10-latek wpadł do 24-metrowej studni
Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego w Brzegu – jednonawowy o sklepieniu kolebkowym, z szeregiem kaplic bocznych i empor – został zbudowany w latach 1734 – 1739. To najokazalszy budynek barokowy w mieście. Na sklepieniu nawy głównej wyróżniają się freski J. Kubena (1739 – 1745), które należą do najwybitniejszych realizacji malarstwa iluzjonistycznego na Śląsku. Ołtarz główny stanowi jedną trzecią wysokości prezbiterium, jego pozostałą część stanowią malowidła naścienne.
Fot. Antoni Bajbak
Historia kościoła św. Małgorzaty i św. Augustyna w Witowie k. Piotrkowa Trybunalskiego sięga XII wieku. Kościół należał niegdyś do opactwa norbertanów, jednego z najzamożniejszych w Polsce. W czasach gdy w Piotrkowie odbywały się zjazdy walnych sejmów, w witowskim klasztorze przebywali polscy królowie. Ten nieco zapomniany zabytek odzyskał ostatnio swoje piękno. Fot. Roman Jagoda
Wiecznie zielona Aleja Olimpijska została otwarta w Kiermusach koło Tykocina. To wyjątkowe miejsce na mapie Podlasia i całej Polski. Grono znakomitych sportowców olimpijczyków sadzi tam swoje drzewka. Aleja objęta jest patronatem Polskiego Komitetu Olimpijskiego, Podlaskiej Rady Olimpijskiej i Fundacji Naszpikowani. Swoje wawrzyny olimpijskie posadzili w Kiermusach m.in. Marian Woronin, Wojciech Fortuna, reprezentacja Polski w piłce nożnej, Beata Mikołajczyk i inni.
Fot. Kiermusy Byłeś w ciekawym miejscu, napisz:
awojtowicz@angora.com.pl
24 metry to dokładnie tyle, ile liczy 7-piętrowy blok. Właśnie do tak głębokiej studni wpadł 10-letni Bartek z Leżajska na Podkarpaciu. Cud sprawił, że chłopiec ocalał, choć doznał poważnych złamań. Swoje życie zawdzięcza Wioletcie Giży (35 l.), która usłyszała jego ciche „ratunku” dochodzące z czeluści.
Wszystko rozegrało się w niedzielę. Bartek z tatą wrócili z kościoła. Chłopczyk postanowił wyprowadzić swojego psa Miśka na spacer. Szedł ulicą Studzienną, która jest przebudowywana. Od pewnego czasu robotnicy zrobili sobie przerwę. Zostawili plac budowy i niezabezpieczoną dziurę po dawnej studni. Przykryli ją tylko cienką blachą ze znaku drogowego.
– Synuś nawet tego nie widział. Dosłownie stracił grunt pod nogami. Spadał kilka sekund z ogromnej wysokości. Ocierał się o betonowe kręgi, jego kurtka była calutka w strzępach – opowiada pan Zbigniew (45 l.), ojciec 10-latka.
Chłopiec runął do wody. Na dnie było jej zaledwie pół metra. To odrobinę zamortyzowało uderzenie o kamienie. Kości w nogach trzasnęły jak zapałki, ale szok zagłuszył ból. Bartek spojrzał w górę i zobaczył nad sobą długi, wąski tunel zakończony jasnym otworem.
– Ratunku! Ratunku! – wołał przerażony. Na powierzchni nie było żywego ducha. Został tylko Misiek. Biedny psiak rozpaczliwie szczekał. A potem sam wskoczył do studni, bo czuł, że musi być obok pana. Niestety, upadku nie przeżył. Głos Bartka stawał się coraz słabszy, chłopiec tracił świadomość. Gdyby nie przypadek, zginąłby i nikt by go nie odnalazł.
– Zapowiadali deszcz, dlatego wyszłam przykryć drewno, które trzymałam na opał. Może było to jakieś tchnienie od Boga, abym zrobiła to właśnie wtedy. I nagle usłyszałam przytłumione wołanie, gdzieś spod ziemi – opowiada pani Wioletta.
Cała roztrzęsiona zadzwoniła po straż, uprzedzając ratowników, że będą potrzebne długie liny. Po dwóch godzinach Bartek był już w drodze do szpitala. Miał otwarte złamanie nogi i stopy, stłuczony kręgosłup. Drobny, cichy chłopiec powoli wraca do siebie. A lekarze nie mają wątpliwości: to, że przeżył upadek z wysokości, graniczy z cudem!
Sprawą zajęła się prokuratura. Mieszkańcy już dwa tygodnie wcześniej zgłaszali niezabezpieczoną studnię, ale dopiero po wypadku przykryto ją żeliwnym włazem.
– Jako miasto nie możemy odpowiadać za plac budowy. Ulica w czerwcu została powierzona wykonawcy robót. To on powinien zadbać o bezpieczeństwo – mówi Ireneusz Stefański, burmistrz Leżajska.
– Cieszę się, że synek żyje, ale ktoś musi ponieść odpowiedzialność za to niedbalstwo – zaznacza tato chłopca.