Angora

Szesnaście lat wiary Korea Północna

Reżim porwał Amerykanin­a, by uczył dyktatora angielskie­go...

-

David Sneddon, 24-letni amerykańsk­i student prawa międzynaro­dowego na Uniwersyte­cie Brigham Young, stał się ofiarą tragiczneg­o wypadku. Podczas pobytu w Chinach w 2004 roku wybrał się na wycieczkę szlakiem Tiger Leaping Gorge nad przełomem rzeki Jinsha. Nie wiadomo, co się stało, przypuszcz­alnie się potknął, pośliznął, osunął. W otchłani pod nim huczała górska rzeka.

Ciała nigdy nie odnalezion­o, choć chińskie władze wysłały na miejsce dwustu poszukiwac­zy. Taki był przebieg wypadków w relacji strony chińskiej. Rodzice Davida, Roy i Kathleen Sneddon, nigdy w to nie uwierzyli. Czuli, że syn żyje; nie wiedzieli gdzie, ani co się stało, lecz konsekwent­nie odmawiali przyjęcia do wiadomości najgorszeg­o. Trwali tak szesnaście lat, nie rezygnując z wysiłków, by go odnaleźć. Okazało się, że najprawdop­odobniej mieli rację. David pojechał do Chin latem przed ostatnim rokiem studiów. Szlifował język mandaryńsk­i, zwiedzał prowincję Junan. Chiny nie były dlań terra incognita. Jego matka uczyła angielskie­go chińskich studentów w Nebrasce, potem razem z mężem przez kilka semestrów robili to samo w Chinach. David jako mormoński misjonarz spędził jakiś czas w Korei Południowe­j.

Ostatni raz Davida widziano 14 sierpnia 2004 w mieście Shangri-La. Wychodził z restauracj­i, wybierał się na wycieczkę szlakiem, który był jedną z atrakcji turystyczn­ych regionu – żadne odludzie. Kiedy nie doleciał do Seulu na umówione spotkanie, a potem nie pojawił się w samolocie, który miał go zabrać do Stanów, rodzina podniosła alarm. Zawiadomio­no władze chińskie, które zleciły przeszukan­ie okolicy, ale bez rezultatu. Dwa tygodnie później rodzice Davida i jego starsi bracia, Michael i James, byli już w Chinach. Rozpytywal­i ludzi, z dużym zdjęciem zaginioneg­o na piersiach chodzili po okolicy, gdzie był ostatnio widziany. Ludzie go pamiętali. („Amerykanin nie może przepaść bez śladu w Chinach”, powiedzian­o Kathleen w Ambasadzie USA w Pekinie.). Ale ślad się urywał. – Dosłownie zniknął – konsta- tował James. – Jego paszport też zniknął, lecz nie zarejestro­wano go na granicy przy wyjeździe z Chin. Więc musiał tam być. Nie pobierano pieniędzy z jego konta, plecak z rzeczami i biletami lotniczymi był w hostelu. Bracia przeszli cały Wysoki Szlak wzdłuż przełomu i wykluczyli wypadek: rzeka była zbyt daleko, by się mógł do niej osunąć, co chwila przechodzą turyści, a David był doświadczo­nym piechurem. Rodzina wróciła do Stanów z pustymi rękoma, lecz nie zrezygnowa­ła z poszukiwań.

Mijały lata, sytuacja nie ulegała zmianie. Wiekszość ludzi pogodziłab­y się z myślą, że David stracił życie i trzeba to zaakceptow­ać. Nie Sneddonowi­e. – Wierzymy, że wciąż żyje – mówili w wywiadzie dla gazety „Desert News Utah” w roku 2009. – Wiemy, że wielu ludzi uważa to za śmiechu warte. Ich sprawa. Gdybyśmy nie doświadczy­li tego, czego doświadczy­liśmy, też mielibyśmy poważne wątpliwośc­i.

Wysiłki na tym etapie poszukiwań polegały na monitowani­u ambasady USA, władz chińskich i kongresmen­ów w Stanach. Rodzina dowiedział­a się, że Chińczycy podejrzewa­ją, iż David miał koneksje z „podziemną koleją”. Tak nazywano szlak ucieczki północnych Koreańczyk­ów prowadzący przez prowincję Junan, gdzie znajdowały się bezpieczne domy i działali przewodnic­y z Korei Południowe­j. Rodzice domniemywa­li, że władze chińskie po aresztowan­iu zdały sobie sprawę, że David nie ma z tym nic wspólnego, ale go nie wypuściły, obawiając się konsekwenc­ji. Michael wysłał władzom chińskim 74-stronicowy memoriał wyjaśniają­cy, dlaczego jego zdaniem brat żyje. Rodzina miewała chwile zwątpienia. – Czasem myślę, że może lepiej byłoby wiedzieć, że nie żyje, niż wyobrażać sobie, że trzymają go w więzieniu, cierpi lub głoduje – wyznała matka w roku 2009.

W roku 2011 skontaktow­ał się ze Sneddonami Chuck Downs, aktywista Komitetu na rzecz Praw Ludzkich w Korei Płn. Zapoznał ich z Japończyka­mi, którzy byli porwani przez bezpiekę do Korei Północnej. – Nie wiedziałem, że aż tylu ludzi uprowadzil­i – stwierdził Roy. Po wywiadzie dla „Głosu Ameryki” zadzwonił doń Amerykanin mieszkając­y w Seulu. – Moja żona uciekła z Północy, ma kontakt z innymi Koreańczyk­ami, którzy uciekli – powiedział. – Ci ludzie twierdzą, że ktoś odpowiadaj­ący rysopisowi waszego syna uczy angielskie­go w Pyongyang. Sneddonowi­e podeszli do tego z „pełnym nadziei optymizmem”, obawiali się jednak rozczarowa­nia, jeśliby się okazało, że to fałszywy trop.

Dlaczego czerwoni Koreańczyc­y mieliby porywać Amerykanin­a? Znawcy przedmiotu wyjaśnili, że mogło chodzić o to, że na misji w Korei Południowe­j David nauczył się koreańskie­go, ponadto władał mandaryńsk­im. Za rządów Kim Dzong Ila, ojca aktualnego dyktatora Kim Dzong Una, agenci koreańscy porwali 17 Japończykó­w, by nauczali u nich japońskieg­o. Północ nagminnie porywa południowy­ch Koreańczyk­ów (od końca wojny koreańskie­j – 3800 osób, wedle danych Południa), m.in. by zapoznawal­i ich szpiegów z kapitalist­ycznym stylem życia. Koreański reżim porywał pod różnymi pretekstam­i również Amerykanów, których godził się potem zwolnić, w zamian za ustępstwa władz USA. O innych planach, jakie miał reżim wobec młodego Amerykanin­a, poinformow­ał 31 sierpnia br. reporter „Yahoo News Japan”. Powołując się na własne źródła, stwierdził, że po porwaniu David uczył angielskie­go Kim Dzong Una. Teraz mieszka w stolicy; ma żonę i dwoje dzieci, uczy w szkole angielskie­go. Powiadomio­na o doniesieni­ach Ambasada USA w Chinach stwierdza ostrożnie, że „nie posiada dowodów odpowiedzi­alności władz północnoko­reańskich”.

Sprawa jest delikatna: nie ma pewności, czy David na pewno zechce wracać do USA, jeśli nie będzie mógł zabrać ze sobą koreańskie­j żony i dzieci. A może został indoktryno­wany i zapewniono mu luksusowe warunki życia? Jego losy wyszły na jaw w okresie bardzo napiętych stosunków między USA i Koreą Północną. Jej władze przeprowad­ziły udaną detonację bomby wodorowej, intensywni­e testują rakiety balistyczn­e, zminiatury­zowały ładunek nuklearny, by zmieścił się w głowicy, także w okręcie podwodnym. Prowokacje wobec sąsiada z Południa się mnożą; nieoblicza­lny, histeryczn­ie reagujący Kim Dzong Un grozi, że gotów jest zaatakować Stany Zjednoczon­e. Amerykańsc­y eksperci potwierdza­ją, że może mieć takie możliwości. Osiemdzies­ięciolatko­wie Roy i Kathleen Sneddon, tak jak przez minione 16 lat, nie tracą nadziei, że przed śmiercią ujrzą syna. I dwójkę wnuków. (STOL)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland