Uzna wyniki wyborów. Jeżeli wygra! Ostatnie starcie – Trump kontra Clinton.
Tego jeszcze w historii amerykańskich kampanii wyborczych nie było! Donald Trump nie chciał odpowiedzieć na elementarne, zadane przez prowadzącego debatę pytanie, czy zaakceptuje wyniki wyborów.
Z jego wypowiedzi jednoznacznie wynikało, że podejrzewa fałszerstwa podczas głosowania. Hillary Clinton zdołała tylko szepnąć po tym, co usłyszała: – To straszne. On poniża naszą demokrację. Słuchało tego 71 milionów Amerykanów, którzy śledzili odbywającą się w Las Vegas debatę w telewizji.
Nikt nie śmiał do tej pory podważyć wyników wyborów prezydenckich w USA. Trump przygotował podczas trzeciej debaty z Hillary Clinton ładunek wybuchowy dużej mocy i teraz jego sztab zastanawia się, jak go rozbroić, zanim rzeczywiście narobi spustoszenia. Sam kandydat pogrążył się jeszcze bardziej kilkanaście godzin póź- niej, podczas wiecu przedwyborczego w Ohio, gdzie zapewnił: „Uznam rezultat tych wielkich, historycznych wyborów. Jeżeli wygram!” – dodał.
Szefowa kampanii Trumpa Kellyanne Conway następnego dnia biegała po studiach telewizyjnych i próbowała łagodzić te słowa: – Miał na myśli to, że dopóki rezultaty nie zostaną oficjalnie ogłoszone i zweryfikowane, nie można mówić o zwycięstwie czy porażce – powiedziała w telewizyjnym programie „Dzień dobry, Ameryko” w stacji ABC. Chwilę później na Fox Channel tłumaczyła: – Ciągle czyta się o nieprawidłowościach, tak więc te obawy nie są nieuzasadnione. Trump na wiecu w Columbus w stanie Ohio starał się obrócić wcześniejsze słowa w żart, ale na poważnie z nich się nie wycofał: – Uznam oczywiście jednoznaczne wyniki wyborów, ale rezerwuję sobie prawo do sprzeciwu i do wytoczenia argumentów prawnych w przypadku, jeśli te wyniki będą budzić wątpliwości. Czy to jasne? – zakończył z właściwym sobie taktem i klasą.
Obóz Trumpa sugeruje, że kandydatowi republikanów nie chodziło o oszu- stwa przy liczeniu głosów, a o stronnicze nastawienie mediów. Hillary Clinton podobno znała zawczasu pytania, jakie prowadzący mieli zadawać jej w trakcie debat, a dowodem na to ma być tajemniczy blask bijący z jej pulpitu: na zainstalowanym tam prompterze wyświetlano tekst jej przygotowanych wcześniej odpowiedzi – twierdzą stronnicy Partii Republikańskiej.
Wobec takich rewelacji na dalszy plan zeszły główne punkty dyskusji o stanie państwa i programów wyborczych obu kandydatów. Potwierdziło się to, co wiadomo było od dawna – różni ich niemal wszystko: sprawy ekonomiczne, handel, terroryzm, imigracja i takie problemy społeczne, jak prawo do posiadania broni i dopuszczalność aborcji.
Trump chciał się tym razem zaprezentować jako odpowiedzialny kandydat na prezydenta, ale nie zawsze udawało mu się powstrzymać od obraźliwych osobistych wycieczek. Poważna dyskusja trwała krótko i szybko zamieniła się w karczemną chwilami
kłótnię, co niweczyło zyski z pierwszej fazy. W pierwszych minutach Trump pokazał się z innej strony niż podczas poprzednich debat i przedwyborczych podróży po kraju. Był bardziej stonowany, skoncentrowany na istotnych problemach politycznych, skuteczny w przedstawianiu własnych poglądów i obalaniu argumentów przeciwnika. Nie było jednak przełomu: kandydat republikanów nie wykorzystał szansy, by zatrzeć niedobre wrażenie z dwóch poprzednich spotkań.
Nie zdołał opanować swojego charakteru i instynktów i ten brak samodyscypliny może go – zdaniem wielu komentatorów – drogo kosztować. Zdaniem „Washington Post” Trump nie zdał w Las Vegas egzaminu z odpowiedzialności. „Ludzie nie chcą, by ktoś z tak nieokiełznanym temperamentem i niezdrowym ego miał władzę nad amerykańskim arsenałem nuklearnym” – czytamy.
Punktem zwrotnym debaty była dyskusja o imigrantach. Trump niemal się udławił, gdy Clinton zapytała go, kto będzie płacił za proponowany przez niego mur na granicy z Meksykiem. Kilkakrotnie złapała go na kłamstwie. Jak wyliczono, sam sześciokrotnie użył słów: „Mylisz się” w odpowiedzi na zarzuty rywalki, ale nie miał żadnych argumentów, by je odeprzeć. W swoich wypowiedziach kilkakrotnie pokazał własną ignorancję i powoływał się na wątpliwe czy wręcz fałszywe źródła.
Także sposób pokazywania debaty w telewizji nie był jego sprzymierzeńcem. Na podzielonym ekranie wyraźnie było widać jego reakcję na wypo- wiedzi Clinton: grymasy, marszczenie brwi, nerwowe potrząsanie głową. Gdy Clinton znów zarzuciła mu niepłacenie podatków, zamruczał pod nosem: „Co za okropna baba!”. To było wszystko, co miał do powiedzenia na temat ubezpieczeń społecznych i systemu podatkowego. Już następnego dnia koszulki z napisem „Okropna baba” stały się przebojem internetowych sklepów.
Hillary Clinton po raz pierwszy w tej kampanii zwróciła się bezpośrednio do kobiet, wypowiadając się zdecydowanie na temat prawa do aborcji, równouprawnienia w małżeństwie i małżeństw osób tej samej płci. Podkreśliła, że kobieta powinna mieć kontrolę nad swoim ciałem, bez rządowej ingerencji. – Byłam w krajach, gdzie rząd zmusza do aborcji, jak miało to miejsce w Chinach, albo na odwrót – zmusza do rodzenia dzieci, jak kiedyś w Rumunii. Władza nie powinna się wtrącać w te sprawy, które każdy musi rozstrzygać zgodnie ze swoim sumieniem i swoją wiarą, mając oparcie w wiedzy medycznej. – On myśli, że jeżeli poniża kobiety, to sam staje się przez to większy i ważniejszy – stwierdziła, odnosząc się z kolei do wysuwanych pod adresem Trumpa oskarżeń o molestowanie. Nie ulega wątpliwości, że wśród kobiet Clinton ma od dawna zdecydowaną przewagę, a teraz ją jeszcze powiększyła, co może być oznaką nie tyle bezwarunkowego poparcia, co obaw przed jej rywalem.
To Clinton, a nie Trump, okazała się jastrzębiem w dyskusji na temat stosunku do Rosji i Putina. Przyznała, że przyszły prezydent obejmie urząd w sytuacji, gdy stosunki amerykańsko-rosyjskie są najgorsze od 30 lat. Role się odwróciły – teraz to de- mokraci mówią o Rosji jako o „arcywrogu”, odnosząc się jednak bardziej osobiście do Putina niż do samego kraju, chociaż to właśnie za jej rządów w Departamencie Stanu w 2009 roku zainicjowana została polityka „resetu” w stosunkach między mocarstwami. – Nie byłoby źle, gdy Stany Zjednoczone współpracowały z Rosją. Każdym swoim posunięciem Putin okazuje się sprytniejszy od niej i Obamy – odpowiedział Trump. Clinton zarzuciła rywalowi, że w sprawie hakerskich ataków na rządowe komputery wierzy Rosjanom, a nie amerykańskiemu wywiadowi, i że współdziała z Rosją w działaniach zmierzających do demontażu NATO. – Po raz pierwszy zdarzyło się, że Rosja tak otwarcie popiera jednego z kandydatów – oświadczyła i wtedy właśnie doszło do sprzeczki, kto jest marionetką Putina. Clinton nazwała tak Trumpa, a ten się jej odgryzł: – To ty jesteś marionetką. Zarzucił jej, że dała się wykołować Rosjanom jak dziecko, gdy była sekretarzem stanu.
Amerykanie oceniają jednoznacznie, że debata w Las Vegas pogorszyła przedwyborcze notowania Trumpa. „Kłamca, złodziej, bufon, maniak seksualny, zadowolony z siebie demagog” – pisze o nim „New York Daily News” w artykule redakcyjnym. Odwracają się od niego kolejni republikańscy senatorzy, w jego sztabie widać oznaki paniki. Jeżeli ocenę obu kandydatów po ostatniej debacie uznać za preferencje wyborcze – 8 listopada Hillary Clinton ma szansę zostać pierwszą kobietą w roli prezydenta Stanów Zjednoczonych. (WF)