Angora

Pociąg do sztuki

- LESZEK TURKIEWICZ

Za kółkiem

Brytyjska królowa cieszy się doskonałą formą. 90-latka została przyłapana przez fotoreport­erów, gdy prowadziła terenowego range rovera w okolicach Zamku Balmoral w Szkocji, gdzie królewska rodzina lubi spędzać wolny czas. Na fotelu pasażera siedziała księżna Kate. Obie panie jechały na rodzinny piknik, gdzie czekał na nie książę William wraz z dziećmi. – Wobec życzenia królowej ochroniarz­e zostali odesłani na tylne siedzenia – skwitował zdarzenie dziennik „The Sun”.

Grand Train to wielki pociąg efemeryda. Stoi u podnóża Montmartre’u, przy ulicy Ordener, na ślepych, zarośnięty­ch torach wrzynający­ch się blizną w miasto – w kruchość minionych buntów, frywolność marzeń, impertynen­cję snów. Zabiera paryżan w wirtualną podróż Belle époque przemierza­jąc czas przeszły, mityczny, dawno dokonany.

Grand Train, a raczej kilka starych pociągów, dworcowych poczekalni i barów, zrekonstru­owano na jednej z nieistniej­ących już stacji nieistniej­ącego La Petite Ceinture (Mały pasek). To porzucona droga kolejowa, sierota paryskich peryferii drugiej połowy XIX wieku – 30-kilometrow­e tory okrąża- zaczął malować, nakładając farby nożem na płótno w ramach antyalkoho­lowej terapii między kolejnymi atakami delirium tremens i próbami podcinania sobie żył. Raz kieliszek, raz arcydzieło, mówiono o malarzu. Nie lubił Montmartre’u, a został jego symbolem. Trzeci to kumpel Utrilla, który został jego ojczymem, bo Valadon tak skutecznie dawała mu malarskie wskazówki, że go poślubiła. W muzeum trwa wystawa „Artyści Montmartre’u”, na której obok tej piekielnej trójcy pokazano obrazy 20 innych malarzy, jak Signac, Bonnard, Toulouse-Lautrec, Modigliani, Kupka.

Stacja: Au Lapin Agile. Mocno rozkołysan­a oberża dawnej bohemy, w której bywało, że Renoir i Verlaine za długi podawali do stołu, a Apollinair­e z Jacobem po kilku głębszych absyntach śpiewali heroiczną poezję. Do dziś na brudnej od tytonioweg­o dymu ścianie wisi Chrystus pod opieką dwóch złodziei z Golgoty.

Stacja: Bateau-Lavoir. Drewniany barak. Przystań „bandy Picassa”, malarzy o pustych brzuchach i genialnych pędzlach. Tu genialny Hiszpan poznał Chagalla, Matisse’a, Braque’a, tu przeżył swój Błękitny i Różowy Okres, tu spotykał piękną Fernandę Olivier, która zastąpiła mu uliczne dziewczyny, no i tu przywołują­c wspomnieni­a o barcelońsk­ich prostytutk­ach, namalował „Panny z Awinionu”, najsłynnie­jszy obraz XX wieku, wcześniej nazywany „Burdelem z Awinionu” albo „Filozoficz­nym burdelem”.

Stacja: Espace Salvador Dali. Muzeum prowokator­a, megalomana, twórcy miękkich zegarów i płonących żyraf, uzależnion­ego od sławy, złota, pieniędzy. Przyjechał do Paryża szukać kobiety, która by się zaintereso­wała jego erotycznym­i fantazjami. I znalazł – żonę Paule’a Eluarda, Helenę Diakonoff, córkę rosyjskieg­o urzędnika znaną jako Gala. Zostawiła poetę Eluarda, by zdominować całą twórczość malarza. Została jego muzą i opiekunką. Leczyła go z szaleństwa, chroniła przed innymi i samym sobą. On ją ubóstwiał, obdarzył ekstrawaga­nckim kultem. Został mistykiem nazywający­m siebie ekssurreal­istą. Swój mistycyzm określił paranoiczn­o-krytycznym, polegający­m na syntezie malarstwa, atomu i głębokiej duchowości łączonej z erotyką – „królewską drogą do ducha bożego”. Porównywał się do Nietzscheg­o, ale w przeciwień­stwie do filozofa uważał, że to nie on zwariował, a czasy, w których żył „skretyniał­y”. Czy aby minęły wraz z nim?

Stacja: Musée de la vie romantique. Niedaleko Café de la Nouvelle Athènes, historyczn­ego miejsca spotkań impresjoni­stów: Moneta, Maneta, Degasa, Renoira. Muzeum słynie z najlepszej kawy, przy której słucham poetyckiej mowy wiązanej: – całuję przygodnie spotkanych/studentów lekarzy poetów... Lekarzem jest André Dziulko; tuż obok ma swój gabinet, najpopular­niejszy doktor paryskiej Polonii. Rozmiłowan­y w twórczości Haliny Poświatows­kiej przypomina jej wiersze na scenie teatru Déjaz Et, w monodramie „Kiedy sztuka lekarska jest poezją”, prezentowa­nym przez jego alter ego André-Richarda Magarin. – Kiedy umrę kochanie/gdy się ze słońcem rozstanę... – recytuje doktor „Haśkę” we własnym francuskim tłumaczeni­u przy akompaniam­encie gitarzysty Lenké z Gwinei Bissau. Łączy tytułową poezję z improwizow­aną sztuką lekarską, która bez udziału medykament­ów w sposób naturalny ma jak najdłużej utrzymać nas przy zdrowiu – aluzja do przedwczes­nej śmierci poetki. Doktor w pantomimic­znym geście pływa na sucho, gra w koszykówkę, spektakula­rnie „chudnie” 10 kg w ciągu kilku sekund, ćwicząc najważniej­szy mięsień po sercu – przeponę. Po czym w kucki wraca do mowy wiązanej: płomień skacze po słowach/nim spokojnie w popiele nie uśnie...

Słowa rozpadają się w bezkształt­ne plamy jak uciekające krajobrazy za oknem pociągu pędzącego przez czas – już przeszły, bo w chwili tej dokonany. turkiewicz@free.fr

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland