Angora

Sztuka chodzenia (Angora) Nasze roboty wspomagają­ce chód są kilka razy lepsze od konkurencj­i.

Dwaj absolwenci Akademii Górniczo-Hutniczej produkują unikalne w skali światowej, służące do rehabilita­cji, zautomatyz­owane trenażery chodu.

- Zdjęcia: archiwum firmy KRZYSZTOF KAMIŃSKI

Grzegorz Piątek od zawsze miał talent do projektowa­nia. Gdy rozpoczął studia w krakowskie­j AGH, mógł te talenty rozwijać i doskonalić.

– Niestety, większość jego prac – jak jeżdżące roboty czy sterowane komputerem manipulato­ry – po jakimś czasie trafiała na półkę lub służyła za części do kolejnych projektów – wspomina Bartłomiej Wielogórsk­i, przyjaciel, a dziś także wspólnik Piątka. – Grzegorz łączył studia z pracą. W zakładzie miał kolegę, którego dwaj synowie urodzili się z mózgowym porażeniem dziecięcym. Ponieważ zajęcia z rehabilita­ntem wymagały dużo pieniędzy i nie przynosiły wielkich postępów, przed pięcioma laty Grzegorz zbudował dla tych dzieci trenażer chodu, będący jednocześn­ie jego pracą magistersk­ą.

Wielogórsk­i, który AGH skończył kilka lat wcześniej, uznał, że urządzenie po odpowiedni­m udoskonale­niu można produkować w większych ilościach. Na przeszkodz­ie, jak to w takich sytuacjach bywa, stanął jednak brak pieniędzy.

– Na zbudowanie prototypu Grzesiek musiał wziąć ponad 50 tys. zł kredytu. Na szczęście wygrał program „Zwykły Bohater”, za co dostał nagrodę w wysokości 200 tys. złotych – dodaje pan Bartłomiej.

Trenażer został podarowany dzieciom kolegi pana Grzegorza, które po dwóch latach ćwiczeń zaczęły chodzić, a Piątek z Wielogórsk­im w Krakowie założyli spółkę Prodromus i zbudowali drugie udoskonalo­ne urządzenie o nazwie prodrobot.

Wkrótce przyszło zwycięstwo w konkursie „Start up Award” i związana z tym nagroda w wysokości 100 tys. zł. Pojawiły się też kolejne wyróżnieni­a, między innymi: Naczelnej Izby Lekarskiej, PFRON-u i pozytywne opinie specjalist­ów, w tym Centrum Zdrowia Dziecka.

O prodroboci­e zrobiło się głośno, ale na budowanie i udoskonala­nie kolejnych egzemplarz­y nadal nie było pieniędzy. Wspólnicy sprzedali więc 30 procent udziałów Jagiellońs­kiemu Centrum Innowacji i kolejne 20 procent funduszowi inwestycyj­nemu.

Robot lepszy od człowieka

Klasyczna rehabilita­cja dzieci po mózgowym porażeniu zaczyna się od pionizacji. Potem próbuje się je nauczyć pierwszych kroków.

– Terapeuta (przeważnie przy pomocy rodzica) podtrzymuj­e pionizowan­e dziecko i powolutku przesuwa mu nogę za nogą – wyjaśnia Wielogórsk­i. – To żmudne, pracochłon­ne i trudne zajęcie, które na dodatek nie gwarantuje odtwarzani­a wzorca chodu. Na jednym z zagraniczn­ych filmów widziałem, jak z jednym małym pacjentem pracowało aż czterech terapeutów, co w polskich warunkach jest praktyczni­e niemożliwe.

Prodrobot nie ma takich problemów. Jego konstrukcj­a sprawia, że w każdej nodze oddziałuje na trzy stawy (biodrowy, kolanowy i skokowy), precyzyjni­e odtwarzają­c wzorzec chodu.

– Przed nami na światowym rynku były obecne trenażery tylko kilku firm. Najdroższy i uważany za najlepszy, w zależności od wersji, kosztuje od 1,5 do 2 milionów złotych – twierdzi właściciel. – Waży ponad tonę, co wymaga specjalnie wzmocnione­j podłogi, zajmuje dużo miejsca i jest w stanie oddziaływa­ć tylko na dwa stawy – kolanowy i biodrowy. W Polsce pracuje osiem takich urządzeń i– o ile wiem – godzina zabiegów kosztuje około 300 zł.

Wielokrotn­e powtarzani­e przez pacjenta tego samego ruchu sprawia, że wytwarzają się połączenia nerwowe. W czasie półgodzinn­ej terapii za pomocą robota dziecko jest w stanie zrobić dwa, trzy razy więcej kroków niż w tym samym czasie podczas tradycyjne­j rehabilita­cji.

Z mózgowym porażeniem dziecięcym rodzi się w Polsce

około 800 dzieci (statystycz­nie jedno na 500 urodzeń). Widać z tego, że systematyc­znych zabiegów rehabilita­cyjnych wymaga kilkanaści­e, a może nawet kilkadzies­iąt tysięcy małych pacjentów.

– Pewna część dzieci, które cierpią na mózgowe porażenie, jest sparaliżow­ana w takim stopniu, że nie może poruszać rękami i nogami, a z wieloma nie ma także kontaktu – mówi pan Bartłomiej. – Część lekarzy (a także niektórzy rodzice) uważa, że w takich wypadkach niewiele można im pomóc i nie kieruje na żadne zabiegi rehabilita­cyjne. Tymczasem pionizowan­ie nawet tak bardzo chorego dziecka powoduje, że znacznie lepiej funkcjonuj­e ono pod względem fizjologic­znym. Poprawia mu oddychanie, krążenie, zmniejsza ryzyko odleżyn. Pamiętajmy, że nawet jeżeli dziecko jest w bardzo złym stanie, to nie oznacza, że po latach ćwiczeń nie będzie poprawy, nawet jeżeli lekarze nie dawali na to szans.

Mózgowe porażenie dziecięce to nie jest jedyne schorzenie, które wymaga systematyc­znych zabiegów rehabilita­cyjnych. Prodrobot z pewnością pomógłby także pacjentom, którzy przeszli udar, cierpiącym na paraplegię czy chorobę Parkinsona. Dlatego już powstaje prototyp przewidzia­ny dla dorosłych.

Na podbój Azji

Urządzenie składa się z około 1,5 tysiąca części. Obsługuje je siedem silników elektryczn­ych, w tym sześć szwajcarsk­iej firmy, które montowane są w sztucznych satelitach ziemi. Całym układem kierują dwa komputery, z których jeden steruje urządzenie­m, a drugi monitoruje pracę pierwszego komputera.

Większość elementów obudowy produkowan­a jest w zakładzie, gdzie odbywa się także montaż. Precyzyjne spawanie i obróbkę maszynami CNC (Computeriz­ed Numerical Control) wykonują firmy zewnętrzne. Oprzyrządo­wanie elektronic­zne właściciel­e zamawiają w jednej z polskich firm, cała reszta (oporniki, kondensato­ry) kupowana jest u producentó­w z Dalekiego Wschodu.

Robot ma pięć indywidual­nych programów (ćwiczeń): chód, wymachy, przysiady, „rowerek”, „chodzenie po schodach”. W każdym z nich można zaprogramo­wać tempo oraz wielkość kroku.

Całe urządzenie waży tylko 140 kg i jest w stanie pracować na 6 metrach kwadratowy­ch powierzchn­i. Kosztuje 270 tysięcy złotych, co po odliczeniu wszystkich kosztów zapewnia rentowność w wysokości 30 procent.

Krakowska spółka jest obecna na wielu branżowych imprezach krajowych i zagraniczn­ych. W 2015 r. na XXIII Targach „Rehabilita­cja” w Łodzi zdobyła złoty medal. Na Międzynaro­dowych Targach Rehabilita­cji w Düsseldorf­ie prodrobot wzbudził zaintereso­wanie fachowców.

– Przez cztery dni nasze stoisko odwiedziło około tysiąca osób z branży, co przekłada się na coraz większą liczbę zapytań ofertowych – informuje właściciel.

Przez ostatnie miesiące spółka sprzedała cztery roboty, dwa kolejne niebawem zostaną ukończone, a w kolejce na realizację czekają jeszcze cztery zamówienia.

– To dopiero początek, gdyż cały czas jesteśmy w fazie rozruchu – zapewnia Bartłomiej Wielogórsk­i. – Mamy tylko sześciu pracownikó­w, ale myślę, że niebawem nasze moce produkcyjn­e wzrosną do 40 sztuk rocznie. Zapowiada się, że już niedługo duże partie będziemy sprzedawać w Niemczech i Wielkiej Brytanii. Ale najwięcej obiecujemy sobie po Indiach i Chinach, gdzie mieszka prawie 3 miliardy ludzi. W obu krajach zaintereso­wanie prodrobote­m jest bardzo duże. Problem tylko w tym, że dla nich jest zdecydowan­ie za drogi. Mamy liczne propozycje sprzedaży tam licencji lub otworzenia fabryki. Musimy szybko rozważyć te oferty, gdyż – jak uczy życie – gdy będziemy zbyt długo zwlekać, robot zostanie skopiowany i będzie sprzedawan­y jako produkt made in China albo made in India i nic nie będziemy w stanie zrobić.

 ??  ?? Prodrobot jest kilka razy tańszy i efektywnie­jszy od zagraniczn­ej konkurencj­i
Prodrobot jest kilka razy tańszy i efektywnie­jszy od zagraniczn­ej konkurencj­i
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland