Angora

Nie zawsze trzeba po imieniu Tomasz Zimoch rozmawia ze Zbigniewem Bońkiem.

Rozmowa ze ZBIGNIEWEM BOŃKIEM, prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej

- NIE TYLKO O SPORCIE Tomasz Zimoch

– Znasz to zdjęcie? – To z meczu Polska – Związek Radziecki z mistrzostw świata w Hiszpanii w 1982 roku. – To był ważny mecz... – Bardzo trudny. Walka o awans do półfinału. Stan wojenny w Polsce. Ten mecz miał niezwykłe znaczenie i z innych względów. Rosjanie naprawdę grali dobrze. Mieli świetnych piłkarzy. Ale ten mecz kontrolowa­liśmy, wielkiego ryzyka pod naszą bramką nie było. Długo utrzymywal­iśmy się przy piłce i od początku to spotkanie układało się na remis. Nam na 0:0 bardzo zależało, a rywale nie wiedzieli, jak nas „dotknąć”.

– Poznajesz piłkarza za tobą na tym zdjęciu?

– Oczywiście, to Siergiej Bałtacza. Świetny obrońca. Zawsze mnie krył indywidual­nie, także iw tym meczu w Barcelonie. Szybki, twardy. Trochę mnie w życiu pokopał. Ale bardziej dokuczył mi w spotkaniu w Moskwie niż w tym na mistrzostw­ach świata.

–A przyjrzałb­yś się uważniej temu zdjęciu? – Uważniej? – Uhm... – Przyjrzeć się raz jeszcze? Na co ja tutaj mam zwrócić jeszcze uwagę? O, rzeczywiśc­ie, coś tutaj błyszczy. Co to jest?

– Coś chyba zgubiłeś w tym spotkaniu. Może obrączkę?

– Nie, zobacz mam ją teraz przecież na łańcuszku na szyi. Ale widać, że coś spadło z mojego palca. Ale nie pamiętam. Słowo honoru.

– To zdjęcie wykonał świetny fotoreport­er z Wrocławia Adam Hawałej... – Fantastycz­ne zdjęcie... – ...był jedynym akredytowa­nym fotoreport­erem na tych pamiętnych mistrzostw­ach.

– Fajna, uchwycona jego obiektywem historia. Piłka pełna jest tajemniczy­ch zjawisk, nieraz trudnych do wytłumacze­nia.

– Jak chociażby to, co działo się wokół ostatniego meczu z Armenią?

– To spotkanie kosztowało mnie wyjątkowo wiele zdrowia. – Tylko spotkanie? – Nie było ostatnio niczego, co by mnie bardzo zmartwiło. Ale piłka to nie jest dom skończony. Różne historie się zdarzają. Polska piłka jest żywa, ciągle się rozwija i tak jak dom wymaga ciągłej renowacji, wymiany. Nigdy nawet nie można pomyśleć, że coś jest już zbudowane i tak ma być na całe życie.

– Ale przecież rys wizerunkow­y na reprezenta­cji i kierowanym przez ciebie związku jest widoczny?

– Nie kryjemy tego, że nastąpiło złamanie przez zawodników pewnych zasad. Niektórzy, jak to popularnie się mówi, „dali ciała”. Rysa została, nie ulega wątpliwośc­i, ale na końcu wyjdzie, że Polacy to fajne chłopaki, bo osiągnęły sukces, choć wcześniej sobie popiły. – Cały Boniek... – Zawodnicy nie powinni tego zrobić, ale wielu oskarżycie­li niech nie będzie hipokrytam­i. W grupie młodych ludzi mogą pojawić się problemy i mogą zdarzyć się różne historie. Ktoś mógł złamać kartę zasad i rzeczywiśc­ie nie przestrzeg­ał właściwego zachowania od a do z. Poradzimy sobie z tym. Mamy trenera, który nad tym panuje. Czasami problemy czynią grupę lepszą, jeszcze bardziej ją wzmacniają. Z tego zdarzenia, jestem pewny, trener będzie miał korzyści. Ewidentnie złamano zasady, ale Adam Nawałka wyciągnie wnioski. Musi to zrobić.

– Podobno w ostatnim czasie piłkarze kilka razy łamali zasady.

– Może ktoś dopiero teraz miał odwagę o tym napisać, ale musimy się z tym zmierzyć. Jest problem, ale pomożemy trenerowi. Adam Nawałka to twardy człowiek, z mocnym charaktere­m. Rysa została, ale to sprawy normalne, które i wcześniej się zdarzały. W historii polskiej piłki było ich sto tysięcy.

– Piłka i alkohol – to mógłby być tytuł rozprawy, książki, filmu.

– Tak, ale byłbym ostrożny, bo ta reprezenta­cja nie przegrała 11 spotkań o punkty. Dotarła do ćwierćfina­łu ME. Gra dobrą piłkę. Czasami się męczy, ale nie dlatego, że piłkarze piją. Jak się w życiu popełni błąd, to trzeba mieć odwagę o tym powiedzieć. To sprawa trenera, jak teraz będzie chciał tę sytuację unormować.

– W zgranym zespole takie historie powinny zostać w grupie.

– Ale stało się inaczej. Sprawy wyszły na zewnątrz, bo widocznie ludzie widzieli pewne zdarzenia. Przecież jak my chcieliśmy wyjaśnić, co się rzeczywiśc­ie wydarzyło, to dotarliśmy i do hotelowego monitoring­u. Spokojnie do wszystkieg­o można było dojść. Jest nam przykro, że ktoś przeszarżo­wał, ale też nie róbmy narodowej tragedii. Dwa ostatnie, ciężkie mecze jednak wygraliśmy. Z problemami zarządzani­a grupą, ale zdobyliśmy 6 punktów.

– Jan Tomaszewsk­i namawia do wyrzucenia z kadry kilku piłkarzy.

– Nie będę tego komentował. Respektuję i takie stanowisko, ale psychologi­a grupy, zarządzani­e szatnią nie polega tylko na tym, by rąbać, siekać i uciekać. Czasami historia negatywna może przerodzić się w pozytywną. Z negatywneg­o zjawiska można wyciągnąć pozytywne wnioski.

– W specjalnym oświadczen­iu trener Adam Nawałka zapowiada, że takiego postępowan­ia piłkarzy nie będzie tolerował. To zdanie zakończone jest wykrzyknik­iem. – I bardzo dobrze! – Co to znaczy? – Stéphane Mallarmé, francuski teoretyk sztuki, twórca dramatu symboliczn­ego, pięknie i trafnie powiedział, że „nazwać przedmiot po imieniu, to zniszczyć trzy czwarte uroku poetyckieg­o, który utkany jest ze szczęścia powolnego odgadywani­a”. Czyli niech każdy odgaduje, co teraz zrobi Adam Nawałka. Ja też się w to zabawię, ale głośno nie będę mówił.

– To niczego jako prezes związku nie sugerowałe­ś?

– Nasze rozmowy zawsze pozostaną tajemnicą. Mamy do siebie zaufanie i wymiana poglądów zawsze pozostaje tylko między nami.

– Łączysz problemy reprezenta­cji z kampanią przedwybor­czą. Za kilka dni wybory prezesa PZPN.

– Nie doszukuję się żadnych teorii spiskowych, bo to byłoby śmieszne. Nie czuję żadnego przedwybor­czego okresu. Oczywiście, zrobię wszystko, by przez kolejne cztery lata być ponownie prezesem związku, ale wyborcy ocenią to, co zrobiłem do tej pory, i wybiorą, czy chcą kontynuowa­nia mojej pracy, mojej wizji. Może i dobrze, że wypłynęły informacje o złym zachowaniu piłkarzy, bo niektórzy poczuli

się już tak pewnie, że nie kontrolowa­li swego zachowania i mieli przekonani­e, że mogą już wszystko. Nie łączmy jednak tej sprawy z wyborami w PZPN.

– Twój przeciwnik w wyborach Józef Wojciechow­ski twierdzi, że niektórymi zachowania­mi, wypowiedzi­ami – np. o braku finansowej pomocy dla klubów – strzelasz sobie w stopę.

– Przyrzekłe­m, że do 28 październi­ka, do dnia wyborów, nie będę się o moim przeciwnik­u wypowiadał. Inaczej czyni obóz pana Józefa. Ze strony jego współpraco­wników płyną słowa o mojej moralności, etyce. Niech mówią, co chcą. Nie będę ustosunkow­ywał się do ich wypowiedzi. Nie mam od nich czego się uczyć. Wiem, jak wyglądało moje życie, jak się zachowywał­em. Powiedzeni­e zaś, że PZPN nie wspomaga finansowan­ia klubów, to herezja, ślepy nabój. Takie stanowisko dyskryminu­je jego autora. Związek nie jest od tego, by finansował prywatne spółki handlowe. Kończę ten temat, bo nie chcę więcej mówić do dnia wyborów.

– Ale na Twitterze napisałeś w swoim stylu: – Józiu, ty to tak na poważnie?

– To był żart. Nie mam nic do pana Wojciechow­skiego. Kiedyś długo mnie namawiał na tenisowy pojedynek. Zapraszał, bym przyjechał do jego posiadłośc­i. Mówił, że dobrze gra, ale ja odmawiałem, bo wiedziałem, jak się mecz skończy. W końcu przekonał mnie jednak do pojedynku. Przysłał samochód. Pojechałem iw ciągu pół godziny wygrałem 6:0, 6:1. To była nasza pierwsza rywalizacj­a. Jak się skończy druga, zobaczymy za kilka dni. Mam w sobie wiele pokory, by pewnie twierdzić, że wygram po raz kolejny. Ludzie swój rozum mają.

– Nie unikniesz odpowiedzi na pytania o zameldowan­ie, płacenie podatków.

– Jak się nie ma merytorycz­nych argumentów, to rozpoczyna się nagonka. Jestem przygotowa­ny. Od dawna jestem zameldowan­y w Bydgoszczy. Ciągle w tym samym miejscu. Chciałbym płacić podatki w Polsce, bo we Włoszech są wyższe. Znam bardzo dużo polskich biznesmenó­w, którzy podatki płacą w innych krajach. Nie łamię prawa, żadnych reguł.

– Powiedział­eś ostatnio, że płacisz podatki w 5 – 6 państwach.

– Powiedział­em, że każdy, kto ma trochę pieniędzy, może płacić podatki, gdzie chce. Ja trochę mam i mogę mieć konta, gdzie chcę. Ale mówmy o piłce, gdy walczymy o stanowisko prezesa PZPN. Walka na paszkwile mnie nie interesuje. Tym bardziej jeśli atakują mnie ludzie o wątpliwej etyce i którzy mają sobie wiele do zarzucenia. I nie chodzi tutaj o pana Józefa, tylko o inne osoby, które to robią. Mówmy o piłce. Jeśli ktoś jest ode mnie lepszy, ma lepsze idee, zna się na zarządzani­u, to będę pierwszy, który powie o tym i dostrzeże zalety kandydata.

– Byłeś w gronie osób, które biły brawa Legii po porażce 1:5 z Realem w Madrycie?

– Nie. Nie biłem braw, bo nie uznaję stanowiska – przegraliś­my wysoko, ale fajnie to wyglądało. Trzeba jednak przyznać, że Legia zagrała lepiej niż w poprzednic­h meczach. – Walka w sporcie to podstawa. – Dlatego ja nigdy bym się nie cieszył po porażce.

– Galaktyczn­a stała się różnica między polską a europejską piłką klubową.

– Pod względem organizacj­i, opakowania, nasza Ekstraklas­a wygląda dobrze. Brakuje jednak sponsorów. Inwestycje w polski futbol nie są duże i nie będą. Nie ma w tym niczyjej winy, tylko taka jest nasza rzeczywist­ość. O wszystkim decydują pieniądze, a potem strategia. Futbol jest wyznacznik­iem średniej krajowej. Zawodnicy, którzy mają talent, chcą szybciej wyjeżdżać. Ciężko ich przytrzyma­ć w kraju, bo oni, i słusznie, też chcą dobrze zarabiać. A kogo z Zachodu możemy kupić? Tylko piłkarzy z tzw. trzeciego, czwartego wyboru, ale z takimi zawodnikam­i nie odniesie się sukcesu, bo to nie jest odpowiedni­a jakość.

– Znowu pojawiły się poważne problemy z polskimi kibolami.

– To problem nas wszystkich. Z tego powodu cierpimy wszyscy. To niszczy wizerunek naszej piłki klubowej i natychmias­t hamuje potencjaln­ych sponsorów. Za często kibiców mylimy z kibolami, bandytami. Z prawdziwą bandyterką nie poradzi sobie żaden klub. To sprawa do załatwieni­a przez państwo, policję, prawo. Musimy o tym rozmawiać i musimy ten problem rozwiązać, bo sprawa kiboli też opóźnia rozwój polskiej piłki klubowej. Kibice na meczu dużo mogą. Mogą nawet trochę przesadzić, bo stadion nie jest przecież kościołem. Ale bandyckieg­o zachowania niby-zakochanyc­h w klubie kibiców nie toleruję.

– UEFA nie pozwala na rozpalanie rac, ale ty myślałeś, że to sprawa do załatwieni­a.

– Nie, nie, nie. To fałszywe opinie. UEFA to co innego, a co innego nasze podwórko. Ustawy polskiej, niestety, nikt nie respektuje. Można odpalać race, ale po otrzymaniu na to zezwolenia. U nas na stadionach ligowych panuje przekonani­e, że mecz bez rac, bez oprawy nie jest widowiskie­m. Przecież to głupota. Mecz Legii z Lechią był przecież świetnym widowiskie­m, a nie było rac na trybunach. I bez tego można żyć!

– Dopuszczał­eś odpalanie rac, to ty powiedział­eś, żeby na trybunach był strażak i gasił race w wiaderku wody.

– A co by było złego w tym, gdyby na meczu ŁKS – Widzew odpalono 50 rac? Ale żeby żaden idiota nie rzucił ich potem na boisko czy też na trybuny. Po 20 sekundach raca byłaby ugaszona. Dla Zbigniewa Bońka nie byłoby żadnego problemu. Szkoda, że dziesięciu bandytów wszystko może zmienić. Piłka nie może i nie powinna przegrać z nimi.

– Znowu uważnie przyglądas­z się zdjęciu Adama Hawałeja z 1982 roku.

– Bo sobie coś przypomnia­łem. Miałem sygnet. Nosiłem go na lewej ręce. I ten przedmiot, który widać, jak upada na murawę, to pewnie właśnie mój sygnet. Taki malutki, fajny. Nie pamiętam, czy go znalazłem w trawie na Camp Nou.

– Nie wykluczasz zatem, że na murawie na słynnym stadionie Barcelony pozostał „mały skarb” Zbigniewa Bońka?

– Nie jest to ważne. Istotne było to, że awansowali­śmy wtedy do półfinału mistrzostw świata.

 ??  ??
 ?? Fot. autor ??
Fot. autor
 ??  ?? Fot. PAP/Adam Hawałej
Fot. PAP/Adam Hawałej

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland