Zły milicjant
– Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Jarosław Zieliński zapowiedział, że policjanci, którzy zaczynali służbę przed 1989 r., nie będą pełnić funkcji kierowniczych (chodzi o stanowiska, na które obowiązuje tryb powołania). Wśród policjantów pojawiły się jednak spekulacje, że to zapowiedź pozbycia się 4 tysięcy funkcjonariuszy, którzy byli kiedyś milicjantami. Na szczęście według wiceministra byli milicjanci mają już wypracowaną pełną emeryturę.
– Zacznijmy od tego, że żaden z tych funkcjonariuszy w czasach PRL-u nie pełnił żadnej ważnej funkcji. Ci ludzie zaczynali służbę w latach osiemdziesiątych i gdy upadł komunizm, byli podoficerami, chorążymi albo w najlepszym razie młodymi oficerami tuż po szkole oficerskiej w Szczytnie. Karierę zrobili już w nowej Polsce. Z tego naboru może jeszcze zajmować stanowiska kilku komendantów wojewódzkich lub ich zastępców. Zastanawiam się jednak, dlaczego ma odejść policjant, który rozpoczynał służbę na początku 1989 r. Co go różni od kolegi, który włożył mundur kilka miesięcy później, już po wyborach czerwcowych, czy wiosną 1990, kiedy milicja obywatelska stała się policją?
– Wiceminister twierdzi, trzeba awansować młodych.
–W pracy policyjnej szczególnie ważne jest doświadczenie. Sama młodość na wysokim stanowisku dowódczym to jeszcze żaden atut. Pan minister Zieliński jest dowodem, że nawet dojrzały wiek nie gwarantuje odpowiedniego doświadczenia. Wszyscy dobrze pamiętamy, jak po nominacji na stanowisko komendanta głównego policji Zbigniewa Maja krytykował jego poprzednika, że ten wydał publiczne pieniądze na luksusowy gabinet. Te luksusy to były zasłony antypodsłuchowe na szybach i nowoczesne wyposażenie techniczne. Remont był konieczny, gdyż gabinet wyglądał siermiężnie, nie spełniał standardów i wstyd było przyjmować w nim gości. Wiem, co mówię, bo byłem w nim wiele razy. że
–W czasach PRL-u w szkołach policyjnych uczono podstaw marksizmu-leninizmu, więc może PiS doszedł do wniosku, że byli milicjanci są ostoją dawnego ustroju?
– Jaki marksizm-leninizm? Kończyłem Szczytno, to wiem, co mówię. W tej szkole uczono nas prawa, kryminologii, kryminalistyki, ale nie marksizmu-leninizmu. Mało tego, nie uczono nawet, jak posługiwać się pałką. Wychodził nauczyciel i mówił, że wolno uderzać w miękkie części ciała (korpus, ręce, plecy, nogi, tyłek), i to wszystko. W tym samym czasie na Zachodzie policjanci z użycia pałek byli szkoleni także praktycznie. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych w Szczytnie zaczęto uczyć sztuk walki i pływania, gdyż w PRL-u bardzo wielu oficerów milicji nie umiało pływać. Jeżeli tak stawiamy sprawę, to ja się pytam, kiedy, gdzie i czego uczyli się Jarosław Kaczyński czy minister Zieliński? Obaj kończyli uczelnie w socjalistycznej ojczyźnie i zdawali egzamin z ekonomii politycznej socjalizmu, która próbowała udowadniać wyższość gospodarki socjalistycznej nad kapitalistyczną. Dlaczego obecnej władzy nie przeszkadza, że Stanisław Piotrowicz, dziś prominentny poseł, należał do PZPR i jako prokurator pracował w stanie wojennym? Dlaczego prezesowi Kaczyńskiemu nie doskwiera, że Wojciech Jasiński, jego kolega ze studiów, też należał do partii, mimo to został ministrem skarbu, posłem, a teraz za ogromne pieniądze kieruje Orlenem, jedną z największych polskich firm? Dlaczego podczas rządów PiS-u w latach 2005 – 2007 zastępcą ministra Ziobry był sędzia Andrzej Kryże, który w 1980 r. za działalność opozycyjną skazał Bronisława Komorowskiego? Dlatego mam pytanie: czy pan minister Zieliński, który ostatnie ćwierć wieku zajmował się polityką, jest lepszy od byłego milicjanta, który w tym czasie łapał przestępców?
– PiS może się obawiać, że byli milicjanci przed 1989 r. mogli być zwerbowani przez Służbę Bezpieczeństwa.
– Tajne służby nie werbowały zwykłych milicjantów, bo po co miałyby to robić? Werbowały ludzi, którzy nie wzbudzali podejrzeń o tak jawną współpracę z władzą.
– Czy to nie może być pretekst do przeprowadzenia czystki i przy tej okazji zwolnienia także policjantów, którzy awansowali za czasów rządów PO?
– Żeby zwolnić ze stanowiska funkcjonariusza policji lub mu je obniżyć, musi on otrzymać co najmniej dwie negatywne opinie służbowe. Można obejść te przepisy, przenosząc nawet najlepszego policjanta do tzw. rezerwy kadrowej. Tylko wówczas musi on otrzymywać poprzednie uposażenie. Oznacza to, że z naszych pieniędzy płacono by wysokie pensje dwóm policjantom, z których tylko jeden wykonywałby swoje obowiązki.
– Niektórzy funkcjonariusze byłej Służby Bezpieczeństwa, po pozytywnej weryfikacji, byli przenoszeni do policji i mogą pracować w niej do dziś.
– To były nieliczne przypadki. Ci esbecy nie mieli w policji łatwego życia, gdyż bojkotowali ich nawet byli milicjanci. Dziś została tylko garstka. Ale jeżeli wykazali się wiedzą, zostali pozytywnie ocenieni przez przełożonych i są doświadczonymi funkcjonariuszami, to dlaczego ich zwalniać, skoro władza przed 27 laty darowała im winy? Niech do emerytury łapią bandytów i złodziei. Proszę zobaczyć, co po upadku socjalizmu zrobiono w Czechach czy w Niemczech? Przechwycono agenturę, a milicjantów wcielono do policji i dziś nikt nie wypomina im przeszłości.
– Więc o co w tym wszystkim chodzi?
– Tu nie ma żadnego drugiego dna. To sprawa charakterów osób kierujących MSWiA. Widać minister Błaszczak i jego zastępca pan Zieliński nie mają w resorcie nic innego do roboty.
– Tuż po wystąpieniu ministra Zielińskiego wypowiedział się też wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki. Z tego, co powiedział, odniosłem wrażenie, że MON także planuje podobną czystkę. Jednak w przeciwieństwie do policji w wojsku uchowało się kilku generałów, którzy do wysokich stopni i stanowisk doszli jeszcze w PRL-u.
– Dziś mamy innych sojuszników, inną doktrynę wojenną. Nawet jeżeli przed 1989 r. taki oficer kończył „woroszyłówkę”, radziecką akademię sztabu generalnego”, to gdy okazał się fachowcem, dlaczego nie miał pozostać w wojsku?
– Jeżeli studiował w Moskwie, to mógł nawiązać wiele niebezpiecznych dla dzisiejszej Polski kontaktów.
– Od tego jest kontrwywiad, żeby to ustalić. Generał Mieczysław Bieniek (od 2014 w stanie spoczynku), jeden z kilku najwyższych stopniem polskich oficerów (czterogwiazdkowy generał – przyp. autora), gdy rozsypywał się PRL, był podpułkownikiem. Ale to nie przeszkadzało Amerykanom, żeby zaakceptowali jego kandydaturę na dowódcę wielonarodowej dywizji w Iraku, a później na bardzo wysokie stanowisko wiceszefa w Sojuszniczym Dowództwie Transformacyjnym NATO w Norfolk w USA. Dla nich liczyło się tylko to, że jest świetnym oficerem. Gdy w Polsce miała miejsce niechlubna antysemicka czystka 68 roku, z wojska usunięto chyba wszystkich wysokich oficerów żydowskiego pochodzenia. Większość z nich należała do partii, miała towarzyskie i służbowe kontakty z radzieckimi oficerami, a mimo to Izrael przyjął ich do siebie. Wielu dał bardzo wysokie stanowiska dowódcze w sytuacji, gdy kraj prowadził wojnę z państwami, które czynnie wspierał Związek Radziecki. I ogromna większość tych oficerów sprawdziła się w wojnie jom kippur w 1973 roku.
– PiS obsadza swoimi ludźmi wszelkie możliwe instytucje, w których państwo ma coś do powiedzenia. Tak samo robiła Platforma, a wcześniej SLD i AWS, ale nigdy na taką skalę nie dotyczyło to wojska ani policji.
– Przypomnę, że nadinspektorzy (generałowie) Papała i Stańczyk, gdy za rządów lewicy zostawali komendantami głównymi policji, nie byli ludźmi tej formacji.
– Obecny komendant główny Jarosław Szymczyk też nie jest człowiekiem PiS-u.
– Gdy komendantem głównym został Zbigniew Maj, nadinspektor Szymczyk podobno był przewidziany do zwolnienia ze służby. Jednak Maj odszedł w niesławie i na gwałt trzeba było znaleźć dobrego fachowca. Tym sposobem Szymczyk został nowym szefem. Komendant okazał się człowiekiem, który ma własne zdanie i potrafi go bronić. PiS nie toleruje takich sytuacji i chociaż Szymczyk nigdy nie był milicjantem, to szefowie MSWiA na pewno mu tego nie zapomną.