Wsiąść do pociągu...
Gra na gitarze? Za jego pensję też bym zagrał! – mówią o swoim polskim szefie kolejarze z Kijowa.
Gwiazdą wrześniowego festiwalu Respublika w Kamieńcu Podolskim miał być grający ostrego rocka zespół dyrektora Kolei Ukraińskich. Miał zagrać piosenkę o kijowskim Majdanie. Po polsku, bo ta kapela to Chemia, a jej gitarzysta oraz pierwszy kolejarz Ukrainy to Wojciech Bałczun, wcześniej prezes uzdrowionej przezeń spółki PKP Cargo. Niestety, koncert się nie odbył, bo zachorował wokalista. – Tę piosenkę poświęciliśmy wszystkim, którzy walczą o wolność. Mam nadzieję, że jeszcze będzie możliwość zagrania jej w kraju, który dał mi ciekawą pracę – zwrócił się do fanów dyrektor ukraińskich kolei.
Praca rzeczywiście jest ciekawa. Polski top manager dał się sku- sić namowom reformatorów z rządu w Kijowie i od wiosny naprawia Ukrzaliznycię, czyli kolejowego przewoźnika – monopolistę. – Podejrzewałem, że to problem, ale nie przypuszczałem, że to tak poważny problem – przyznał się miesiąc temu dziennikarzom. – Praktycznie od samego początku widzę schematy, które sprzyjają korupcji. To bardzo nieprzejrzyste schematy.
Zapewne podejrzewał, że jeżeli takie schematy są dla kogoś opłacalne, to praca w takim przedsiębiorstwie może być nie tylko ciekawa, ale trudna i najzwyczajniej niebezpieczna. Miesiąc po przystąpieniu Bałczuna do obowiązków, w Kijowie porwano naczelnika departamentu energetyki Ukrzaliznyci Walerija Ludmirśkiego. Co się z nim stało, nie wiadomo. – Wciąż nie mamy żadnych postępów w tej sprawie – przyznała na początku września szefowa Policji Narodowej Ukrainy Chatija Dekanoidze. Wcześniej w tajemniczych okolicznościach zginął zastępca Ludmirśkiego.
Dekanoidze to Gruzinka, która podobnie jak Polak została ściągnięta do Kijowa, aby pomagać w realizacji reform strukturalnych, które ich kraje mają już za sobą, a Ukraina – jeszcze przed. Jak idzie to Bałczunowi i co sądzą o nim jego pracownicy, prości ukraińscy kolejarze, których – bagatela – w Ukrzaliznyci pracuje... 300 tysięcy? Jeszcze wiosną pytał ich o to portal strana.ua
– Na gitarze gra? To ja też mogę zagrać, niech mnie mianują dyrektorem. Szczególnie za takie pieniądze, które mają mu płacić – ironizował Iwan Wasiliewicz, tragarz z dworca Kijów Centralny. – Żeby tak 1,5 miliona rocznie?! A na czym on u nas będzie grać – łomem po szynach stukać, czy może robotą się zajmie?
Oburzenie pensją w wysokości 1,5 miliona dolarów rocznie dla polskiego top managera było powszechne. – Za te pieniądze można byłoby kupić co najmniej jeden wagon albo kilka wyremontować. A nie najmować cudzoziemców. Po co nam Polacy, mamy mało swoich specjalistów? Przecież jaki jest u nas największy problem? Złodziejstwo i korupcja! – dodawał kon- duktor Michaił. – A ją można zwyciężyć jednym sposobem: podnieść ludziom płace. Nie jednemu dyrektorowi, ale tysiącom pracowników. Bez tego żadne reformy nie pomogą.
Tylko że polski dyrektor mówi praktycznie o tym samym. W ciągu pięciu lat chce poprawić warunki pracy i wynagrodzenia zatrudnionych, uczynić z Ukrzaliznyci firmę zorientowaną na klienta, ściągnąć do niej inwestycje i odnowić tabor oraz do 2020 roku sprawić, by ukraińskie koleje stały się dochodowe. I oczywiście pokonać wspomnianą korupcję i złodziejstwo. Nie tylko to na miliardy, uprawiane przez skorumpowanych urzędników, mafię i oligarchów. Również to najbardziej pospolite. W ubiegłym tygodniu policja z Odessy zatrzymała trzech kolejarzy, którzy kradli zboże ze składów towarowych. Kradli fachowo: kupili samochód dostawczy, doprowadzili do bocznicy podjazdy i skonstruowali specjalne urządzenie do przesypywania ziarna. Proceder trwał ponad rok, a straty szacuje się na dziesiątki ton i miliony hrywien. (CEZ)