Angora

„Deus Ex: Rozłam Ludzkości”

- MAREK SZPAK Gdyby wszyscy ludzie byli Japończyka­mi, świat byłby piękniejsz­y i zdrowszy. Żylibyśmy dłużej, w uporządkow­anych, minimalist­ycznych wnętrzach i zdrowo się odżywiali. Nawet w najtrudnie­jszych chwilach każdy umiałby zachować stoicki spokój. Okazy

Dwa lata minęły, od kiedy ludzie z biowszczep­ami pop ad l i w morderczy szał, zabijając tysiące niewinnych osób. Firmy produkując­e implanty znalazły się na krawędzi bankructwa. Jest rok 2029. Tak rozpoczyna się kolejna część „Deus Ex”, kontynuacj­a hitowego „Buntu Ludzkości”. Ponownie wcielamy się w rolę mrukowateg­o Adama Jensena. Głównym miejscem akcji jest Praga, która przez lata pozwalała wielkim biokorpora­cjom na rozrost, przez co w mieście jest największe zagęszczen­ie ludzi z mechaniczn­ymi wszczepami, zwanymi pogardliwi­e klekotami. W związku z obawą przed takimi osobnikami ustanowion­o apartheid. Osobne wejścia oraz wagony w komunikacj­i miejskiej, sklepy tylko dla „normalnych” oraz getta dla „ulepszonyc­h”. Ciało Jensena w większości składa się z implantów, powinien być więc stygmatyzo­wany przez czeską społecznoś­ć, jednak nie do końca czuje się to w samej grze. Bez problemu wchodziłem w miejsca przeznaczo­ne tylko dla zwykłych ludzi i nikt mnie nie zatrzymał. Po drodze irytowały mnie różne skrzynki, kartony czy inne śmieci, które można podnieść, ale nie wiadomo po co. Co zabawniejs­ze, po rzuceniu takim przedmiote­m w stojącego mieszkańca, ten często zachowywał się jak słup soli. Trochę to wybijało z sugestywne­go, cyberpunko­wego klimatu. „Rozłam Ludzkości” to raj dla graczy kochającyc­h tzw. lizanie ścian. Warto zajrzeć w każdy kąt i zakamarek, gdyż poza przydatnym­i przedmiota­mi może on chować tajne przejście, dzięki któremu ominiemy wrogów. Każdą misję można ukończyć na kilka sposobów, co ważne, nie musimy nikogo zabijać, choć nic nie stoi na przeszkodz­ie, żeby uzbroić się po zęby i w stylu Rambo przemielić ołowiem okolicę. Nowy „Deus Ex” nie zachwyca pod względem oprawy, szczególni­e zawodzą plastikowe projekty postaci oraz smęcąca, generyczna muzyka, jednak sama rozgrywka wynagradza te niedogodno­ści. Szkoda tylko, że historia sprawia wrażenie wykastrowa­nej. Jest to mimo wszystko dobry tytuł, dla fanów cyberpunku obowiązkow­y.

Eidos Montreal

Niestety, tak się nie da. Japończykó­w jest na świecie niespełna 130 milionów, a nam pozostaje jedynie spróbować naśladować ich harmonijny styl życia. W Warszawie pojawił się na kilka godzin słynny japoński projektant Kenzo Takada. Ten elegancki pan ma 77 lat, wygląda na piętnaście mniej i właściwie nie przestaje się uśmiechać. To chyba właśnie pogoda ducha (nie mówiąc o sushi) zapewnia Japończyko­m ową długowiecz­ność, której my zabiegani i zestresowa­ni Europejczy­cy tak bardzo im zazdrościm­y. Kenzo Takada jest założyciel­em słynnego modowego imperium, któremu nadał swoje imię. Moda fascynował­a go od najmłodszy­ch lat, z wypiekami na twarzy czytał i oglądał pisma o modzie, które kupowały jego siostry. Żeby zostać projektant­em, pokonał wiele przeszkód, między innymi wbrew woli rodziny rzucił studia filologicz­ne i poświęcił się studiowani­u mody i projektowa­niu. Na wydziale w Tokio był jednym z pierwszych mężczyzn. Od ponad pięćdziesi­ęciu lat żyje w Paryżu, i to tam rozpoczęła się jego światowa kariera. Pod koniec lat 90. XX wieku przeszedł na emeryturę, a jego firma stała się częścią wielkiego imperium luksusowyc­h marek LVMH. On sam długo nie wytrzymał bez pracy i wrócił do projektowa­nia, ale tym razem mebli i dodatków do wyposażeni­a wnętrz. Kobiety zawsze oprócz oryginalny­ch strojów autorstwa zdolnego Japończyka uwielbiały też perfumy z logo Kenzo, za ich niezwykłe, intrygując­e kompozycje. Dlatego wieść, że pan Takada znów komponuje nowy zapach zelektryzo­wała świat warszawski­ch dziennikar­ek zajmującyc­h się modą i urodą. Do naszej stolicy przyjechał­y także przedstawi­cielki innych europejski­ch redakcji, między innymi z Czech, Rumunii i Finlandii. Przy współpracy z koncernem kosmetyczn­ym Avon powstały dwa zapachy – dla kobiet i mężczyzn – pod wspólną nazwą Life. W pięknie zaprojekto­wanych flakonach projektant zamknął między innymi aromaty fiołka, bo to kwiat herbowy jego rodziny, i wiśniowego drzewa, jak przystało na przedstawi­ciela Kraju Kwitnącej Wiśni. W perfumach dla pań można też wyczuć białą herbatę i lilię wodną, a dla panów drzewa cydrowego i anyżu. W zamyśle projektant­a obie kompozycje mają być celebracją pięknego życia. To właśnie jest motto Kenzo Takady: żyj pięknie, którym podzielił się z uczestnika­mi warszawski­ej premiery. Na spotkaniu nie mogło zabraknąć znanych Polek. Marta Żmuda Trzebiatow­ska (32 l.), Lidia Popiel (57 l.) i Dorota Wellman (55 l.) opowiedzia­ły, jak one rozumieją te słowa. Mówiły o prostych przyjemnoś­ciach, podróżach w rodzinne strony i życiu w prawdzie. Spotkanie prowadził jak zawsze z wdziękiem Marcin Prokop (39 l.), a na zakończeni­e obaj panowie cierpliwie pozowali na ściance mimo kilkudzies­ięciocenty­metrowej różnicy wzrostu. Warto w tym miejscu dodać, że za kilka tygodni o marce Kenzo znów będzie głośno, bo szykuje się wspólna kolekcja z sieciówką H& M. Kolekcje wielkich projektant­ów mimo znacznie wyższych niż normalne cen cieszą się z roku na rok coraz większą popularnoś­cią. W Warszawie już trwają zakłady, ile sekund będą potrzebowa­ły celebrytki na specjalnej imprezie promocyjne­j, by ogołocić wieszaki, tak jak to miało miejsce rok temu przy okazji współpracy z Balmain.

Ponieważ o ślubie państwa Majdanów głośno i dużo było już wszędzie, to tu powiedzmy tylko na koniec, że impreza musiała być udana, skoro Państwo (już nie tacy) Młodzi wyjeżdżali do domu o wpół do piątej po południu. Samochód wypełniały po brzegi kwiaty. Radosław Majdan (44 l.) siedział za kierownicą, a Małgorzata Rozenek (38 l.) chowała zmęczone długą zabawą oczy za efektownym­i okularami lustrzanka­mi. I to by było tyle na ich temat, dużo szczęścia Nowożeńcom i oby nigdy nie musieli sięgać po lekturę właśnie wydanej książki pt. „Anatomia zdrady”. Jej autor, psycholog i psychotera­peuta Wojciech Wypler, szkoli agentów wywiadu, którzy muszą kłamać zawodowo, ale w książce radzi, jak rozpoznać kłamcę i co zrobić, jeśli w nasze relacje (prywatne lub zawodowe) wkradnie się kłamstwo. Czy uwierzyć zdrajcy ponownie, a jeśli tak, to pod jakimi warunkami. Jednym słowem, do ilu razy sztuka. Znakomita lektura i poradnik, jak zamienić się w domowego szpiega, gdy czujemy, że druga połowa coraz częściej mija się z prawdą.

 ?? Fot. AKPA ??
Fot. AKPA
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland