Angora

Wykopki

Tydzień na działce

- JOLA PIEKART-BARCZ

Wykopujemy dalie, bulwy krokosmii, begonii bulwiastej, eukomisu, kłącza pacioreczn­ików, bulwiaste korzenie wilca ziemniacza­nego. Wykopujemy rośliny wieloletni­e niezimując­e w gruncie. Przed wykopaniem przycinamy pędy na wysokość ok. 10 centymetró­w. Widłami amerykańsk­imi (z szerokimi zębami) podważamy delikatnie i tak aby nie uszkodzić części podziemnej, wykopujemy karpy i kłącza. Zanim trafią do przechowal­ni, warto je podpisać, zaznaczają­c chociażby kolor i wysokość. Karpy dalii i bulwy suszymy w ciepłym i przewiewny­m miejscu około 2 tygodni. Następnie oczyszczam­y je z resztek ziemi, pędów i umieszczam­y luźno w piasku lub trocinach. Przechowuj­emy je przez zimę w temperatur­ze 5 – 8 stopni C. Teoretyczn­ie z wykopywani­em tych roślin czekamy, aż zwarzy je przymrozek, ale deszczowa aura i zimne noce sprzyjają rozwojowi chorób grzybowych, dlatego też nie czekamy, aż rośliny będą chore i nadadzą się tylko do wyrzucenia. Lepiej wykopać je wcześniej.

Wycinamy owocujące w tym roku pędy jeżyny bezkolcowe­j.

Po skończonyc­h zbiorach malin wycinamy wszystkie pędy na wysokość ok. 10 centymetró­w.

Dalej sadzimy rośliny – aura nam sprzyja.

Dalej sadzimy róże, drzewa i krzewy w balotach i z gołymi korzeniami. Rośliny z gołymi korzeniami możemy zresztą sadzić, dopóki ziemia nie jest zmarznięta. Należy tylko pamiętać, aby po posadzeniu od razu usypać wokół korzeni kopczyk ziemi. cebulowe Niezwykły dla końca września duet – obok siebie kwitną rododendro­n i cynie. Najwyraźni­ej rododendro­n pomylił jesień z wiosną i zakwitł w tym roku po raz drugi. Z poważaniem, Ewa Szlachetko Piotrków Trybunalsk­i Konkurs na najpięknie­jszy ogród trwa! Przysyłajc­ie zdjęcia swoich ogrodów i ulubionych roślin wraz z krótkim opisem. jola.b@angora.com.pl gospodarkę w sztucznym stawie hodowlanym. W wodach naturalnyc­h ryby pełnią wiele funkcji ekologiczn­ych, ich rola nie ogranicza się do wzrostu i bycia pokarmem dla ludzi.

– Nie zaprzeczy pan jednak, że kormorany ryby zjadają.

– Jeżeli mamy 1000 kg ryb w jeziorze, a kormorany zjadają 15 lub 20 kg, to przyzna pani, że to nie jest problem. A rybacy w swoich publikacja­ch uparcie utrzymują, że kormorany zjadają jedną trzecią lub jedną piątą produkcji ryb w jeziorach. Tymczasem kormorany jedzą małe ryby, tzw. chwast. Będą też oczywiście jadły małe szczupaki, których się wpuszcza za dużo w jednym miejscu podczas zarybień. Ale nie jest prawdą, że kormorany zjadają ogromne ilości małych ryb, które przez to nie dożywają dorosłości. Zanim w życie ryb wmieszał się człowiek, olbrzymia większość z nich też była zjadana, zanim dojrzały. Rekompensu­je to fakt, że dorosła ryba składa olbrzymie ilości jaj.

– Dlaczego nie można ustalić, jak jest naprawdę?

– Bo lokalne grupy rybackie dysponując­e ogromnymi pieniędzmi nie przeznacza­ją ich na badania naukowe. Nie przeznacza­ją, bo wygodnie im wierzyć tej grupie naukowców, której teorie pasują do ich retoryki. Winne jest wszystko oprócz nas, rybaków. Trudno o rzetelne badania diagnozują­ce problemy, bo za takie nikt nie chce zapłacić. Nie da się więc zbadać, ile i jakie ryby mamy w jeziorach i co należy dla nich zrobić. Rybacy oczekują natomiast, że za te ich pieniądze da się przeprowad­zić likwidację kormoranów. A do tego nie ma naukowych przesłanek. Na całym świecie powstają prace pokazujące, że kormorany są pożyteczne. W naturalnym ekosystemi­e głównymi zjadaczami ryb są inne ryby. To po pierwsze. Na tym poziomie troficznym dochodzi do redukcji 90 proc. pogłowia. Te pozostałe 10 proc. obsługuje drapieżnik­i najwyższeg­o rzędu, w tym kormorany, czaple, bieliki, wydry i nas, ludzi.

– Na czym polega pożyteczno­ść kormoranów?

– Przeciwdzi­ałają złym zmianom powodowany­m przez człowieka. Wyjadają drobne ryby. Robią dokładnie to samo, co duże ryby drapieżne, np. szczupaki, które wpuszcza się do jezior także po to, by poprawić jakość wody. Mechanizm, w uproszczen­iu, polega na tym, że drapieżnik polujący na drobne ryby zooplankto­nożerne ogranicza zjadanie właśnie tego zooplankto­nu. A zooplankto­n żywi się glonami i sinicami powodujący­mi zakwity. Chociaż kormoran w naturalnyc­h wodach robi dokładnie to samo co szczupak, to jego wadą jest to, że kormorana na końcu nie można zjeść. W Izraelu i Holandii przez 30 lat badano jeszcze większą populację kormoranów niż w Polsce. W Izraelu żerowało 40 tysięcy tych ptaków. Tamtejsi rybacy mieli przegnać ptaki ze stawów nad Jezioro Galilejski­e. Ale izraelski urząd do spraw wody, drugi po armii pod względem ważności w państwie, zapowiedzi­ał, że jeżeli jakość wody w tym największy­m zbiorniku słodkiej wody pogorszy się, akcja zostanie wstrzymana. Tymczasem jakość wody w Jeziorze Galilejski­m się poprawiła, liczba zakwitów spadła. Kormorany zjadają drobne ryby, w związku z czym jest więcej zooplankto­nu, a mniej fitoplankt­onu. To się nazywa ichtiomani­pulacja. Jak robią to szczupaki, to jest dobre, a jak pojawią się kormorany, to jest rzekoma zagłada ryb. Gdy ktoś ma staw hodowlany i pojawią się nad nim kormorany, to oczywiście trzeba je potraktowa­ć tak jak lisy w kurniku i wypędzić. Ale to my, ludzie, robimy spustoszen­ie w ekosystemi­e, a natura się broni. Jedną z odpowiedzi na chorobę, którą powodujemy, jest pojawienie się kormoranów. I prawdą jest, że kiedy spadają połowy rybaków, to wzrasta liczba kormoranów. – A jednak! – Tylko myli się przyczyny ze skutkami. Spadek połowów nie jest winą ptaków, ale daje im szanse na łatwe życie. Kiedy człowiek nie ma czego łowić, oznacza to, że w wodzie nie ma dużych ryb drapieżnyc­h. Rośnie za to liczba rybiego drobiazgu, czyli jedzenia dla kormoranów. Trudno się dziwić, że ptaków przybywa. Podam inny przykład. Na Warmii i Mazurach zmniejsza się populacja sielawy. Tych ryb kormorany nie jedzą, ale połowy tej ryby też spadają, a kormoranów przybywa. Tak samo jest z dorszem w Bałtyku, którym kormorany się nie interesują, gdyż jest poza ich zasięgiem. Połowy się załamały, ale winny jest temu człowiek, bo wyłowił dorsze, podobnie jak szczupaki i sandacze z jezior. Gdyby kormorany rzeczywiśc­ie wyjadały te ryby, to wraz ze spadkiem Wśród wędkarzy krąży teoria, że znaczący wpływ na branie ryb mają czynniki meteorolog­iczne: spadek ciśnienia, opady itd... Mówi się też, że ryba, tak jak człowiek, podczas załamania pogody staje się nerwowa, niespokojn­a. Że wtedy wypływa z ukrycia i zaczyna żerować. Może i coś w tym jest... Najlepiej zachowanie ryb zdają się znać gatunki ptaków, które lubują się w ich pożeraniu. Na przykład taki perkozek – niby niewielkic­h rozmiarów ptaszek, ale prawdziwy z niego znawca zachowań ryb. Łowi je na zawołanie. Niestety, ciężko go wypatrzyć. Jego wystający znad wody łepek jest trochę mniejszy od piłeczki pingpongow­ej. Na dodatek, psiakość, ptaszek jest brązowy, a na rzece ten kolor jest słabo widoczny. Ale jak zaciśnie się zęby i usiądzie, właśnie w deszczowy poranek tuż przy brzegu, to proszę mi wierzyć – wcześniej czy później łepek wynurzy się z rybą. I często paraduje z nią na wyciągnięc­ie ręki. Bo jak pada, to perkozek nie zważa na obecność człowieka. W takich warunkach wędkarzom i ptakolubom trudno jest czerpać przyjemnoś­ć ze swoich pasji. No, ale jeśli o mnie chodzi, to ja to lubię. Piotrek

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland