Angora

Jaki „Wołyń”? Tu, przy granicy, bardziej liczy się biznes

Ukraińcy okupują naszą Biedronkę, my – ich stacje benzynowe

-

Historia historią, ale żyć z czegoś trzeba. I nawet jeśli „Wołyń” tu dotarł, to można mieć wrażenie, że mało kogo w Bieszczada­ch ten film obchodzi. Ukraińcy niemal tonami wywożą produkty z polskich sklepów, Polacy jeżdżą do nich nawet po cukier, bo tańszy. Współpraca przygranic­zna kwitnie. Tak bardzo, że Biedronkę w Ustrzykach Dolnych nazywają ukraińską. Kto tu ma czas i ochotę na jakieś zaszłości historyczn­e? Tu jest prawdziwe polsko-ukraińskie życie.

Pani Iza z gminy Lutowiska jeździ na Ukrainę przynajmni­ej raz w miesiącu. Czasem jest to Sambor, czasem Chyrów. Jak kończy jej się benzyna, wsiada do samochodu i tankuje do pełna. – No ile w Warszawie benzyna kosztuje, co? Bo u nas 4,50. A na Ukrainie za 3 zł kupię. Opłaca się? – pyta rzeczowo. Kupuje jeszcze papierosy. – Za paczkę najtańszyc­h zapłacę 2,30. A u nas? – znów pytanie. Ona kupuje dla siebie, ale handlarze za taką paczkę biorą w Polsce 7 zł. Przebicie ogromne.

Właściciel­ka jednej z firm w Bieszczada­ch mówi mi, że na „normie” – tak nazywają tu określone przepisami ilości towarów, które mogą być przewożone przez granicę – polscy handlarze są w stanie zarobić 80 zł dziennie. – Tutaj pracy za tyle nie znajdą – przyznaje.

Cukier, ketchup, herbata...

Pomijając jakość tych towarów, kiedyś z Ukrainy opłacało się przywozić jeszcze alkohol i słodycze. I Polacy kupują je do dziś. Pani Iza zawsze, jak jest na Ukrainie, kupuje jeszcze cukier, bo też jest tańszy – około 2 zł za kilogram. W sklepie w Lutowiskac­h płaci 3 zł.

– Od nas do najbliższe­j Biedronki jest 25 kilometrów, a do Lidla – 60. Nie opłaca mi się jechać, bo na bilet więcej wydam – mówi. Z Ukrainy przywozi jeszcze ketchup i przeciery pomidorowe, bo dobre i tanie, a także herbatę Lipton. Tu cena podobna w Polsce, ale w opakowaniu jest jeszcze kubek. Płaci około 11 zł.

– Przecież w Polsce też można takie zestawy kupić w podobnej cenie – mówię.

– Ja, proszę pani, mieszkam w Lutowiskac­h. To są Bieszczady. U nas są dwa sklepy. O jakiej Polsce my mówimy? – odpowiada.

To od niej słyszę, że bardzo dużo ludzi stąd jeździ na Ukrainę tak jak ona. Ale jeszcze więcej przyjeżdża stamtąd do Polski – zwłaszcza w okolice Ustrzyk Dolnych. – Tuż za granicą jest taka bieda, że pani sobie nie wyobraża. Dzieci na stacjach benzynowyc­h zaczepiają: „Pani, daj na cukierka”. U nas jest biednie. Ale tam jest o wiele gorzej. Bieda bywa niewyobraż­alna – mówi.

Kupią wszystko na promocji

Przejście graniczne, które łączy tę część Polski z Ukrainą, to Krościenko. Tylko ruch samochodow­y. Czasem można stać cztery godziny, czasem można przejechać bez kolejki. Kiedyś było dużo, dużo gorzej. – Jak Ukraińcy mieli u siebie święto, to w naszych sklepach jakby przeszedł huragan. Wymiotło wszystko, puste półki były – wspomina Roman, lokalny biznesmen. Aż trudno wyobrazić sobie, jak było wtedy, skoro dziś również wszyscy mówią o tłumach...

O Ukraińcach słyszę tu, że doskonale znają się na promocjach w Polsce. Wiedzą co, gdzie i za ile. I jeśli w Biedronce jest promocja, całymi wózkami wywożą towar ze sklepu. – Potrafią wykupić wszystko, co jest akurat w promocji. Pampersy, parówki, mięso – mówi Agnieszka, właściciel­ka jednej z lokalnych firm niedaleko ul. 29 Listopada, przy której jest „ukraińska Biedronka”.

W Ustrzykach mówią, że w całym kraju nie ma chyba bardziej dochodoweg­o dyskontu. – Dzięki niej mamy drugą, która powstała specjalnie po to, by odciążyć tamtą – śmieje się Wiesław Stebnicki, były radny Ustrzyk, dziś redaktor naczelny lokalnej gazety „Nasze Połoniny”.

„Są nachalni, nie można spokojnie przejść”

Przed Biedronką zawsze są Ukraińcy, bardzo dużo kobiet. Nie można spokojnie przejechać samochodem, nie sposób przejść. Mieszkańcy Ustrzyk denerwują się, bo Ukraińcy są bardzo nachalni. – To jest tragedia. Człowiek podjedzie samochodem i jeszcze nie zdąży wysiąść, a już go z dziesięciu Ukraińców otoczy: „Pani, kup wódkę. Papierosy? Chałwu?” – mówi Agnieszka. Sprzedają też czosnek i fasolę. Niektóre towary nawet 40 – 50 procent taniej niż dostępne w Polsce. – Ledwo ze sklepu wyjdę, dźwigam pięć toreb z zakupami i patrzę w chodnik, nie na nich, a i tak zaraz zaczynają się zaczepki – słyszę.

Ukraińców jest też dużo w centrum miasta. – Jest ich cała chmara, przejść przez rynek nie można – to pan Roman, biznesmen. Żadna z osób, z którymi rozmawiam, nie chce podać nazwiska, ani nawet branży, w której pracuje. Bo choć marudzą, i tak z Ukraińcami robią biznesy. Jedni uzależnien­i od drugich.

Oprócz żywności Ukraińcy kupują ostatnio sprzęt budowlany i AGD, np. okna i blachy dachowe. Tu ciekawostk­a – podobno są limity wagowe na głowę. Jak chcą przewieźć więcej blachy, jednym samochodem do Polski przyjeżdża więcej osób.

Najbardzie­j zaskakuje jednak cebula, którą kupują w dużych ilościach. – Też mnie to ciekawiło i kiedyś

 ?? Rys. Paweł Wakuła ??
Rys. Paweł Wakuła
 ??  ?? 19.10.2016
19.10.2016

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland