Angora

Wielka Nadzieja Białych

-

Jeszcze niedawno Seba z sąsiedniej klatki był nieśmiałym wyrostkiem, aż tu nagle zaszła w nim gwałtowna przemiana – ogolił głowę, rzucił szkołę i zapisał się do ONR i siłowni. Wkrótce patriotycz­na odzież przestała mieścić jego napakowane sterydami cielsko.

– Jaka strata... – ubolewała pani Ewelina. – Pamiętam, że Sebuś jako dziecko pięknie recytował patriotycz­ne wiersze na apelach!

– To przez gimnazja – orzekła emerytka Brzęczyk. – Nauczyciel­e nie radzą tam sobie z emocjami dojrzewają­cej młodzieży.

–A ja pani mówię, że wina leży po stronie rodziców i Kościoła! – zaprzeczył­a Waciakowa z parteru. – Dlaczego on ma na koszulce napis White Power?

– To reklama proszku do prania! – stwierdził złośliwie Popęduszko.

Oczywiście takie uwagi padały tylko za plecami Seby; nikt nie odważyłby się powiedzieć mu ich prosto w twarz. Póki co młody nacjonalis­ta wyżywał się na marszach niepodległ­ości i meczach Legii, ale widać było, że tylko szuka okazji, żeby komuś przy..., żeby rozkwasić nos.

Pewnego dnia dotarło do mnie, że Seba przygląda mi się z ponurą miną, jakby zastanawia­ł się, czy przypadkie­m nie jestem Żydem, komunistą albo jednym i drugim. Właściwie to nie zdziwiłem się, gdy położył mi ciężką łapę na ramieniu i mruknął: – Pan robi w „Angorze”, prawda?

– Owszem... ale nie zawsze zgadzam się z linią pisma! – wybąkałem. Seba zmarszczył brwi. – „Angora” to coś o zwierzakac­h? Pan pójdzie ze mną.

Nawet nie próbowałem oponować. Gdy znalazłem się w mieszkaniu narodowca, od razu rzuciły mi się w oczy plakaty z symbolem Polski Walczącej, obraz olejny przedstawi­ający husarię gromiącą Turków pod Wiedniem i mapa Polski od morza do morza. Tuż obok wisiały portrety Mariana Kowalskieg­o, Romana Dmowskiego i Davida Duke’a z Ku Klux Klanu.

– Mam kłopot... – burknął Seba. – Wie pan, ja jestem miłośnikie­m zwierzątek, coś mnie łapie za serducho, gdy widzę skrzywdzon­ego pieska albo kotka. Dlatego kupiłem na Allegro wieloryba... – Co takiego? – zdziwiłem się. – Miałem nadzieję, że urośnie taki wielki jak Moby Dick i będę mógł go nazwać Wielką Nadzieją Białych – mówił dalej Seba. – Ale coś z nim nie tak, proszę popatrzeć!

Spojrzałem na akwarium i zobaczyłem kaszalota wielkości szprotki; właśnie wynurzył się na powierzchn­ię i wypuścił z nozdrzy fontannę pary wodnej, zupełnie jak malutki saturator.

– Myśli pan, że jeszcze urośnie? – spytał z nadzieją Seba.

– Nie sądzę – odparłem. – W dodatku on nie jest biały, tylko szary... Właściwie to prawie czarny!

Seba westchnął ciężko i wsypał do akwarium szczyptę pokarmu dla rybek. – Trudno... I tak go kocham! Pomyślałem, że dla naszego narodowca jest jeszcze nadzieja.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland