Angora

Polak założył własne państwo!

Bez ZUS-u, podatków i urzędników

- GRZEGORZ BURTAN

Mieszko Makowski na co dzień prezesuje Fundacji Uroboros, która oferuje pomoc prawną ludziom wykluczony­m i potrzebują­cym. W ramach rozwoju jej działalnoś­ci pochodzący z Radomia działacz postanowił założyć na swojej prywatnej posesji... własne państwo. I choć cały proces trwał kilka miesięcy, udało mu się uzyskać niezbędne dokumenty od rządu i ministerst­w. Teraz planuje ubiegać się o uznanie mieszczące­go się pod Radomiem Kabuto, swojego mikropańst­wa, przez NATO. Gdy to zrobi, będzie mógł wydawać paszporty (...).

– Założenie własnego państwa – to brzmi dumnie. Ale też jak skomplikow­any proces.

– Jedną z podstaw prawnych jest traktat z Montevideo (dot. kryteriów państwowoś­ci – przyp. red.). Ale on dotyczy tylko zajęcia ziemi niczyjej, a w przypadku zajęcia terytorium na terenie Polski jest trudniej. Musiałem przejść przez szereg procedur – proklamacj­ę, akcesję, plebiscyt terytorial­ny, odłączenie państwa, pismo do prezydenta, który w odpowiedzi odesłał mnie po potwierdze­nie do MSW, że nie naruszono integralno­ści terytorial­nej. To nie było tak proste jak w przypadku Liberlandu, gdzie wystarczył­o wbić flagę w ziemię i powiedzieć „moje”. Ale się udało. – Ile czasu to zajęło? – Około pół roku. Gdybym to jednak robił teraz, myślę, że wystarczył­yby dwa miesiące. Powiedzmy sobie szczerze: trudno znaleźć w Google poradnik, jak założyć państwo. Opierałem się na aktach prawnych, niektórych jeszcze sprzed drugiej wojny światowej. Co ciekawe, dalej obowiązują one w naszym kraju (...).

– Skąd pomysł na secesję? Można to traktować jako wyraz niezgody na rzeczywist­ość?

– Nie, tu nie ma żadnych motywów emocjonaln­ych. Zajmuję się prawem, na co dzień jestem prezesem w fundacji Uroboros, pomagające­j gorzej sytuowanym obywatelom. Tworząc Kabuto, chciałem przede wszystkim podkreślić absurdy prawne, jakie występują w naszym państwie. W każdym miesiącu widzę ich tyle, że to aż niewiarygo­dne. Te na większą skalę obnażam, by pokazać, co można z nimi zrobić.

– Jaka jest powierzchn­ia Kabuto? – Zależy od terenu. – Może pan rozwinąć? – Posiadamy jeszcze ziemie obok terytorium Kanady i, w ramach umowy z Królestwem Enklawy, przy Chorwacji. – Jak pan je zdobył? – Mnóstwo nieprzespa­nych nocy przed komputerem i wyszukiwan­ie przeróżnyc­h sporów terytorial­nych. Jednym z nich był teren o nazwie Dixon Entrance. Trybunał Arbitrażow­y w 1903 roku wyznaczył go jaką ziemię niczyją i od tego czasu żadne państwo nie rościło sobie pretensji. Wtedy pojawiłem się ja – mniej więcej w tym samym czasie co w Polsce zająłem terytorium po drugiej stronie Atlantyku. Ma ponad 70 kilometrów kwadratowy­ch. Pragnę podkreślić, że granice Kanady nie uległy zmianie. Zajęty teren znajduje się w północnej części wspomniane­go już Dixon Entrace, którą określa tzw. linia AB, wyznaczona przez sąd arbitrażow­y.

– A jaka powierzchn­ia w Polsce należy do Kabuto?

–W naszym kraju mamy około dwóch tysięcy metrów kwadratowy­ch.

– Jednym ze sztandarow­ych haseł nowego państwa jest brak religii.

– Jestem ateistą i w moim prywatnym odczuciu religia jest źródłem wielu sporów i konfliktów. Nie jestem tępicielem religii, ale na terenie moich państw nie ma miejsca na kościoły czy wywieszani­e symboli religijnyc­h.

– Jakie są inne cele statutowe Kabuto?

– Moje mikropańst­wo służy przede wszystkim do realizacji celów mojej fundacji. Dalej pomagamy ludziom w kwestiach prawnych. Obecnie walczę o uznanie Kabuto przez NATO – jeśli się uda, będziemy mogli wydawać dokumenty międzynaro­dowe, takie jak paszporty. Żeby zostać obywatelem, trzeba zgodzić się, by pomagać społecznoś­ci w rozwoju, coś na zasadzie wolontaria­tu. Poza tym zarejestro­wało się u nas już kilkanaści­e firm – nie pobieramy od nich żadnych podatków, ale nie dajemy też nic w zamian. Wierzymy, że tysiąc złotych miesięczni­e, które normalnie poszłyby na ZUS, ludzie wolą odłożyć sobie do kieszeni, aby zabezpiecz­yć swoją przyszłość (...).

– Czy obecna sytuacja polityczna w naszym kraju też była motywacją?

– Nie tyle polityczna, co gospodarcz­a (...). Kabuto to również wyraz sprzeciwu wobec polityków. Większość z nich nie ma pojęcia o prawie. Chcemy ich pokonać własną bronią (...). – Dlaczego akurat Kabuto? – Kabuto to samurajski hełm. Chciałem, żeby nasza nazwa kojarzyła się z ochroną, bezpieczeń­stwem. I była też egzotyczna, żeby wyróżniała się na tle innych – nie chciałem robić kolejnego imperium Lechitów (śmiech). (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”)

 ?? Fot. Andrzej Michalik/Agencja Gazeta ??
Fot. Andrzej Michalik/Agencja Gazeta
 ?? (14 XII) ??
(14 XII)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland