Puknijcie się w głowy...
Pomyśleć, że kiedyś dziennikarski tłumek poczuł się dotknięty słowami chłopskiego premiera Pawlaka, na sejmowym korytarzu odganiającego się od mikrofonów i kamer jak na gumnie: A sio! Dziś pani Mazurek, „Gorące Wargi” Prawa i Sprawiedliwości, siecze na oślep: – Puknijcie się w głowy..., zaś zaskoczony poufałością tłumek z mikrofonami i kamerami trwa w bezruchu, zastanawiając się, którą ręką ma się puknąć...
W informacyjnym szumie, który raz nasila się w histerycznym crescendo, a raz przygasa, życiodajnym polem, łączącym polityków i dziennikarzy niczym wspólna wątroba syjamskich bliźniaków, jest – nazwę to subtelnie – niewielka wiedza ogólna. Medialne wpadki wynikające z powszechnego, jakże demokratycznego!, nieuctwa są nagminne, choć byłyby krótkotrwałe jak błysk magnezji, gdyby i dziennikarska reakcja była szybka. Przykład najświeższy: partyjny funkcjonariusz Kownacki, w telewizyjnej stacji chcącej uchodzić za ważną, w najlepsze rżnie głupa, głosząc, że zarozumiali Francuzi od nas się uczyli jeść widelcem, a prowadzący red. Rymanowski słucha tej bzdury jak objawienia. Być może nawet czuje podziw i respekt; Kownacki, wiceminister wojny, a jaki oczytany! Z gafy śmieje się z nas potem pół świata, ale ani dziennikarz, ani minister nie wyciągają z nieuctwa wniosków. Żaden nie przeprasza, widocznie obaj wspomnieli posłankę Pawłowicz, brawurowo operującą widelcem na sali obrad polskiego parlamentu. Tak, ten obrazek mógł nawet Francuzami wstrząsnąć i czegoś ich nauczyć.
Prezes Jarosław Kaczyński z lubością uprawia partyjny styl i służbową stylistykę. I pewnie będzie pierwszą tego ofiarą, wszak każda rewolucja najpierw pożera własne dzieci. Oto znów wypowiedział się Kaczyński w kwestii aborcyjnej, co jest genetycznym błędem samym w sobie, bo tę kwestię powinno się pozostawić w świętem, głębokim spokoju, już kiedyś, nie bez trudu, pro publico bono, ustanowionym. Ale spokój, powaga, cisza to nie są ulubione klimaty PiS-u, więc znów padły niepotrzebne słowa, które rozpętały burzę. – Będziemy dążyli do tego, by nawet przypadki ciąż bardzo trudnych, kiedy dziecko jest skazane na śmierć, mocno zdeformowane, kończyły się jednak porodem, by to dziecko mogło być ochrzczone, pochowane, miało imię – zapowiedział prezes PiS i chociaż dodał, że chodzi o sytuacje, gdy nie ma zagrożenia życia i zdrowia matki, a nawet wykluczył przyjęcie rozwiązań, jakie były w projekcie Ordo Iuris, to uznano te słowa za przejaw ignorancji i fanatyzmu. Wylały się na Kaczyńskiego dyżurne kubły z pomyjami, ale sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało...
Zmuszanie matki do urodzenia nieuleczalnie chorego lub martwego płodu jest nieludzkie. Być może Kaczyński tego nie rozumie, bo nie był nigdy matką. Ba! Nie był też ojcem ani dziadkiem, nie miał też siostry ani wnuczki. Jego wywody o macierzyństwie przypominają dywagacje polskich biskupów, choć wiemy za mało, by zaprzeczyć ich ojcowskim doświadczeniom. Nie tak dawno, w mojej rodzinie pojawiła się oczekiwana ciąża, która jednak z każdym tygodniem niepokoiła lekarzy coraz bardziej. Badania prenatalne obawy te potwierdziły. Płód był od początku genetyczną masakrą, bez szans na rozwój i życie. Decyzja lekarzy była oczywista, zgoda komisji bioetycznej też. Ciąża uległa terminacji, aby uprzedzić konsekwencje obumarcia płodu i powstania dla życia matki śmiertelnego zagrożenia. Wszystko odbyło się lege artis, co absolutnie nie zmniejszyło traumy matki, uczucia dojmującej straty i żalu głębokiego, jak depresja. Dziś, gdy w ten dramatyczny, konkretny kontekst wpisać pomysły, o jakich mówi Kaczyński, chciałoby się z całą mocą zawołać: – Ludzie, puknijcie się w głowę! Tam, gdzie powinna panować cisza, z którą poradzić sobie musi tylko matka, jak Niobe, skazana na ból, którego nikt nie jest w stanie z nią dzielić, wprowadzanie nakazów, norm, paragrafów jest nieludzkie!
Szamotanina PiS-u w kwestiach moralności i etyki jak zwykle dowodzi, że nie wolno komplikować spraw i tak skomplikowanych. Wybijane na czołówkach gazet i paskach informacyjnych telewizji słowa Kaczyńskiego, że płód, nawet zdeformowany, za wszelką cenę powinien przyjść na świat, dostać imię i zostać ochrzczony, jest w istocie swej tragikomiczny. Jako żywo przypomina groteskową gwiazdę prawicy Henryka Goryszewskiego, który przeszedł do historii cytatem: – Nie jest ważne, czy w Polsce będzie kapitalizm, wolność słowa, czy będzie dobrobyt. Ważne, żeby Polska była katolicka. Więc co się stanie, gdy chory albo już martwy płód urodzi matka niewierząca? Albo muzułmanka? Albo – Panie Boże – daruj mi grzesznemu buddystka? Wpadną siepacze Chazana czy Ziobry i chrzcić będą mimo wszystko? Czy najbardziej intymna sfera życia, jaką jest religijność obywatela, musi podlegać ingerencji państwa? Gdzie jest konkordat? Rozsądek? A czy państwowo egzekwowany chrzest nie będzie wykorzystany do partyjnych celów? Na przykład do uzasadnienia karier niezliczonych durniów? Nie miał nominat kwalifikacji do ważnego stanowiska, był jednak ochrzczony? Do czego to doprowadzi? – Puknijcie się, ludzie, w głowę...
W ostatnim numerze tygodnika „Nie” satyryczny rysunek Wiatra na czasie: na sali porodowej do młodej mamy mówi położna: – Urodziła pani paraolimpijczyka.
henryk.martenka@angora.com.pl światowej; był filantropem, wielkim autorytetem” (Feliks Falk).
„...to imponujący wzór głębokiego patriotyzmu. Znakomitość kultury. Zabrakło kogoś niebywałego formatu” (Krzysztof Zanussi).
„Był człowiekiem, do którego można było się odwołać; kimś, kto budził zaufanie” (Maja Komorowska).
„Był inspiracją dla wszystkich reżyserów mojego pokolenia. Niedościgły mistrz, wspaniały człowiek” (Jan Jakub Kolski).
Jeszcze na koniec wyimki z wyznań Krystyny Jandy:
„Czuł się Sługą Narodu, Świadkiem Historii, Rycerzem Prawdy, był romantykiem i pozytywistą jednocześnie. Humanistą w pełni tego słowa znaczeniu. Miał świadomość swojej wielkości, a jednocześnie zawsze traktował ją użytkowo, w służbie czegoś większego... Jedno jest pewne: oglądajcie jego filmy, reszta ma naprawdę mniejsze znaczenie... Życie idzie dalej, trzeba żyć i trzeba pracować... Powinien być pochowany na Skałce”.
Właśnie. Należę do tych, którzy chcieliby jego doczesne szczątki czcić pośród grona nauczycieli Narodu: Jana Długosza, Józefa Ignacego Kraszewskiego, Stanisława Wyspiańskiego i wielkich polskich artystów, takich jak Jacek Malczewski i Karol Szymanowski.
Powtórzę więc za Krystyną Jandą: Powinien być pochowany na Skałce!