Artysta czy rzemieślnik?
Raport ANGORY – Polski pacjent
Chirurgia estetyczna jest jedyną dziedziną medycyny, w której lekarz odpowiada za efekt leczenia. Powieki szeroko zamknięte
W 1984 r. licząca wówczas 54 lata pani X w prywatnym gabinecie przeszła zabieg plastyki powiek, w wyniku którego doszło do zbyt małego zebrania pasa skórnego lewej górnej powieki. Na skutek tego niedbalstwa lewa powieka opadała niżej niż prawa, co stwarzało wrażenie niesymetryczności. Lekarz uznał swoją winę i zwrócił pacjentce pieniądze.
Ponieważ z biegiem lat pogłębiała się dysproporcja poziomów szpar powiekowych, doprowadzając do ograniczenia pola widzenia, w 2015 r. kobieta ponownie przeszła plastykę górnych powiek.
Z niewiadomych powodów chirurg przed zabiegiem nie skierował pacjentki na badanie okulistyczne. W wyniku operacji naprawczej nie uzyskano jednak pełnej symetrii powiek, gdyż na brzegu lewej powieki pozostał nadmiar tkanki.
Na domiar złego zabieg spowodował zmniejszenie domykania powiek, co powodowało wysychanie rogówek, nawrotowe infekcje bakteryjno-grzybicze, obrzęk powiek i zapalenie spojówek.
Pacjentka złożyła skargę do okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej, który bez powołania biegłego chirurga plastyka umorzył postępowanie, powołując się na własne doświadczenie zawodowe.
– Takie zachowanie wyczerpuje znamiona bezprawności – wyjaśnia dr Ryszard Frankowicz. – Rzecznik nie jest od tego, żeby według dużego czy małego doświadczenia zawodowego wyjaśniał konkretną sprawę, tylko żeby zrobił to na podstawie opinii powołanych biegłych specjalistów.
Internista, anestezjolog, chirurg plastyk – co za różnica?
Emerytowana lekarka, w przeszłości biegła sądowa, z powodu utraty sporej ilości włosów na głowie w 2006 r. zdecydowała się na zabieg przeszczepu. Operacji w prywatnym gabinecie podjął się specjalista z zakresu chorób wewnętrznych i anestezjologii. W czasie operacji doszło do uszkodzenia nerwów potylicznych.
Pacjentka złożyła skargę do rzecznika odpowiedzialności zawodowej Pacjent: X (82 l.); Y (80 l.) Choroba: uraz jatrogenny (spowodowany źle przeprowadzonym zabiegiem) – zmniejszenie domykania powiek (przypadek pani X); uszkodzenie nerwów potylicznych podczas zabiegu przeszczepu włosów (przypadek pani Y)
Miejsce leczenia: prywatne gabinety medycyny estetycznej na południu kraju (pani X), prywatny gabinet medycyny estetycznej w centralnej części Polski (pani Y) Zarzut: w obu wypadkach brak staranności i ostrożności zawodowej Podstawa prawna: art. 415, 444, 445 k.c. z zarzutem wykonania zabiegu z zakresu chirurgii plastycznej przez lekarza niebędącego ani chirurgiem plastykiem, ani nawet chirurgiem ogólnym. Rzecznik odpowiedzialności zawodowej zwrócił się o sporządzenie opinii do specjalisty z zakresu chirurgii i na jej podstawie rzecznik umorzył postępowanie.
– Rzecznik nie odniósł się do kwestii, że lekarz przeprowadzający zabieg nie miał odpowiednich kompetencji – mówi dr Frankowicz. – Pominął także niezwykle istotną sprawę, że zgoda na zabieg odbierana przez niekompetentnego lekarza jest nieważna, co oznacza, że operacja była przeprowadzona bezprawnie. Jakby tego było mało, rzecznik stwierdził, że zabieg wykonano prawidłowo, a uszkodzenie nerwów potylicznych jest normalnym powikłaniem, jakie może być następstwem tego rodzaju zabiegów. Tego typu stwierdzenie jest oczywiście nieprawdziwe. Uszkodzenie nerwów potylicznych nie jest normalnym następstwem takich operacji. Nie są to zabiegi ratujące życie. Dlatego, gdyby tak było, jak twierdzi rzecznik, nikt by się na nie nie decydował.
Poszkodowana lekarka złożyła pozew. W 2013 r. zapadł wyrok oddalający powództwo. Według sądu, który opierał się na opiniach biegłych: neurologa i chirurga plastyka, zachowanie pozwanego lekarza przeprowadzającego zabieg nie było zawinione.
Pacjentka złożyła apelację. Proces trwa.
Biegły pisze, co chce
– Chirurgia plastyczna jest jedyną dziedziną medycyny, gdzie lekarz podejmujący się zabiegu zobowiązuje się nie tylko do zachowania staranności, ale i rezultatu – mówi dr Ryszard Frankowicz. – W żadnym z dwóch wyżej przytoczonych przypadków wynik nie został osiągnięty i już tylko z tego tytułu pacjentkom należy się odszkodowanie i zadośćuczynienie. Przypadek pani X był operacją naprawczą. Po pierwszym zabiegu pozostały blizny. Należało więc wykazać się szczególną ostrożnością i wcześniej wysłać kobietę na konsultację do okulisty, ale widać chirurg plastyk był pewny swoich umiejętności. O ile w przypadku pani X nie było żadnej opinii biegłych, to na temat leczenia pani Y wypowiadali się biegli z kilku specjalności. Ich opinie były nierzetelne i – co szczególnie ważne – nie odnosiły się do meritum, czyli sytuacji, w której lekarz przeprowadzający zabieg nie miał odpowiednich kwalifikacji. Stale narzekamy na niesprawiedliwe, a często błędne wyroki sądów. Trzeba jednak pamiętać, że sędziowie, nie mając wiedzy medycznej, opierają się na opinii biegłych. W mojej długiej praktyce zapoznałem się z kilkunastoma tysiącami opinii sporządzonych przez biegłych na potrzeby sądów, prokuratur, rzeczników odpowiedzialności zawodowej i muszę z przykrością stwierdzić, że większość z nich nie była obiektywna, a niektóre przedstawiały wręcz nieprawdziwy obraz leczenia. Od lat mówi się o konieczności zmiany ustawy o biegłych. Najwyższy czas to zrobić, a przy okazji warto by też odmłodzić w całym kraju kierownictwa zakładów medycyny sądowej.
***
Dobra zmiana w szpitalnictwie
W decydującą fazę wchodzą prace związane z utworzeniem sieci szpitali, które miałyby zagwarantowane finansowanie ze środków publicznych (PSZ). Projekt zakłada utworzenie systemu podstawowego zabezpieczenia świadczeń opieki zdrowotnej, który oprócz leczenia szpitalnego ma obejmować ambulatoryjne leczenie w przyszpitalnych przychodniach oraz nocną i świąteczną opiekę zdrowotną.
Do tej pory istniały trzy stopnie tzw. referencyjności szpitali (powiatowe, wojewódzkie, kliniki), przy czym ten podział miał w praktyce tylko teoretyczne znaczenie.
Teraz Ministerstwo Zdrowia proponuje stworzenie aż sześciu stopni.
Pierwszy obejmowałby obecne szpitale powiatowe. Drugi – szpitale wojewódzkie. Trzeci – wieloprofilowe szpitale specjalistyczne (na razie nie wiadomo, co to ma oznaczać i czym będą się one różniły od szpitali wojewódzkich). Czwarty stopień ma obejmować placówki onkologiczne i pulmonologiczne. Piąty – szpitale pediatryczne. Szósty – podległe ministrowi szpitale kliniczne oraz instytuty i placówki uniwersyteckie.
Pełna lista szpitali, które znajdą się w PSZ, ma być ogłoszona do końca kwietnia, a od 1 lipca 2017 r. system ma zacząć funkcjonować.
Radykalnie zmieni się też sposób płacenia za świadczenia zdrowotne. NFZ nie będzie już płacił szpitalom za poszczególne zabiegi, tylko wprowadzi tzw. opłatę ryczałtową.
– Wbrew temu, czego możemy dowiedzieć się z mediów, PSZ nie jest tak oczekiwaną od lat siecią szpitali publicznych – zapewnia dr Marek Balicki, minister zdrowia (2003 i 2004 – 2005), były dyrektor Szpitala Wolskiego i Szpitala Bielańskiego w Warszawie. – Z tego projektu ustawy nie wynika bowiem, ile szpitali, oddziałów i łóżek jest potrzebnych w poszczególnych województwach.
Projekt dzieli szpitale na sześć stopni i odnosi się do finansowania tych placówek z NFZ. Szpital, który nie znajdzie się na tej liście, nie otrzyma ryczałtu i będzie mógł ubiegać się o pozostałe środki w konkursie. A trzeba pamiętać, że na ryczałt będzie przypadać aż 85 proc. środków. Projekt ustawy nie odnosi się do formy własności szpitali. Dlatego ze znalezieniem się na tej liście mogą mieć problemy zarówno placówki prywatne, jak i publiczne. O tym, czy dany szpital będzie w PSZ, według projektu ma decydować dyrektor wojewódzkiego oddziału NFZ, co oznacza, że ci urzędnicy będą mieli w swoich rękach wielką władzę.
Współpraca: dr Ryszard Frankowicz. Telefon kontaktowy: 133 124 (od godz. 10 do 12).