Tak kradniemy wasze samochody Niemcy
Złodziej aut opowiada o trikach i zawodowej taktyce
Tobias T. należał do zorganizowanej grupy przestępczej, która kradła samochody i wywoziła je do Europy Wschodniej. Teraz opowiedział o tym procederze Michaelowi Mielke, dziennikarzowi „Morgenpost”.
31-latek stanął przed Sądem Krajowym w Berlinie. Wyszukiwał samochody, które miały zostać skradzione, robił rozeznanie na ich temat oraz załatwiał sprzęt elektroniczny przechwytujący fale radiowe wysyłane z pilota, dzięki czemu łamał później zabezpieczenia przed kradzieżą. Tobias T. nie chciał początkowo współpracować z policją. Po aresztowaniu wszystkiemu konsekwentnie zaprzeczał. Zebrane dowody były jednak mocne, a on okazał się inteligentny. Postanowił wyłożyć karty na stół, tym samym obciążając wielu wspólników z Polski.
Najpierw jednak, w czwartek 6 października, rozpoczął się jego proces. Tobiasowi T. zarzuca się serię kradzieży samochodów. Przed sądem przyznał, że w nich uczestniczył. Prawie wszystkie spośród tych kradzieży zostały odkryte przez policję w trakcie transportu samochodów do Polski. Jednak Tobias T. nie został wtedy zatrzymany. Zawsze zdążył uciec. Obciążyły go dopiero ślady pozostawione na pojazdach.
Kontakt z przestępcami nawiązał w 2014 roku. Prowadził wtedy sklep internetowy z częściami elektronicznymi do automatów do gry. W tej sprawie przestępcy skontaktowali się z nim po raz pierwszy. Niektórzy z nich pochodzili z Polski. Tobias T. bez problemu się z nimi porozumiewał. Urodził się w Berlinie i płynnie mówi po niemiecku – co zainteresowało jego wspólników – ale zna również polski, bo jego rodzice pochodzą z tego kraju. Jego ojciec prowadzi w okolicach Warszawy zakład autotuningu. Dzięki temu Tobias T. bardzo wcześnie zainteresował się samochodami. Sam także – oprócz handlu w internecie – sprzedawał używane samochody. Jednak bardziej lukratywna i ekscytująca okazała się współpraca z grupą złodziei. Należało do niej jeszcze jedenaście osób. W Berlinie ukradli co najmniej 12 pojazdów. Przeciwko pozostałym członkom bandy toczą się procesy. Także w Polsce.
Podczas procederu wykorzystywali tablice rejestracyjne z takich samych aut jak te, które kradli. Do Tobiasa T. należało wyszukanie w Berlinie odpo- wiednich pojazdów. Zeznając, wspominał klientów – a nie paserów – z Polski, którzy byli zainteresowani kupnem kradzionych samochodów.
Wyszukiwał więc samochody parkowane na ulicy lub w gorzej zabezpieczonych garażach. Gdy znalazł odpowiedni pojazd, szukał drugiego z tej samej serii, najlepiej w podobnym kolorze. Spisywał numery rejestracyjne tych samochodów i przygotowywał tablice rejestracyjne. Naklejki – np. Tüv – były fałszowane w Polsce. Tak oznakowane auta dało się przewieźć do Polski. Ryzyko nie było zbyt duże, bo w razie kontroli policji wyglądałoby, że wszystko jest w porządku. Oskarżony dostawał do 1000 euro za jeden skradziony samochód i brał bezpośredni udział w kradzieżach. On i jego wspólnicy korzystali ze specjalnego oprogramowania. Handel takimi programami jego zdaniem świetnie kwitnie. Organizowane są nawet doroczne targi, które odbywają się w różnych miastach europejskich. – To Targi Techniki Motoryzacyjnej, ale każdy wie, że to są targi dla złodziei samochodów – mówi.
Jeśli wierzyć Tobiasowi T., to przy zastosowaniu odpowiedniego oprogramowania, nazywanego też „czarodziejską kostką”, żaden drogi pojazd nie jest bezpieczny. Otworzenie auta i uruchomienie silnika zajmują mu kilka sekund. Autoalarmy też nie stanowią żadnego zabezpieczenia. – Zanim alarm się uruchomi, my już zdążymy go odłączyć – wyznaje.
Złodzieje stosują też metodę polegającą na zablokowaniu elektroniki w pojeździe z większej odległości. – Ludzie w ogóle nie zwracają uwagi na to, czy po użyciu pilota ich auto rzeczywiście zostało zamknięte – podkreśla. Tymczasem złodzieje mają do niego praktycznie swobodny dostęp. Zresztą zamknięte drzwi też nie stanowią przeszkody. Tak zwanym polskim kluczykiem, jak mówi oskarżony, szybko da się otworzyć drzwi każdego samochodu.
Tobias T. jest korpulentnym mężczyzną o dziecięcej twarzy. Mówi, że dobrze się czuł w swojej bandzie, bo „cieszył się szacunkiem” wśród jej członków. – Wtedy też nagle zaczynają cię dostrzegać kobiety, które wcześniej w ogóle nie zwracały na ciebie uwagi. Ma świadomość, że nie ma już dla niego powrotu do świata przestępczego. Zrezygnował z mieszkania w Szczecinie. Ma drugie w berlińskiej dzielnicy Charlottenburg. Możliwe, że nawet w areszcie nie jest teraz bezpieczny. Jednak Tobias T. nie zamierza już zawracać z obranej drogi. Policja ma nawet zrobić z jego udziałem film instruktażowy. Pokaże w nim, jak za pomocą urządzeń elektronicznych złodzieje włamują się do samochodu w kilka sekund. (AS)