Ofiary chcą krzyczeć
W kolejnej książce były ksiądz pochyla się nad ofiarami systemu stworzonego przez Kościół
Wszyscy kłamią, mawiał serialowy dr House. Oszukują nas biznesowi wspólnicy, pracownicy, pracodawcy, przyjaciele, partnerzy na randkach i rodzina w domu. Komu więc można zaufać, kto mówi prawdę i jak to odkryć? Dr David Lieberman, amerykański ekspert w dziedzinie ludzkich zachowań, autor wielu bestsellerów, ujawnia uniwersalne metody, które pozwolą sprawdzić, kim jest, co czuje i co naprawdę myśli twój rozmówca.
Dobra książka o prostych technikach psychologicznych, które można zastosować w codziennym życiu i pracy.
Thava Sumanenthiran (Sri Lanka) Naprawdę wiele się nauczyłem o ludzkich nawykach i mojej własnej psychice. Książka dała mi bardzo sprytne narzędzia, jakich mogę użyć, by odkryć, co ludzie myślą. Dowiedziałem się też kilku rzeczy o sobie i nie jestem pewien, czy to mi się spodobało. Może nie są one prawdziwe, a może ja czuję się nieswojo z tą prawdą?
Mark Hunter (Floryda, USA) Rady zawarte w książce wydają się dość oczywiste, a nawet trochę banalne, ale jest to dobra podstawa do poznania języka ciała. Brain (Illinois, USA)
Kupiłem ją z nadzieją, że dowiem się czegoś o czytaniu mowy ciała, ale się zawiodłem. Jest świetna, kiedy uczy technik psychologicznych mających wydobyć prawdę od rozmówcy, ale nie ma w niej nic dla zainteresowanych znaczeniem ruchu i gestów. N@ndo
Rekrutuję chętnych do Gwardii Narodowej. Przeprowadzam rozmowy z setkami kandydatów, którzy chcą służyć krajowi. I choć armia z pewnością potrafi zmotywować do zmiany charakteru, to jednak nie mogę wysłać na szkolenie wojskowe pedofila czy zabójcy. Umiejętność czytania ludzi jest dla mnie ważna, bo z natury jestem bardzo ufna. W przeszłości nie jeden raz byłam oszukiwana. Przeczytałam książkę i zrobiłam notatki. Pomogło. Trochę. Ale książka nie zastąpi intuicji.
Lori K. Fields Porady Liebermana nie ograniczają się do obszaru pracy zawodowej. Ma on też kilka przydatnych wskazówek dla pań starających się znaleźć odpowiedniego mężczyznę. Scenariusz: Jesteś na randce z tym potencjalnie Właściwym Panem i podejrzewasz, że może on być pod wpływem pewnego rodzaju zakazanej substancji. Co ma zrobić dziewczyna? Powiedzieć: – Ciekawe, że ludzie zażywają narkotyki i myślą, że inni o tym nie wiedzą, albo: Czytałam artykuł, w którym twierdzono, że 33 proc. dorosłych próbowało narkotyków choć raz w życiu. Nie potrafię wyobrazić sobie, jak ta pani mogłaby odczytać reakcję mężczyzny, bo jestem pewna, że w momencie, gdy to powie, nastąpi koniec randki. Książka roi się od strasznych porad i poważnie zniekształconych poglądów na temat stosowania badań statystycznych w prawdziwym życiu. Mara
Śmieszne i złe porady. Na przykład: jeśli zauważysz, że ktoś ciągle żuje gumę, i podejrzewasz, że próbuje w ten sposób ukryć smród alkoholu, bez skrępowania mówisz mu: Właśnie czytałem badania, że ludzie żujący dużo gumy są alkoholikami. Następnie obserwujesz jego reakcję. O cholera! Lana
Na podst.: amazon.com, goodreads.com DAVID J. LIEBERMAN. JAK ROZSZYFROWAĆ KAŻDEGO (YOU CAN READ ANYONE: NEVER BE FOOLED, LIED TO, OR TAKEN ADVANTAGE OF AGAIN). Przeł. Magdalena Hermanowska. DOM WYDAWNICZY REBIS, Poznań 2016. Cena 32,90 zł.
Za dwa tygodnie: Anya Von Bremzen. „Szarlotka Lenina i inne sekrety kuchni radzieckiej”.
– Tego księdza znalazłem w małej parafii gdzieś pod Wrocławiem. Nie wiem, skąd znalazłem w sobie tyle śmiałości, ale naprawdę bardzo chciałem porozmawiać z nim w imieniu Marty.
Siedział w konfesjonale: facet przed sześćdziesiątką. Podszedłem do niego do niby-spowiedzi. „Jestem nauczycielem, miałem romans z uczennicą, potem dostałem awans na dyrektora szkoły. Kiedy powiedziała, że jest w ciąży, bałem się balastu w postaci dziecka i nakłoniłem do usunięcia problemu...”. Mówiąc, patrzyłem, jak jego twarz się zmienia, gdy słucha tej prawie swojej historii. Ale on siedział jak głaz i to ja w końcu nie wytrzymałem – krzyknąłem tylko: „Ona nazywała się Marta! – i wybiegłem na zewnątrz. – Nie trzeba było poczekać, aż coś odpowie? – Nie.
Trzecia książka, cztery historie
To był nietypowy debiut. Autobiograficzna książka „Zakochana koloratka” o szczęśliwej, choć zbyt krótkiej miłości księdza Kryspina Krystka, który zrzucił sutannę i wziął ślub, zdobyła dwa lata temu czytelników dzięki szczerości i otwartości autora. Mieszkający w okolicach Poznania były ksiądz postanowił spisać swą historię przede wszystkim w ramach zadanej samemu sobie terapii po śmierci żony.
Druga książka, „Zatroskana koloratka”, powstała rok później, bo autor chciał pokazać, że w swych dylematach i wyborach nie jest osamotniony, chciał też „rozliczyć się” z wciąż bliskim mu Kościołem, który coraz częściej „kroczy po bezdrożach”.
– Naprawdę nie myślałem wtedy o trzeciej książce – zarzeka się dziś Kryspin Krystek, łapiąc na przydomowym tarasie ostatnie ciepłe promienie jesiennego słońca. – Nie byłoby jej, gdyby nie odzew na moje wcześniejsze pisanie. To było – nie uwierzy pan – kilkaset relacji. Ludzi skrzywdzonych i zostawionych samych ze swoim utrapieniem. Wybrałem cztery historie, najbardziej charakterystyczne.
Na okładce słońce wpada przez drewnianą kratkę do konfesjonału, oświetlając kontury postaci Chrystusa Frasobliwego. Tytuł: „Zaufana koloratka. Konfesjonał krzywd”. – Czyich krzywd? – Marty, Michała, Marii i Marka, choć imiona oczywiście zmieniłem. A także – mimo że głupio to brzmi – części sprawców ich tragedii, bo dla wielu z nich dramatyczne historie, które opisuję, oznaczały również wielką osobistą traumę.
– Po co ci skrzywdzeni ludzie przyszli do pana?
– Każda przeszła po swojej tragedii trzy drogi, trzy wtajemniczenia. Pierwszą – najczęściej nieudaną – był konfesjonał, druga to wizyty u psychologów, niekiedy kończące się kuracją w szpitalu psychiatrycznym. Ale to wszystko nie dawało im spokoju. Zrozumieli, że potrzebują swoistego spojrzenia w oczy sprawcy poprzez wykrzyczenie swoich przeżyć. Tu nie chodziło o chęć wy- wołania sensacji, ale relacja z tego, co ich spotkało, mówienie o własnej krzywdzie ze świadomością, że dawny dramat zostanie dostrzeżony – to wszystko wyrzucało z ich dusz zalegające przez lata złogi. Tak mówili.
Michał: Powoli w bagno
– Ile Michał ma teraz lat? – Około czterdziestu sześciu. W rozmowie był otwarty i mogłem opisać, jak krok po kroku proboszcz z jego miasteczka wtapiał go w bagno. Projekcje wideo na plebanii i filmy, których w połowie lat 80. w kinach nie było. Tylko dla wybranych ministrantów, zawsze we wtorki. Powoli filmy stawały się mocniejsze i przychodził czas na pieszczoty. Gdy Michał miał jakieś 16 lat, zbuntował się, bo poznał dziewczynę. Ksiądz postawił mu wtedy ultimatum: „Zrezygnujesz z niej i zostaniesz, tak jak ja, księdzem. W innym wypadku ona i twoi rodzice zobaczą to!”. I rzucił na stół zdjęcia, które robił podczas ich zbliżeń. – Jak udało mu się zerwać z łańcucha? – Pomogła wizyta kuzyna jego matki, który na stałe mieszkał w Niemczech. Mama pochwaliła się wtedy, że Michał za namową księdza idzie do seminarium, a kuzyn przypomniał sobie, że pamięta proboszcza i jego skłonności z dawnych czasów, gdy mieszkał w Polsce. Powiedział o tym mamie Michała. Niedługo później nastąpił przełom: do księdza przyjechało kilku znajomych, m.in. profesor z seminarium. Ksiądz wezwał Michała, a po paru drinkach padło hasło, że „możemy iść pod prysznic i trzeba się połączyć w pary”. Michał o pierwszej w nocy przybiegł z płaczem do domu, a następnego dnia nie chciał iść do szkoły. Wtedy mama przypomniała sobie o rozmowie z kuzynem i „nacisnęła” syna. Michał szybko pękł; dziś mówi, że tylko czekał na to, aż ktoś bliski zapyta go wprost, co się dzieje. – Co mama Michała zrobiła z tą sprawą? – Zaraz po maturze Michała kobieta poszła do kurii. Kanclerz ją przyjął, spisał zeznania, ale – cóż za zbieżność w czasie – okazało się, że proboszcz został właśnie skierowany na wcześniejszy wakacyjny urlop. Do miasteczka już nie wrócił, kuria skierowała go do lepszej, bogatszej parafii z siostrą zakonną do pomocy.
– Wspomniał pan, że sprawcy też bywają ofiarami. Tu chyba trudno mówić o takiej sytuacji?
– Nie do końca. Byłem przecież w seminarium i wiem, jak miejsce to kształtuje ludzi. Od początku tworzy się wokół wstępującego w te progi człowieka nimb wyjątkowości. Wszyscy mówią: jesteś wybrany, należy ci się dużo albo jeszcze więcej. W człowieku rośnie pycha, a potem, mając 25 lat, idzie do pracy jako ksiądz i zrzuca z siebie sześcioletni okres kagańca i kontroli. Dalej wszyscy go hołubią: przychodzi do rodzin, gdzie przyjmują go jak króla, i na publiczne uroczystości, gdzie jego nazwisko wymienia się jako pierwsze.
W seminarium przez sześć lat byłem w gronie trzystu młodych facetów. Było, owszem, kilkana-