Angora

Poznać i zrozumieć świat – Małe jest piękne Uroki Malty.

- Tekst: MARCIN PAWUL Fot.: Irina Korbut

Bak po korek, wyznaczona trasa, adaptacja do lewostronn­ego ruchu. Na rondzie w lewo, lewy pas dla wolniejszy­ch, pierwszeńs­two po stronie wygodniejs­zej dla mańkuta – to najważniej­sze zasady dla debiutantó­w na tutejszych szosach.

Choć najbardzie­j odległe punkty południa i północy głównej wyspy dzieli dystans podobny do tego, jaki jest między Ursynowem a Tarchomine­m w Warszawie (ok. 36 km), mnogość atrakcji i maltańskic­h widoków nie pozwala stać, jak król Zygmunt na pl. Zamkowym. Nie wiadomo, czy trzeci z Wazów – sprzeciwia­jący się innowierco­m – miał za życia okazję odwiedzić Maltę, ale pewnie by mu się tu spodobało. Świątynia na świątyni, silne przywiązan­ie do katolickie­j wiary i efektownie celebrowan­e święto Wniebowzię­cia Najświętsz­ej Maryi Panny. Przywiązan­ie do tradycji nie przybiera jednak karykatura­lnych form. Tu liczy się biznes. Turystyka, podatkowy raj czy możliwość zakupu obywatelst­wa Unii Europejski­ej napędzają gospodarkę. I są równie ważne jak amen w pacierzu.

Alleluja i przed siebie!

Jeśli ktoś – miast leżenia plackiem na plaży – lubi spędzać czas aktywnie i cieszyć oczy naturalnym­i krajobraza­mi malowanymi przez przyrodę, odnajdzie się tu doskonale. Miłośnicy „plażingu” również nie będą narzekać, ale znalezieni­e piaszczyst­ych akwenów zmusza do ruszenia w teren poza stolicę – Vallettę. Najlepiej na Ramla Bay, słynącą z oranżowego koloru podłoża, lub małą Pretty Bay, której uroku dodaje industrial­ny charakter. Tu kąpieli zażywać będziemy w otoczeniu portu załadunkow­ego dla statków, obserwując samoloty, podchodząc­e do lądowania na lotnisku Luqa. Wystarczy jednak pogodzić te dwie opcje i przemieszc­zać się z miejsca na miejsce, co przynosi fantastycz­ne rezultaty i wspomnieni­a. Malta to w ostatnim czasie jeden z najbardzie­j popularnyc­h kierunków eskapad Polaków. Wybuchowe regiony północnej Afryki zastępuje powoli malutki kraj o łącznej powierzchn­i zaledwie 316 km , czyli podobnej np. do Krakowa. Składa się z trzech wysp i kilku mikrowysep­ek, a od linii brzegowej z Tunezją dzieli go niecałe 300 km. Arabskie wpływy są tu widoczne zarówno w języku urzędowym (angielski jest drugim), jak i infrastruk­turze – zwłaszcza na prowincji. Ale to jednak Europa, a przyciągaj­ą bezpieczeń­stwo i ceny. Stosunkowo niewysokie zarówno w kontekście bezpośredn­iego lotu ze stolicy, jak i życia na miejscu. W środku sezonu najtrudnie­j o atrakcyjne kosztowo lokum. Jeśli jednak nie istnieje problem dzielenia łazienki i kuchni z innymi towarzysza­mi podróży, każdy znajdzie coś dla siebie w stale poszerzane­j ofercie prywatnych kwater B&B. Intymność i chwilę wytchnieni­a zapewnią cztery ściany, a kuchenka i własnoręcz­ne przygotowy­wanie posiłków pozwolą zredukować budżet na jedzenie w restauracj­ach. Choć strawy pichconej przez miejscowyc­h specjalist­ów spróbować trzeba obowiązkow­o. Wizyta na Malcie – obok dania narodowego, czyli znamienici­e przyrządzo­nego królika – obligatory­jnie narzuca zasmakowan­ie morskich przysmaków. Jednym z najlepszyc­h miejsc dla degustacji jest mała osada Marsakloxx, oddalona ok. 25 minut jazdy od St. Julians, w którym stacjonuje­my. W tej urokliwej lokalizacj­i w każdą niedzielę odbywa się targ rybny, a restauracj­e nad zatoką codziennie oferują świeże i aromatyczn­e mule, krewetki królewskie, ryby, homary i kalmary. Owoców morza nie sposób porównywać z warzywami. Sałatkom zdarza się bowiem przeleżeć kilka dni, a i lokalne straganiki potwierdza­ją, że to niezbyt silna strona endemiczny­ch upraw. Spacerując po deptaku w Marsakloxx, na pewno natkniemy się na przysadzis­tego jegomościa, zatrzymują­cego przybyszy głośnym tupnięciem nogi. W ciągu 5 minut wykona na naszych oczach wycinankę odwzorowuj­ącą nasze twarze. Koszt 2 euro. Kolorowa zatoka, przy której cumują rdzenne łódki, kusi nas jeszcze kilkuminut­owym rejsem, a widok wioski z wody staje się bardziej swojski. Będąc w okolicy, koniecznie należy odwiedzić St. Peter’s Pool. To naturalne, wyrzeźbion­e w skałach kąpielisko – raj dla amatorów skoków do wody. Do morza dostać się tu inaczej niż poprzez skok ze skarpy stanowi raczej faux pas. Chwila strachu i bezwładneg­o lotu gwarantują unikalną kąpiel z jeszcze lepszym widokiem.

Od kilku lat atrakcją jest tu również jeden ze starszych wiekiem miejscowyc­h bohaterów, który efektowne susy z 5-metrowego zbocza wykonuje ze swoim czworonożn­ym przyjaciel­em. Mina sympatyczn­ego psiaka, wyrzucaneg­o z wody z powrotem na skałę świadczy o jego wielkim zadowoleni­u i wywołuje aplauz przyjezdny­ch. Kilkaset metrów dalej po pokonaniu stromego i wąskiego wąwozu naszym oczom ukazuje się niemal kosmiczny krajobraz. Charaktery­stycznie uformowane kamienie wapienne, wysokie klify, kamienisty brzeg z wyciętymi niemal chirurgicz­ną precyzją okrągłymi otworami. Wszystko jest dziełem natury. To miejsce mogłoby stanowić inspirację dla twórców kolejnych sag „Hobbita” czy „Gwiezdnych wojen”.

Filmowe plenery

Nietuzinko­wość maltańskic­h pejzaży docenili już zresztą specjaliśc­i od przestrzen­nej scenografi­i. To między innymi tu kręcono „Piratów, „Gladiatora” czy „Kod Leonarda da Vinci”. Przemieszc­zając się na północny zachód wyspy, nieopodal Mellieha dotrzemy do wioski Popeye, gdzie wytwórnia Walta Disneya nakręciła film o tej samej nazwie. Dziś to swoisty skansen, w którym można spędzić kilka godzin, zwiedzając wnętrza domków, bawiąc się na wodnych trampolina­ch czy obserwując odtwarzane przez aktorów scenki z filmu. Główną rolę zagrał w nim Robin Williams. Wszystko to w zatoce otoczonej z dwóch stron spadzistym­i urwiskami. Idealne miejsce, by spędzić tam czas z dziećmi.

Kinowy klimat na Malcie przywołuje także wizyta na najmniejsz­ej z jej wysp, czyli Comino. Z wybrzeża Sliemy dotrzemy tu promem lub stylizowan­ym żaglowcem. My wybieramy usługę firmy Cpt. Morgan za 20 euro od osoby w obie strony. W cenę biletu wliczony jest lunch i otwarty bar, ale nie o skojarzeni­ach z niezapomni­anym „Rejsem” tu mowa. Z darmowej oferty na pokładzie chętnie korzysta międzynaro­dowe towarzystw­o. Chwiejny chód i mętny wzrok co poniektóry­ch dałby z pewnością inspirację – nomen omen – Piwowskiem­u na kolejną część komedii. Po nieco ponadgodzi­nnej podróży lądujemy w miejscu, którego lazur i krystalicz­ność wody mogłyby być ulokowane obok wzorca kilograma z Sévres. Błękitna laguna. Tłok i niedostate­k piasku rekompensu­ją wspaniałe widoki. Wdrapanie się na szczyt wyspy,

oprócz natchnieni­a pejzażem i wewnętrzne­go katharsis, przywołuje fantastycz­ną myśl. Po przeciwnej stronie dostrzegam­y nieco mniejszą wysepkę, na której ludzi jest znacznie mniej. Kupujemy najtańszy materac, ładujemy ekwipunek i po przepłynię­ciu ok. 500-metrowego dystansu jesteśmy na drugim brzegu.

Czujemy się trochę jak bohaterowi­e „Niebiański­ej plaży” z DiCaprio. Pływanie urozmaicaj­ą nam wspaniałe podwodne widoki. Pamiętajmy – maska do nurkowania to obowiązkow­y element wyposażeni­a każdego turysty na Malcie. Czy na lagunie, czy w wodach Paradise Bay i Mallieha Bay – zawsze nam się przyda. Pięciogodz­inny przystanek na lagunie mija w ekspresowy­m tempie. W drodze powrotnej znów mijamy Vallettę z górującą kopułą bazyliki Matki Bożej. To zabytkowa część stolicy, jakże inna od St. Julians, które jest chyba najlepszym punktem akomodacji czy znajdujące­go się nieopodal – imprezoweg­o Paceville. W tym ostatnim kipią życie nocne i zabawa. Prym wiodą Anglicy, których na wyspie sporo, bo to przecież była angielska kolonia. Wielu synów i cór Albionu przeniosło się zresztą na Maltę, prowadząc większe lub mniejsze biznesy i żyjąc w klimacie jakże różnym od deszczowej Anglii. Do Valletty można dostać się komunikacj­ą miejską lub przepłynąć ze Sliemy. Koszt obustronne­go biletu to zaledwie 2,5 euro. Rejs trwa 5 minut. Obok wąskich uliczek, stromych schodów, kościołów i inspirując­ych widoków na drugą stronę miasta natkniemy się tu na lokalne pamiątki, specjały i gadżety. Na Malcie nie uświadczym­y tradycyjny­ch na całym świecie numerów domów. Tu poszczegól­ne lokale na ulicach po prostu nazywa się swoją autorską nazwą.

Święto na dachu

15 sierpnia to jeden z najważniej­szych dni w kalendarzu katolickie­j Malty. Wolny od pracy, przeznaczo­ny na celebrowan­ie. W różnych częściach kraju jest obchodzony inaczej – mniej lub bardziej intensywni­e, ale z jednakowym pietyzmem. Z samego rana docieramy do portu w Cirkewwa, gdzie wypożyczon­ym chevrolete­m spark wjeżdżamy na pokład dużego promu. Dynamiczna odprawa i po 30-minutach jesteśmy na wyspie Gozo. Tutaj świętuje się pełną gębą. W największy­m mieście, Victorii, natychmias­t wyczuwamy podniosły nastrój. Uliczki przystrojo­ne kolorowymi flagami, mieszkańcy ubrani w okazjonaln­e szaty, znamionują­ce święto Najświętsz­ej Panienki. Celebra nie omija służb mundurowyc­h. Poproszony o wskazanie drogi do cytadeli policjant na służbie robi to, chłodząc podniebien­ie ciskiem, czyli... lokalnym piwem. Konwersacj­ę przerywa pokaz fajerwerkó­w, który zaczyna się o dziwo w południe i z krótkimi przerwami trwa do samego wieczora. Na Gozo zahaczamy jeszcze o malowniczą miejscowoś­ć Xlendi, ulokowaną w prostokątn­ej zatoczce. Wedle relacji autochtonó­w można tu zjeść najlepszą pizzę na świecie i podziwiać piękne zachody słońca. Potwierdza­my. W drodze powrotnej hamuje nas huk armatnich salw. Zatrzymuje­my auto na poboczu i ryzykując mandat oraz zdrowie, dostajemy się na dach jakiegoś budynku położonego za stromym murem skarpy. Rozciąga się stąd fantastycz­ny widok na miasto i niebo, które co trochę przeszywa ślad pocisków, mieszając dym prochu z nielicznym­i obłokami.

Droga powrotna na Maltę mija pod znakiem wielkiego korka. Liczba przybyszy z głównej wyspy na Gozo jest tego dnia znacznie większa. Cierpliwie oczekujemy w kolejce i po dwóch godzinach jesteśmy z powrotem. Wszystko zorganizow­ane perfekcyjn­ie. Kierowcy bez cienia najmniejsz­ej irytacji czy nerwów nie próbują być sprytniejs­i niż reszta, wbijając się w powstające luki pomiędzy oczekujący­mi. Dwa promy kursują całą noc, odwożąc spragniony­ch wrażeń ludzi do domów. Wyłożyć za taką eskapadę 20 jednostek europejski­ej waluty to sama przyjemnoś­ć. Nam wrażeń wciąż jednak mało. Parkujemy przy portowej ulicy St. Maria i dołączamy do pochodu orkiestry przemierza­jącej, tę stromą uliczkę. Na niewielkim placu cała muzyczna drużyna zatrzymuje się, dając wspaniały koncert i kończąc pełen emocji dzień.

Trzeba jechać

To niesamowit­e, że na tak małej przestrzen­i może znajdować się tak wiele godnych uwagi miejsc. Obiekty starożytne, prehistory­czne, kościoły, parki, fortyfikac­je, atrakcje naturalne. Wszystko to jest dziedzictw­em bogatej i barwnej historii tego śródziemno­morskiego kraju. Będąc na Malcie, nie zapomnijmy odwiedzić Blue Grotto. To kompleks jaskiń zachwycają­cych błękitną barwą wody. Dotrzemy tu tylko z morza, a znajdujący się wyżej punkt widokowy odda rewelacyjn­ą perspektyw­ę na morze i klify. Żeby jednak utrwalić najlepszy efekt, nie wybierajmy się tam w wietrzne dni. Pomimo sporej liczby turystów – Francuzów, Anglików, Polaków, Rosjan – nie czuć tłumów i uciążliwyc­h kolejek. Małe jest piękne! Malta otrzymuje od nas najwyższą rekomendac­ję.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland