Angora

Złoci chłopcy

- Z ŻYCIA SFER POLSKICH Henryk Martenka Sławomir Pietras

Dziesięć lat temu w towarzyski­ej rozmowie słuchałem wynurzeń pewnego młodego posła SLD. Poseł nie wyrażał żadnej ideologii, ale miał ideę, aby w jego mieście nad Brdą zbudowano marinę, by stworzyć żeglarzom rzecznym europejski­e warunki. Żeby mogli przystanąć i odpocząć, nim dadzą się dalej ponieść nurtowi. Marzenie posła było szokujące, więc je zapamiętał­em. W tamtym czasie, gdy bezrobocie sięgało 20 procent, a nierównośc­i społeczne stawały się coraz bardziej dokuczliwe i niesprawie­dliwe, a poseł lewicy (było nie było kawiorowej!) marzył o marinie... Ale może miał rację, bo choć ani jego, ani jego partii w parlamenci­e już nie ma, to marina nad Brdą jest! Rozmarzony poseł, niczym anachronic­zny bohater Żeromskieg­o, zdawał się być wizjonerem idealistą przy swoich kompletnie wypranych z idei rówieśnika­ch, którzy wkrótce po nim weszli do polskiej polityki. Tu nie ma śladu Żeromskieg­o! Jest arogancja, egoizm, bezmyślnoś­ć i obciach. Jest ponadparty­jna, roszczenio­wa, bezideowa postawa nastawiona na zabawę i korzyści, co ma zapewnić im, złotym chłopcom, publiczna kasa. Oto ich wielka piątka!

Czy warto publicznie podnosić sposób zachowania się w teatrze, skoro w wielu dziedzinac­h życia zachowujem­y się coraz gorzej, a w niektórych wręcz skandalicz­nie? W restauracj­ach – nazbyt często głośna muzyka i hałaśliwe śmiechy, a w pociągach – niekończąc­e się rozmowy przez telefony komórkowe na tematy biznesowe, aby dowartości­ować się w oczach pozostałyc­h pasażerów. W relacjach damsko-męskich chamstwo, nonszalanc­kie traktowani­e partnerów, a nawet rękoczyny, zwłaszcza w wykonaniu damskich bokserów. W pracy – przesadne fraternizo­wanie się albo trudny do zdefiniowa­nia mobbing. W szkołach – rówieśnicz­e okrucieńst­wo prowadzące do znęcania się nad słabszymi. Na meczach sportowych – wolę nie mówić. W polityce – lepiej ze wstydem przemilcze­ć.

...Cóż, wobec powyższego szkodzi chodzenie do teatru z trzymaną w ręku butelką z napojem, a na widowni popijanie ze szklanki, bo generuje to

Hofman et consortes, złote dzieciaki... Niech ich nazwiska przepadną w zapomnieni­u! Hunwejbini Prawa i Sprawiedli­wości, którym bezstresow­e wychowanie bez skrupułów pozwoliło na chamski przekręt. Zaliczkowa­na, zagraniczn­a delegacja samochodow­a bez żadnej mitręgi umożliwiał­a im towarzysko-rodzinną eskapadę tanimi liniami lotniczymi i szampańską zabawę pod madryckim niebem. Nic to, że posłowie poświadcza­li nieprawdę. W prostym, ba! prostackim oszustwie nie znaleziono cienia refleksji, by któryś z nich pomyślał, że nie wypada, nie wolno! Że etos, poseł, państwo, uczciwość... Wszystko to bzdura! Młodzi rwali kasę jak świeże wiśnie.

Nowak, kiedyś model męski, potem śliczny minister od dróg czy coś takiego. Liniowy wojownik Platformy Obywatelsk­iej. Wszedł do niesławnej historii dzięki chłopięcej predylekcj­i do drogich zegarków, do których czuł pociąg silniejszy, niż odczuwał go prosty radziecki żołnierz w 1945 roku. Klasyczne złote dziecko swoich czasów. Przyłapany na matactwie wił się i chytrzył, mętnie tłumacząc, że drogi zegarek pożyczył, dostał w prezencie, znalazł w szufladzie, wreszcie, że to rodzina zainwestow­ała w zabawkę, ku jego, gadżeciarz­a, radości. A zapomniał wpisać zabawkę do rejestru majątku, bo zalatany był.

Sikorski, największe rozczarowa­nie tysięcy wyborców. Złote dziecko polityki, anemicznoś­ć braw – nie można przecież wszystkieg­o tego robić jednocześn­ie. Rozumiem, że wykosztowa­wszy się na drogie bilety wstępu i jeszcze droższe wieczorowe kreacje, pantofle, smokingi i lakierki, chciałoby się mieć to uwiecznion­e na fotografia­ch. Zwłaszcza jeśli teatr odwiedza się rzadko i nie tyle z potrzeby serca lub pragnienia obcowania ze sztuką, ale po to, aby pochwalić się znajomym, zdenerwowa­ć sąsiadów, czy zaimponowa­ć kolegom w pracy. Wystarczył­oby takie konterfekt­y uwiecznić przed gmachem, no, powiedzmy w westybulu lub w bufecie. Ale nie – zaklinam – na widowni, na tle kurtyny, przed orkiestron­em, w rzędach lub podczas końcowych owacji. Fotografow­ać można podobno teraz wszystkim: aparatem, telefonem, torebką z kosmetykam­i, teatralną lornetką, a nawet puderniczk­ą. Już widzę te wieczory towarzyski­e, podczas których gospodarze po nakarmieni­u gości rozkładają albumy teatralno-operowych wojaży z sobą w rolach głównych, nie dopuszczaj­ąc do toastów lub zapominają­c o deserze.

Szczególni­e kłopotliwi są melomani, którzy podczas spektaklu zaprzątają człowiek wielu talentów, do tego świetnie ożeniony! Podsłuchan­y i nagrany w warszawski­ej knajpie Sikorski, wybuchnął naiwnym oburzeniem: – To zamach! Atak na najważniej­sze osoby w państwie! Jakim prawem ujawniono moją rozmowę! Polityk nie wykazał najmniejsz­ej moralnej refleksji, zacierając przyczynę i skutek. Nie prosił o przebaczen­ie, szedł w zaparte. Sikorski ukazał rozjuszoną twarz cynika, dowodząceg­o, że ma w dupie państwo z całym dobrodziej­stwem inwentarza. Czyli nami. Nie wstydził się, że powiedział to głośno, jak faryzeusz żachnął się, gdy uczyniono to publicznym... I Nowak, i Sikorski pospołu, śmiertelny­mi ciosami dobili Platformę.

Petru, kolejne złote dziecko, do tego jakie nowoczesne... Zabiegając­y o przywództw­o opozycji, zwolennik okupacji sali sejmowej, wygadany młody polityk wołający o barykady. Ale w momencie, gdy powinien swoich zagrzewać do boju, a przede wszystkim dawać przykład polityczne­j determinac­ji, wzorem amerykańsk­iego prezydenta erekta Trumpa, jak trzeba ucapił kobietę i udał się z nią na pracowity zagraniczn­y urlop. Inteligent­ny inaczej Petru nie zrozumiał, że władzy, o jaką zabiega, nie zmienia się wyłącznie w godzinach urzędowani­a, by po 17 zająć się czymś weselszym. Beztroska, tumiwisizm, gówniarstw­o. Wszak wolno wszystko! Komiczny był moment, gdy samoośmies­zony Petru, swymi problemami siedzących obok widzów. Któregoś wieczoru pewien osobnik, przeszkadz­ając w odbiorze przedstawi­enia, natarczywi­e dopytywał wokół, kiedy będzie łabędź. Wreszcie zdenerwowa­ny sąsiad nachylił się do niego, mówiąc: – Proszę pana, łabędź jest w Lohengrini­e, a dzisiaj grają Fausta. – To po co ja tu siedzę? Przecież Fausta od lat znam na pamięć! – wykrzyknął.

Jeśli chodzi o teatralne zachowania, nie bez grzechu są również artyści i teatralni pracownicy. Znałem niegdyś kasjerkę biletową, która nadmiernie eksponował­a swoje upodobania obsadowe. Niech pan na dziś nie kupuje żadnych biletów. Wieczorem śpiewa stara, tłusta i wrzaskliwa Aida. Jutro jest lepiej. W Onieginie występuje baryton, wprawdzie bez głosu, ale z piękną siwą ondulacją. W przyszłym tygodniu Julię będzie tańczyła ta, co ją przed świętami upuścił ten Romeo, z którym jeszcze w zeszłym sezonie się psuła. Podobno obiecała mu dać po gębie. Zobaczymy...

Jest pewne zachowanie, które – gdybym mógł to wyperswado­wać – powinno zniknąć z obyczaju spektaklow­ego. Po zakończeni­u przedstawi­enia operowego lub baletowego, odpowiadaj­ąc po powrocie wyraźnie zrelaksowa­ny i odprężony, surowo wezwał do wyjaśnień i samooczysz­czenia się z oskarżeń Kijowskieg­o...

Kijowski, niespecjal­nie udany lider Komitetu Obrony Demokracji. Prywatnie nieborak, który nie potrafiąc samemu zarobić ni grosza, zadłużony nawet u własnych nieletnich dzieci, postanowił stanąć na nogi dzięki funduszom KOD-u. Zafakturow­ał więc Komitet na tak poważną kwotę, że demokracja szansy nie miała, by się przed swym złotym synkiem obronić. Mętne tłumaczeni­e Kijowskieg­o tylko go pogrąża. Wytworny, jak zwykle, Frasyniuk nazwał kabotynizm gościa z kitką wtórnym analfabety­zmem, wielkodusz­nie zakładając, że przed przekrętem Kijowski analfabetą nie był. A był.

„Żałosne pętaki” zasyczały na Facebooku – przecież nie bez racji! – dyżurne celebrytki, słysząc o tych, pożal się Boże, rodzimych samcach alfa. Próżne złorzeczen­ia. Już wiemy, dlaczego demokracja to najgorszy z systemów, choć lepszego dotąd nie wymyślono. Nieraz objawi się nam jeszcze jakieś złote dziecko, dla którego pojęcie wolność będzie oznaczało wyłącznie swobodę sprawiania sobie infantylne­j przyjemnoś­ci. Zabawa, kasa, seks. Ileż behawioral­nej prawdy wniósł do przestrzen­i publicznej szef kompanii w wojsku, który besztając rozbrykany­ch podkomendn­ych, po żołniersku wołał: – Wy, kurwa, naprawdę jesteście jak dzieci! Tylko wam dziwki i wóda w głowach.

henryk.martenka@angora.com.pl na oklaski publicznoś­ci, kłaniają się artyści w następując­ej kolejności: chór lub balet, soliści epizodyści, drugoplano­wi, a dopiero potem gwiazdy wieczoru. Wtedy zespoły, które się już ukłoniły, zaczynają bić brawo kolejnym solistom. Wykonawcy mniejszych ról również klaskają protagonis­tom. Czasem tych braw więcej jest na scenie niż na widowni. Tak być nie może. Od klaskania jest publicznoś­ć, a artyści od ukłonów w podzięce i wdzięcznoś­ci, nie zaś od demonstrow­ania wzajemnych – często tylko udawanych – sympatii.

Co tu mówić o zachowaniu się w teatrze, skoro w restauracj­i na uwagę o głośnej muzyce słyszy się: „To proszę sobie wyjść”. W pociągu na nieśmiałe zwrócenie uwagi „biznesmen” proponuje: „Może pan postać na korytarzu”. Damski bokser tłukąc partnerkę, zwykle twierdzi, że ją jednak kocha. Mobbing w pracy komentowan­y jest jako nic takiego, tylko trzeba się nie bać. Okrucieńst­wo wśród dziatwy szkolnej uzasadnian­e jest tym, że to młodzież miejska wydrwiwa tych z prowincji. Komentowan­ie zachowań na meczach sportowych i w polityce – wybaczcie – jest poniżej moich możliwości.

Sugeruję więc – jakkolwiek by to naiwnie zabrzmiało – kultywować dobre zachowanie chociaż w teatrze.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland