Gra o tron
Nadchodzi decydujące starcie. Wkrótce wszystko się rozstrzygnie. Stara władza zostanie zastąpiona nową, stare prawa ustąpią nowym przepisom, a wszystko, co do tej pory było normą, stanie się ekstrawagancją. Tak toczy się wyścig o najważniejszy na świecie urząd polityczny, do miejsca w którym każdy chciałby się znaleźć. Już za 6 tygodni Ameryka będzie miała nowego prezydenta, a Biały Dom nowego lokatora.
Prawdopodobnie nigdy w historii wyborów prezydenckich w USA ludzie nie obawiali się równie mocno. Dostępne opcje nie przekonują. Z jednej strony liberalna małżonka byłego prezydenta Hillary Clinton, zamieszana w aferę z wyciekiem tajnych maili z rządowych kont pocztowych, ale również sprawna dyplomatka i była sekretarz stanu, a z drugiej kontrowersyjny i anty- establishmentowy biznesmen Donald Trump. Ten pojedynek musi przyciągać żądnych krwi obywateli najpotężniejszego państwa na świecie.
I tak też było podczas pierwszej debaty pomiędzy wspomnianą parą. Przed telewizorami zgromadziły się miliony, by wyrobić sobie zdanie lub utwierdzić się w swym przekonaniu. Podobno wygrała Clinton – za spokój, opanowanie i merytoryczność. Trump skupił się na atakowaniu oponentki i populistycznych hasłach. Wytykali sobie błędy i przekonywali do swoich idei – jej wolnego i demokratycznego państwa, które dba o każdego obywatela oraz jego „znowu wielkiej Ameryki”.
Niezależnie od wyniku Amerykanie będą musieli przyzwyczaić się do wielkiej zmiany. Podobnie jak przyszły prezydent – wkrótce gra o władzę się rozstrzygnie, a konsekwencje wyboru nielicznych dotrą także do Polski.