Jak uciszyć sąsiada?
Po południu wiercenie i walenie. Dzień w dzień. W weekendy rodzinne i studenckie balangi. Jeśli zdarzy nam się jeszcze sąsiad saksofonista lub meloman z głośnym sprzętem, jesteśmy pokonani.
Pewien lokator Spółdzielni Mieszkaniowej „Budowlani” w Bydgoszczy wygrał w sądzie sprawę o zbyt głośny zegar tykający za ścianą w mieszkaniu sąsiadki.
– Z tego, co pamiętam, ta pani musiała zegar wyłączyć. Sąd chyba przyznał też mężczyźnie kilkutysięczne odszkodowanie – mówi Jacek Kołodziej, zastępca prezesa ds. technicznych SM „Budowlani”.
– Większość sporów związanych z hałasowaniem udaje się rozwiązać polubownie, ale czasem bywa, że ludzie muszą się spotkać w sądzie – nie ukrywa Czesław Degórski, zastępca prezesa Toruńskiej Spółdzielni Mieszkaniowej „Kopernik”, i jako przykład podaje powództwo wytoczone jednemu z mieszkańców przez... studentów.
Nerwy nie dały rady
– To było kuriozum. Pan mieszkał po sąsiedzku ze studentami wynajmującymi stancję. Skarżył się na hałasy. Zaczęliśmy więc słać pisma do właściciela mieszkania, aby zdyscyplinował młodych ludzi. Wszystko wskazywało na to, że skarżący się lokator ma rację. Tymczasem wyszło odwrotnie – opowiada Czesław Degórski.
Studenci bowiem nie przestraszyli się lokatora wrażliwego na dźwięki przez nich wytwarzane i wytoczyli mu proces cywilny o nękanie. Sąd uznał racje żaków. Mężczyzna musiał pogodzić się z hałasem.
89-letni pan Henryk z Bydgoszczy (nazwisko do wiadomości redakcji) przez cztery lata próbował uciszyć sąsiada melomana. Nieskutecznie. Najpierw było zwracanie uwagi i prośby, aż w końcu sprawa znalazła się w sądzie. W pierwszej instancji zapadł wyrok skazujący hałaśliwego miłośnika muzyki rozrywkowej na wiele godzin prac społecznych. Ten jednak skutecznie się odwołał. Ostatecznie sprawę umorzono.
– Bo nie było świadków. Ludzie się przestraszyli i nie potwierdzili przed sądem, że przez te hałasy nie da się żyć. Próbowałem na początku dogadać się z tym człowiekiem. Nie chciałem się procesować. Prośby jednak nic nie dawały. Pod moim adresem leciały tak obelżywe słowa, że nawet nie chcę ich przytaczać – mówi 89-latek. Po kilku latach dramatu – jak sam mówi – postanowił się wyprowadzić z zasobów wspólnoty mieszkaniowej. – Musiałem stamtąd odejść. Moje nerwy nie dały rady – przyznaje. Dzisiaj mieszka na terenie innego blokowiska.
– Generalnie jest spokojnie. Gdyby jeszcze sąsiad nie używał tak często wiertarki udarowej, byłoby wszystko w porządku – mówi starszy człowiek.
Hałasy powstające w trakcie napraw i remontów to temat rzeka, uregulowany szczegółowo tylko przez nieliczne administracje wspólnot i spółdzielni. W większości regulaminów tak zwanego porządku domowego znajdziemy ogólnie brzmiący zapis, mówiący o tym, że w godzinach 22 – 6 obowiązuje bezwzględna cisza i że w niedziele i święta nie wolno wykonywać w mieszkaniach „wszelkich prac zakłócających spokój mieszkańcom”.
Te prace to zapewne wszelkie remonty i naprawy, ale też działalność gospodarcza, jaką niektórzy prowadzą w domach. W przytoczonym wyżej regulaminie Bydgoskiej Spółdzielni Mieszkaniowej szczegółów nie znajdziemy. Są jednak administracje, które zadbały o detale. I tak, zgodnie z regulaminem RSM „Jedność”, w godzinach ciszy nocnej nie należy: nastawiać głośno odbiorników radiowych i telewizyjnych, używać pralek, odkurzaczy, zmywarek itp., zachowywać się głośno w mieszkaniach i na korytarzach. Co ciekawe, w tej spółdzielni odważono się wyznaczyć mieszkańcom czasowy limit na wykonywanie hałaśliwych prac. Można tam remontować od godz. 7 do 19.
– U nas jest tak Samo, przy czym próbowaliśmy na wniosek grupki lokatorów wprowadzić całkowity zakaz remontów w soboty. Nie udało się – mówi Czesław Degórski z „Kopernika’’. – Starzy lokatorzy, którzy już się jakoś urządzili, chcieliby mieć spokój – zauważa.
Ograniczenie niezgodne z prawem
Podobna próba, ale mająca na celu wprowadzenie ograniczenia czasu remontów, podjęta została całkiem niedawno w Bydgoskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Jeden z mieszkańców wnioskował, by nie walono młotami po godzinie 17. Administracja osiedla przygotowała nawet roboczą wersję informacji dla mieszkańców, godząc się jednak na wprowadzenie limitu w godz. 7 – 20. Ale i tego wniosku nie udało się ostatecznie uzgodnić (...).
Większym problemem i powszechniejszym zjawiskiem niż hałasy remontowe są odgłosy nocnych imprez i głośne puszczanie muzyki albo granie jej na żywo. Zdarzają się skargi zwłaszcza na początkujących muzyków – gitarzystów, saksofonistów, pianistów.
– Przy ulicy Gagarina niedaleko uniwersytetu mamy kilka wysokich budynków, w których 40 proc. mieszkań wynajmują studenci. Tam jest problem z hałasami... erotycznymi. Są podejrzenia, że niektóre panie studentki zajmują się po godzinach nauki nie tym, co trzeba – mówią w SM „Kopernik”.