jeden z policjantów wyjmuje kluczyki ze stacyjki, wyciąga staruszkę zza kierownicy. – Podbiegł drugi, skopali mnie po nogach, ręce wykręcili za plecy, dłonie skuli kajdankami, wrzucili na tył radiowozu i ruszyli w stronę Lubaczowa – relacjonuje 79-letnia kobieta. I dodaje, że z tych nerwów po drodze zachciało jej się za potrzebą. Mówi, że błagała policjantów, żeby po drodze się zatrzymali, bo nie wytrzyma. Że nie ucieknie, niech jej chociaż jedną rękę uwolnią, żeby mogła zdjąć spodnie, za drugą mogą ją trzymać. Nie zatrzymali się...
– Jak mnie w komendzie rozkuli, zdjęłam spodnie i pokazałam policjantce cztery litery – opowiada. – Żeby zobaczyła, jak się traktuje człowieka, który nic złego przecież nie zrobił – dodaje nasza rozmówczyni. Po tych wszystkich perypetiach kobieta wróciła do domu.
Najpierw poszła do lekarza, bo po interwencji jedno ramię wściekle ją bolało. Obdukcja lekarska wylicza: krwiak ramienia prawego, rozległy krwiak przedramienia, otarcia nadgarstków, krwiak ramienia lewego, krwawe podbiegnięcia lewego podudzia.
A potem kobieta dostała rachunek „za lawetę”: 330 zł. Opisała całą sytuację i pismo zawiozła do Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.
„Osoba podejrzana o to, że (...) działając publicznie i bez powodu znieważyła poprzez plucie funkcjonariuszy KPP w Lubaczowie, a także naruszyła nietykalność cielesną poprzez szarpanie za mundur” – brzmi policyjny protokół zatrzymania osoby.
Rzeczniczka lubaczowskiej policji potwierdza, że doszło do takiego zatrzymania, że użyto środków przymusu bezpośredniego, ale te były uzasadnione agresją zatrzymanej. Dla bezpieczeństwa policjantów i samej zatrzymanej. – Zostały jej cofnięte uprawnienia kierowcy. Na prośbę policjantów pani nie chciała opuścić pojazdu, nie wykonywała ich poleceń, zaczęła wymachiwać rękoma, szarpać policjantów, opluwać – wyjaśnia. – Doszło do znieważenia funkcjonariuszy publicznych i naruszenia nietykalności cielesnej, co było przyczyną zatrzymania.
A pani Eugenia zapewnia, że żadnego szarpania i plucia nie było, ale fakt, że z samochodu wyjść nie chciała, bo czekała na córkę.
– Rzeczywiście, pani zgłaszała potrzebę fizjologiczną, ale to nie było od początku jazdy, ale już w Lubaczowie, na ulicy Kościuszki, ledwie kilometr od komendy – dodaje pani rzecznik.
– Na prośbę tej pani policjanci nie mogli się zatrzymać, tam była ruchliwa ulica, chodniki, żadnej publicznej toalety. Prosili, żeby jeszcze chwilę wytrzymała, w komendzie będzie mogła skorzystać z toalety.
I potwierdza, że kiedy na placu przed komendą policjanci zdjęli pani Eugenii kajdanki, ta zdjęła spodnie i „pokazała dolną część ciała policjantce”. W związku ze „znieważeniem i naruszeniem nietykalności cielesnej” policjantów prowadzone jest przeciwko pani Eugenii postępowanie karne.