Fotografia i siatkówka
Rozmowa z mistrzem świata w siatkówce MARIUSZEM WLAZŁYM
– Brakowało najlepszego siatkarza ostatnich mistrzostw świata na igrzyskach w Rio.
– Nie. Ta drużyna naprawdę mogła wiele osiągnąć. Wiem, jak czuli się zawodnicy, gdy przegrali mecz ćwierćfinałowy. Na tym samym etapie odpadłem z drużyną narodową w Pekinie. A też wtedy jechaliśmy na igrzyska z wielkimi nadziejami. Wiem, jak to boli. Prosiłbym o cierpliwość. Jesteśmy na etapie fajnej siatkówki i nerwowe ruchy nie są potrzebne.
– Ale brakowało pana w Rio. Będę się upierał.
– Nie. Nie zgadzam się. Bartek Kurek na mojej pozycji dał radę. Każdy dał z siebie maksa. Niewątpliwie czegoś zabrakło, ale to sztab trenerski powinien wyciągnąć jak najwięcej wniosków. Mnie jest przykro, tak ludzko. Szkoda, że przegraliśmy z Amerykanami. Mogliśmy cieszyć się z medalu. Trudno. – Grał pan z tą drużyną? – Przeżywałem to w inny sposób. Inny jest stres, gdy jest się na boisku, a inne emocje – gdy jest się kibicem. Ciężko mi było patrzeć na porażkę, ale jak dziecko cieszyłem się, gdy koledzy wygrywali z silnymi drużynami w fazie eliminacyjnej. To były skrajne emocje. Ale doświadczyłem ich, jak każdy prawdziwy kibic.
– A czego zabrakło w spotkaniu z USA?
– Nie chciałbym się wypowiadać. Widziałem, że drużyna próbowała się przełamać. Walczyła z własnymi słabościami. A że czegoś zabrakło, to wiedzą najlepiej ci, co powinni rozliczyć olimpijski start.
– Ile razy trener Stephan Antiga namawiał pana do gry na IO?
– Już w czasie pierwszej naszej rozmowy powiedziałem, że mistrzostwa świata będą moim ostatnim turniejem w reprezentacji. To właśnie podczas turnieju w Polsce chciałem pożegnać się z kibicami. Trener to zaakceptował.
– Ale były później rozmowy, choćby takie sprawdzające.
– Jesteśmy na tyle uczciwymi ludźmi, że jeżeli wcześniej zapadły decyzje, to trzymaliśmy się tych ustaleń. Nikt na siłę nie namawiał. Oczywiście było pytanie, ale ja podtrzymywałem to, co powiedziałem Stephanowi w styczniu 2014.
– Dwa lata temu mistrzostwo świata i euforia, a obecnie, po niepowodzeniu na igrzyskach, trudny moment dla polskiej siatkówki.
– Jeden z cięższych. Chcieliśmy przecież wszyscy sukcesu w Rio. Mieliśmy bardzo dobry zespół, ale w sporcie nie można niczego założyć. To nie jest tak, że możemy coś zaplanować i nawet być pewnym osiągnięcia sukcesu. Przykładowo, jeśli zainwestujemy choćby 1000 złotych, to w skali roku będziemy mieli zysk. Wpłynie na nasze konto pewna, znana kwota. W sporcie niczego nie można zaplanować. Nawet przy dobrym przepracowaniu okresu przygotowawczego, osiągnięciu najwyższej formy, potrzebne jest jeszcze szczęście. A ponadto, ktoś może być w jeszcze lepszej formie. Dzisiaj w każdym turnieju o medal trzeba walczyć, bić się. Medal rodzi się w bólach. Ten ból to każdy trudny mecz. I te ciężkie mecze są na każdym ważnym turnieju. Do nich trzeba się przygotować nie tylko fizycznie, ale i mentalnie.
– Zauważył pan coś nowego w olimpijskim turnieju siatkówki?
– Śmiałem się, że nie było przerw technicznych. Każdy z siatkarzy jest przyzwyczajony, że po 8. i 16. punkcie jest czas na oddech. Fajny jest system challenge pokazywany już wszystkim. Każdy może ocenić, czy piłka dotknęła linii. A poza tym, siatkówka jest na coraz wyższym poziomie. I trzeba coraz więcej pracować, by być nadal w światowej czołówce.
– Nie było pana w Rio, zatem były długie wakacje.
– Miałem bardzo pracowite wakacje. Z moją fundacją mieliśmy cykl treningów dla dzieci ze szkół podstawowych i gimnazjów. 500 uczestników. W trzech miastach, także w moim rodzinnym Wieluniu, bawiliśmy się z dzieciakami w siatkówkę. Projekt absorbujący, ale dający wiele satysfakcji. Za rok powtórzymy tę akcję. Ale znalazłem czas i na wypoczynek.
– Była więc pewnie i okazja, by pofotografować. To przecież ulubione pana zajęcie.
– Byłem w bardzo fajnym kraju pod względem fotograficznym. Islandia to kraj z innej bajki. Niespotykany. Krajobraz niesamowity. Powstał dzięki wulkanom. 50 procent czynnych wulkanów na świecie znajduje się właśnie na Islandii. Widoki zapierające dech. O każdej porze dnia jest inaczej. Jeśli ktoś szuka wyciszenia, to polecam Islandię. Każdemu, kto lubi fotografować – ten kraj polecam obowiązkowo. – I są fajne zdjęcia? – Jeszcze nie wiem, czy fajne. Ale można tam wyjątkowo pobawić się aparatem. Muszę teraz wiele godzin popracować, by przygotować te islandzkie zdjęcia.
– Dlaczego zajął się pan fotografią?
– To mnie uspokaja i odstresowuje. Zobaczyłem, że i w tym kierunku mogą rozwijać się moje zainteresowania. – Fotografia to... – ...trudna sztuka, której trzeba się nauczyć. Ja dążę do tego. Chcemy przecież coś wyrazić poprzez nasze zdjęcia. Jeśli ktoś, oglądając zdjęcie, będzie myślał tak jak autor, to znaczy, że zdjęcie jest perfekcyjnie zrobione. Autorowi zależy na tym, by właśnie tak się działo. Fotografia to dziedzina sztuki. Zamraża dany fragment życia. Możemy zatrzymać daną chwilę. To także sposób wyrażania swoich emocji.
– Ciągle pan szuka czegoś w fotografii?
– Jestem samokrytyczny. Daleka droga, bym robił przyzwoite zdjęcia. Szukam swojego stylu. Uwielbiam uwieczniać w aparacie krajobrazy. Gdy stosuję długie czasy migawki, wtedy powstają fajne pejzaże. Intrygują mnie ludzie. Bardzo ciekawią mnie ich portrety. Nie zdajemy sobie sprawy, ile wyraża ludzka twarz. Dopiero zdjęcie nam to uświadamia. Ale każde zdjęcie przekazuje coś. Zatrzymuje się przecież chwile. I to często nietypowe, niepowtarzalne. Niektóre style fotografii kręcą mnie bardziej. Wciąga mnie jak w mocny wir wodny fotografia czarno-biała. Chciałbym jej poświęcić więcej czasu. Czerń i biel oddają duszę na fotografiach. Niby tylko dwa kolory, ale odcienie szarości nadają niesamowity klimat i charakter każdemu zdjęciu.
– Znajduje pan czas na fotografowanie w czasie sportowego sezonu?
– Lubię wstać o 3, 4 rano i właśnie zabrać aparat na wycieczkę. Każda chwila spędzona z aparatem jest niezwykła. Relaksuje mnie to. Odpręża. Mam już skrzywienie, bo szukam kadrów, momentów, które chciałbym uchwycić.
– Co łączy fotografię i siatkówkę?
– Wiele dziedzin łączy się ze sobą poprzez ambicje, które towarzyszą człowiekowi. Tak jest też z fotografią i siatkówką. Czy w sporcie, czy w nauce, czy w fotografii zawsze właśnie ambicja pozwala nam sięgać wyżej. Zawziętość, upór, dążenie do perfekcjonizmu powoduje to, że jesteśmy coraz lepsi. Tylko trzeba wiele rzeczy ćwiczyć i mieć w tym praktykę.
– Pewna, szybka ręka w siatkówce to atut, a w fotografii?
– Czasami migawka nie powinna być szybka. Bajkowy pejzaż wymaga dłuższego czasu. – Co zatem jest ważne? – Cierpliwość. Musi być wypracowana przez lata. Bardzo istotna jest praktyka i zmysł. Przecież dwa niby te same zdjęcia mogą się bardzo różnić. Potrzeba chyba także dużo wrażliwości. Z suchym podejściem trudniej zrobić dobre zdjęcie. Ale z tym suchym podejściem nie osiągnie się niczego nigdzie. Do wszystkiego trzeba mieć serce.
– Mariusz Wlazły to jeden z najlepszych siatkarzy świata, a Mariusz Wlazły fotograf?
– Staram się pokazać z innej strony. Wszyscy znają mnie tylko od strony sportowej. Z silną osobowością, własnym mocnym zdaniem. A fotografia to moja druga natura. Wewnętrzna natura. Coś, co wyraża mnie. Chciałbym pokazywać swoje zdjęcia, ale umiejętności jeszcze nie pozwalają. Na portalach wprawdzie można zobaczyć już moje fotografie, ale nie przyszedł jeszcze ten etap, bym wystawiał swoje prace. Robię to dla siebie. Cierpliwie czekam na zrobienie dobrych, najlepszych swoich zdjęć. Tak jak często cierpliwie czekam na boisku na najlepsze akcje. Po nich dopiero jest ogromna satysfakcja.