Ktoś boi się prawdy W Kijowie odwołano pokaz filmu „Wołyń”.
W ostatniej chwili odwołano w Kijowie pokaz „Wołynia”. Dlaczego?
Ta informacja nie powinna była nikogo zaskoczyć. Kijowski Instytut Polski, który zorganizował w ukraińskiej stolicy projekcję filmu „Wołyń” z udziałem twórców filmu, nie zdecydował się na otwarty dla publiczności seans, ale rozesłał imienne zaproszenia dla przedstawicieli najwyższych władz państwa. Dla elity, która politykę i historię rozumie inaczej niż zwykły obywatel, często pobudzany emocjami, wspomnieniami, losami swej rodziny. Gdy zaproszenia dotarły do adresatów, na ręce Ewy Figiel – dyrektor Instytutu – w przeddzień seansu dotarło pismo z ukraińskiego MSZ, „w którym usilnie zaleca się, by seans przełożono”. Apel wystosowano, jak napisali Ukraińcy, w trosce o porządek publiczny.
Dyplomaci objaśnili sobie tę niezręczność po swojemu. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, doniósł PAP, przyjęło interpretację taką, że seans nie odbył się z przyczyn technicznych (sic!) i odbędzie się później, zaś „Ukraińska Prawda” zacytowała rzeczniczkę tamtejszego MSZ Marianę Becę: „Za wspólną zgodą ze stroną polską podjęto decyzję o przeniesieniu pokazu filmu na bardziej sprzyjający termin” (sic!). Nie wypada nawet zapytać: czyli na kiedy?
Wypowiedzieli się też politycy. Najbardziej zagadkowo wyraził się przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy, czyli parlamentu, Andrij Parubij, który w wywiadzie zaapelował do polskich polityków, by unikali oceny (sic!) filmu Wojciecha Smarzowskiego. „Przeprowadziłem wiele rozmów na ten temat z przywódcami państwa polskiego – mówił mało zrozumiale Parubij. Prosiłem ich, żeby nie oceniali filmu i żeby traktowali go jako dzieło artystyczne pewnego reżysera. Bo jeśli przywódcy państwa będą dokonywali oficjalnych ocen, może to być odebrane jako stanowisko państwa”. Konkretniej i zrozumialej odniósł się do „Wołynia” w Radiu Zet ambasador Ukrainy w Warszawie Andrij Deszczyca: „Obawialiśmy się tego, co film «Wołyń» może wywołać na ukraińskiej ulicy. Mamy sygnały, że mogą być protesty wokół filmu i trzeba na to przygotować społeczeństwo”. Ambasador, który film obejrzał, dodał, że dość naturalne sceny w filmie mogą wywołać dość dużą negatywną reakcję. Mogłyby demonstrować organizacje, które nie zgadzają się z wizją Smarzowskiego o Wołyniu”.
Nerwowe reakcje Ukraińców mówią wiele o aktualnym stanie relacji między obu państwami. Jeszcze więcej mówią o latach zaniechania ogłoszenia pełnej prawdy o rzezi wołyńskiej, dekadach unikania bolesnego tematu, fałszowania i zacierania faktów czy łagodzenia ich wymowy. Tragedię stu tysięcy zamordowanych i setek tysięcy pokrzywdzonych Polaków na pół wieku zamieciono pod dywan politycznych, doraźnych interesów. Mimo prób wyjścia z tej sytuacji podejmowanych w poprzednich latach, szczególnie za prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego, dziś okazuje się, że próby były zbyt słabe, a praktycznie nie zmieniły wiele w relacjach dwustronnych. Na pewno nie zmieniły niczego w obiegowym polskim pojmowaniu tego, co wydarzyło się w 1943 roku na Wołyniu. Prawdę o tym opowiedział dopiero Smarzowski, sięgnąwszy do polskiej literatury, całkiem obszernej i dostępnej, pod warunkiem że chce się coś na ten temat przeczytać.
Zawstydzający poziom nieprzygotowania do trudnego dialogu wykazują dziś przede wszystkim politycy ukraińscy, czego dowodzi retoryka głowy ukraińskiego parlamentu. Dla Andrija Parubija na prawdę wołyńską jest za wcześnie, a film jest za mocny. Oznacza to tyle, że i zwykli Ukraińcy nie zostali przygotowani do niełatwego, a niezbędnego dialogu, leżącego u podstaw zrozumienia i wybaczenia. Polacy przeszli ten proces w zakresie polsko-niemieckim i dziś nikomu nie przyszłoby do głowy odwoływać film o obozach koncentracyjnych lub Holocauście. Dwie i pół dekady temu nie do przyjęcia dla Rosjan była prawda o Katyniu. Gdy powstał film Andrzeja Wajdy, jego projekcja w Moskwie też odbywała się z perturbacjami, ale gdy wydarzyła się katastrofa pod Smoleńskiem, „Katyń” pokazała państwowa telewizja. Rosjanie też zrozumieli, że nie można swej historii, choćby najokrutniejszej, zamiatać pod dywan. Teraz ten proces czeka nas, Polaków i Ukraińców. Czeka nas znaczny wysiłek, by postarać się pojąć skomplikowaną i tragiczną XX-wieczną historię Ukraińców, którzy prąc do własnej niepodległości, nie mieli żadnej litości.
Nie musimy się kochać, ale musimy o sobie, o wspólnych dziejach, wiedzieć więcej, niż wiemy.