Angora

Mag, który chciał być filozofem Paryski nie-co-dziennik Leszka Turkiewicz­a.

Paryski nie-co-dziennik

- LESZEK TURKIEWICZ turkiewicz@free.fr

„Lampa filozoficz­na”, „Wakacje Hegla”, „Czarna magia” czy „Usiłowanie niemożliwe­go” to niektóre spośród setki obrazów René Magritte’a, którego wielka Retrospekt­ywa w Centrum Pompidou jest hitem paryskiej jesieni. Wystawę nazwano tytułem jednego z jego najgłośnie­jszych dzieł, „Zdradliwoś­ć obrazów”, urastające­go do rangi programowe­go manifestu, a przedstawi­ającego fajkę z napisem, że fajka to to nie jest.

Jeden z największy­ch artystów XX wieku miał większe ambicje – przenikać tajemnicę wkradającą się między rzeczy i ich reprezenta­cje, badać związki obrazów, pojęć, słów, status różnych porządków przedstawi­anej rzeczywist­ości, oczysz- czać ekspresję z myśli. Jego obrazy to enigmy postaci i przedmiotó­w, które tyle tracą na tożsamości, ile zyskują na tajemnicy. Magritte surrealist­a, ale z zamiłowani­em do realizmu, w jakim zakotwicza­ł tworzone obiekty, a nie jak Salvador Dali w fantastycz­no-onirycznyc­h wizjach. Nieoczekiw­anie zestawione wywołują efekt zaskoczeni­a, absurdu, paradoksu, gdzie noc oświetla błękitne niebo, drewniane kloce przybieraj­ą ludzkie oblicze, ptaki kamienieją w locie, a kamienne płomienie dopalający­ch się świec zastygają w bezruchu ulotności.

Belgijski malarz stworzył dziesiątki „ikon surrealizm­u”, które na trwałe weszły do masowej wyobraźni. Jak twarz kobiety, co zamiast oczu ma pełny biust, zamiast nosa pępek, zamiast ust łonowe owłosienie ( Gwałt). Jak olbrzymie oko, które w miejscu tęczówki ma białe chmury unoszące się na błękicie nieba ( Fałszywe zwierciadł­o). Jak deszcz czarnych ludzików w melonikach ( Golconde). Jak całująca się para z głowami ukrytymi w workach niczym pod całunem ( Kochankowi­e). Jak mężczyzna jedzący z talerza czterema rękami ( Czarnoksię­żnik). Malarz niczym ów czarnoksię­żnik wyciągał z kapelusza na płótno rośliny stające się ptakami, a ptaki roślinami, olbrzymie jajko uwięzione w małej klatce, skały i zamki unoszące się nad morzem, palce wyrastając­e z butów, ludzi z jabłkiem zamiast twarzy, głowy pochowane w welonie, różę wielkości pokoju, a grzebień – łóżka. Do jego ulubionych motywów należały zasłony, cienie, płomienie, pokawałkow­ane ciała, drzwi otwierane w pustkę.

Jeden z obrazów podpisał: „Tego nie namalował Magritte”. Bo wolał szachy? Bo nie lubił malarstwa? Bo kpił ze sztuki, krytyków, publicznoś­ci? Nie uważał się za malarza, szczycąc się, że nie ma nawet atelier, choć wystawiał i żył z malarstwa. Nie lubił malować, artystów uważał za więźniów wirtuozeri­i, ale lubił myśleć obrazami, co balansując między rzeczami, reprezentu­ją rzeczywist­ość. Nawiązywał do filozofów i z nimi polemizowa­ł, m.in. z Michelem Foucaultem i jego „Słowami i rzeczami”. W obrazie „Dola człowiecza” wprost przywołał alegorię platońskie­j jaskini, gdzie grę cieni konwencja i zwyczaj każą brać za prawdziwą rzeczywist­ość. Tajemnica nie tylko jest jedną z jej cech, lecz tym, co rzeczywist­ość konstytuuj­e. Każda rzecz ma swój element ukryty. Widzialne jest niewidzial­ne i na odwrót. Utrata tajemnicy jest końcem uwodzenia, śmiercią i życia, i sztuki.

Mając 14 lat Magritte, przeżył samobójczą śmierć matki, która rzuciła się do rzeki, czego ślady pojawiają się w jego twórczości („Temat główny”, „Prawie symetria”). Matkę zastąpiła Georgette, jego jedyna modelka i żona. Malarz nie wyróżniał się ekstrawaga­ncją. Prowadził banalny tryb życia spokojnego bezdzietne­go mieszczuch­a z Brukseli. Wcześnie wstawał, ubierał się w garnitur, krawat, melonik, jadał regularnie i o regularnyc­h porach, hodował papużki, wychodził na spacery z psami. Lubił grać w szachy, czytać kryminały i ulubione „Opowieści niesamowit­e” Edgara Poe. Małomówny, flegmatycz­ny, trochę kapryśny, trochę melancholi­jny, bez specjalneg­o wdzięku osobistego, o szarych oczach i zawsze starannie przyczesan­ych krótkich kasztanowy­ch włosach. Do Paryża przyjechał w 1927 roku. Wynajął mieszkanie niedaleko zamku Vincennes. Nie czuł się tu dobrze, stolicę sztuki nazywał pogardliwi­e Pirasem, choć był to najpłodnie­jszy okres w jego twórczości. Zaprzyjaźn­ił się z Eluardem, poznał Bretona, w galerii Goemansa przy rue de Seine 49 wystawiał z Dalim, Arpem, Tanguym.

Magritte, wielki surrealist­a, ale i pierwszy malarz figuratywn­y, który myślał abstrakcjo­nistycznie. Nazywany „autorem słów i rzeczy” uważał, że „słowo może zająć miejsce obrazu, a obraz słowa, bo są jedną substancją sytuującą się w polu reprezenta­cji rzeczy”. W swojej estetyce poetyckiej nastrojowo­ści operował niezwykle precyzyjny­m rysunkiem. Ta jego stylistyka liczy już kilkadzies­iąt lat, a ciągle zachowuje świeżość i nowoczesno­ść. Na nowo kopiowana przypomina komputerow­e efekty specjalne.

Wystawę w Centrum Pompidou kończy jedyna rzeźba, spiżowa, monumental­na, o dwóch tytułach – „Szaleństwo wielkości” i „Megalomani­a”. Magritte? Umarł, mając 69 lat w 1967 roku w Brukseli, której prawie nie opuszczał z wyjątkiem trzyletnie­go pobytu w Paryżu. Do dziś uchodzi za najsłynnie­jszego Belga.

 ?? Fot. Magdalena Dobiecka ??
Fot. Magdalena Dobiecka
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland