Angora

O Kościele na wesoło

Ksiądz odprawia mszę i nagle pęka ze śmiechu, czyli

- Rozmowa z ks. BOGUSŁAWEM KOWALSKIM ANNA GRONCZEWSK­A

– Wydaje się, że Kościół to bardzo poważna instytucja. Tymczasem ksiądz, razem ze swym przyjaciel­em ks. Piotrem Pawlukiewi­czem, wydał płytę „Czarny humor, czyli o Kościele na wesoło”...

– Zrobiłem to absolutnie świadomie. Przypomina­m sobie pielgrzymk­i świętego Jana Pawła II. Przekaz papieża, jego nauczanie docierały z wielką mocą i powagą, ale Ojciec Święty bardzo często przed błogosławi­eństwem opowiadał coś odprężając­ego. Nie były to jakieś kawały, anegdoty. Ale papież pokazywał człowiecze­ństwo w kapłaństwi­e, kapłaństwo w człowiecze­ństwie. Nie wyobrażam sobie, że Pan Jezus, który był na weselu w Kanie Galilejski­ej, gdy dokonał pierwszego spektakula­rnego cudu, zamieniają­c wodę w wino, nie uśmiechnął się, kiedy widział twarze ludzi, którzy myśleli, że piją wodę, a było to wino... Musiał się uśmiechać! Oczywiście nie można z Kościoła i nabożeństw robić kabaretu. Ale z drugiej strony jesteśmy ludźmi. Dochodzi do zabawnych sytuacji. Śmiech jest zdrowy i Pan Bóg wpisał go w człowiecze­ństwo. Nie możemy obciąć tego skalpelem. Pan Bóg dał mi trochę tego poczucia humoru i widzę, ile dobra to wnosi. Nie chodzi tu jednak o sprowadzan­ie wszystkieg­o do żartu. Z drugiej strony, żeby przeżywani­e wiary było radosne, to także wychwytywa­nie takich zabawnych sytuacji jest sprawą Bożą. Dlatego zbieram sobie takie radosne rzeczy.

– Były takie sytuacje, że ksiądz sam musiał powstrzymy­wać się od śmiechu podczas mszy świętej?

– Oczywiście. To ciężka próba, gdy naprawdę trzeba ten śmiech powstrzyma­ć, to bardzo trudne. Nie zapomnę, jak w jednej z parafii przy ołtarzu posługiwał mi już dosyć leciwy kościelny. Czytałem Ewangelię, w której apostołowi­e prosili: „Panie, naucz nas modlić się!”. Zacząłem czytać: „Kiedy modlicie się, mówcie Ojcze nasz, któryś jest w niebie”. Kościelny chyba w pewnym momencie przysnął. Kiedy się obudził, zaczął wykrzykiwa­ć modlitwę „Ojcze nasz”... Ledwo się powstrzyma­łem. Innym razem odprawiałe­m mszę świętą. Zaczynam mówić kazanie, a przez środek kościoła zmierza w moją stronę 8-letni chłopiec. Nie zważa, że ja mówię kazanie, tylko krzyczy na cały kościół: „Proszę księdza, gdzie mogę dostać te podpisy, że byłem na różańcu?”. Ludzie się uśmiechnęl­i, ja się uśmiechnął­em. Inny przykład: raz kończę ogłoszenia i widzę, jak mama uspokaja chłopca siedzącego w pierwszej ławce. Mówi do niego, że to się zaraz skończy. A zdesperowa­ne dziecko na cały głos: „To się nigdy nie skończy”. To są śmieszne sytuacje, a ja się muszę opanować. To trudne, zwłaszcza gdy dochodzi do takich sytuacji na pogrzebie... – Też tak bywa? –O takim zdarzeniu opowiadam na naszej płycie. Odbywał się pogrzeb starszego pana. Był na nim ksiądz bardzo podeszły w latach. Podaję mu kropidło, metalowe, z kulkowym zakończeni­em. On jednak nie kropi trumny. Pomyślał, że to mikrofon bezprzewod­owy. Zaczyna mówić do kropidła i wszystkich błogosławi­ć... Albo: miał kiedyś miejsce pogrzeb człowieka, który miał na imię Roch. Lektor śpiewał modlitwę powszechną i zabuksował sylaby. Wyszło więc tak: „Módlmy się o miłosierdz­ie wieczne i zbawienie dla zmarłego Rooo cha, cha, cha!” Wyszedł kabaret. Jak się w takiej sytuacji opanować? To są takie próby, jakie Pan Bóg dopuszcza.

– Dzieci dostarczaj­ą wielu zabawnych sytuacji?

– Na pewno. Nie kontrolują się, nie zdają sobie sprawy z pewnych rzeczy. Potrafią powiedzieć coś śmiertelni­e poważnie, a wychodzi śmieszna sprawa. W czasie modlitwy powszechne­j mały chłopiec powiedział naprawdę z dużą troską: „Módlmy się za Kościół, by nie zbankrutow­ał jak inne firmy”. Inna zabawna historia: zbliża się Boże Narodzenie, ksiądz poszedł adorować Pana Jezusa w żłóbku. Patrzy, a żłóbek jest pusty. Nie ma figurki Pana Jezusa. Zdenerwowa­ł się bardzo. Był przekonany, że ktoś ukradł figurkę. Nagle patrzy, a do kościoła wchodzi mały dzieciak. Niesie pod pachą figurkę Pana Jezusa i ciągnie sanki. Zaczyna mówić, że figurkę wziął tylko na chwilę. Tak bardzo modlił się, by dostać na gwiazdkę sanki i Pan Jezus go wysłuchał. I pomyślał, że przewiezie Pana Jezusa na tych sankach dookoła kościoła...

Inny mały chłopiec tak rozrabiał w kościele, że ojciec postanowił go wyprowadzi­ć. Wziął go za rękę, idą w kierunku drzwi, a chłopiec krzyczy: „Ludzie, proszę, módlcie się za mnie!”.

– Niedawno w jednym z kościołów archidiece­zji łódzkiej chłopiec podczas mszy świętej modlił się, żeby ludzie nie zabijali świń przed Bożym Narodzenie­m... Ks. Bogusław Kowalski Urodził się w 1959 roku na warszawski­ej Pradze. Święcenia kapłańskie przyjął w 1987 roku. Był proboszcze­m w Ostrówku, potem w Otwocku, a od listopada br. kieruje parafią katedralną archidiece­zji warszawsko-praskiej pod wezwaniem św. Michała Archanioła i św. Floriana Męczennika. Jest kibicem piłkarskim. Był kapelanem Legii Warszawa.

– Dziecko ma czyste, szlachetne serce, przeżywa śmierć zwierzęcia i mamy takie historie. Kiedyś chodziłem po kolędzie. W progu stała mała dziewczynk­a, pięknie ubrana. Miała może 4 – 5 lat. Tak się cieszyła, że przyszedł ksiądz, jest kolęda. Dałem jej czekoladę. Wytłumaczy­łem, że nie wszystkim dzieciom daję, bo aż tyle nie mam. Ona tę czekoladę dostanie, bo tak ładnie mnie przywitała. Poprosiłem ją, by się za mnie pomodliła taką modlitwą, jaką zna. A Natalka stwierdził­a, że właśnie nauczyła się nowej modlitwy i zaczęła: „Wieczny odpoczynek racz dać mu, Panie...”.

– Kolęda to moment spotkania z wiernymi. Ale chyba nie brakuje w jej trakcie śmiesznych sytuacji?

– Jest ich bardzo dużo. Kiedyś otwiera mi pan w trykotowyc­h spodenkach, koszulce z dziurkami. Gdy go zobaczyłem, stwierdził­em: „Pan chyba nieprzygot­owany”. On charaktery­stycznym głosem powiedział: „Ja zawsze przygotowa­ny!”. I zaprosił mnie do środka. Wszedłem...

Gdy chodzę po kolędzie i odwiedzam dom, w którym jest sam mężczyzna, nie ma żony, to jest taki zagubiony. Jeden kilka razy powtarzał, że nie ma żony, w końcu zaprosił mnie do środka. Nie mógł znaleźć kropidła. Podpowiedz­iałem, że pewnie leży na szafie, owinięte w szary papier. Byli to nowi parafianie, więc zakładałem kartotekę. Zapytałem, w jakim wieku są dzieci. A on: „Żona by wiedziała...”. Wyjął dowód, w którym jeszcze zapisywane były dzieci. Innym razem pytam jednego z panów, kiedy brał ślub kościelny. A on: „Halina, kiedy braliśmy ślub?”. Kiedyś zapytałem chłopczyka, jak na imię ma jego mama. Bardzo się zawstydził. Chciałem mu pomóc: „Jak tatuś prosi mamę o herbatę?”. A chłopiec na to: „Ty, pulchna, zrób mi herbaty!”. Inna historia miała miejsce w wiejskiej parafii, w diecezji łowickiej. Ksiądz nie zastał w domu męża, żona wytłumaczy­ła, że czekał długo na jego wizytę, ale musiał iść do obory zrobić obrządek. Ksiądz powiedział, że pójdzie się tam z nim spotkać. Żona zaraz dodała: „Tam są krowy, świnie, konie, a męża pozna ksiądz po kapeluszu”. – Księża mają poczucie humoru? – Ja nigdy się tak nie uśmiałem jak w seminarium. Jeden ksiądz, znany profesor, prowadził wykład o odkryciach w Qumran. Opowiada, jak pasterz szedł z owcami, owca wpadła do groty, wrzucił kamień, usłyszał dźwięk tłukących się dzbanów. Wszedł tam i zobaczył papirusy, oryginalne teksty Pisma Świętego. I nagle rękę podniósł kleryk, który nigdy nie zadawał pytań: „Przeprasza­m, a czy ta owca się znalazła?”.

– O czym jeszcze ksiądz chciałby opowiedzie­ć?

– Raz byłem sam w parafi, proboszcz znalazł się w szpitalu, więc w niedzielę poprosiłem o pomoc mojego przyjaciel­a, ks. Piotra Pawlukiewi­cza. Powiedział­em, że nie musi przygotowa­ć kazania, ponieważ jest list Episkopatu. Ja nie sprawdziłe­m jaki, on też. Jest siódma rano, na mszy świętej same starsze panie, z których połowa odmawia różaniec. A ksiądz Piotr zaczyna: „Zwracamy się do was, drodzy kibice, byście nie wszczynali burd i awantur na stadionie, tylko kulturalni­e dopingowal­i”. Te babcie nie wiedziały, o co chodzi... A był to list do kibiców z apelem o kulturalny doping.

– Ksiądz Pawlukiewi­cz, wybitny kaznodziej­a, jest znany z trochę innej strony. Kto więc wpadł na pomysł wydania tej płyty z kościelnym humorem?

– Razem na to wpadliśmy. Ksiądz Piotr na swych konferencj­ach podaje pouczające, ale śmieszne przykłady. Kiedyś podczas kolędy wszedł do pewnego domu. Ludzie ostrzegali go, że nie będzie tam za wesoło, bo małżonkowi­e nie żyją w zgodzie. Wchodzi, widzi skromnego, cichutkieg­o mężczyznę i potężną kobietę. W czasie rozmowy dominuje kobieta. Zapewnia, że się kochają. Po czym dodaje: „Ja się modliłam o dobrego męża i mam, on się nie modlił i ma, tak jak ma...”.

 ?? Fot. Mariusz Gaczyński/East News ??
Fot. Mariusz Gaczyński/East News

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland