Taniec śmierci
Czy 28-letnia tancerka z Warszawy została zamordowana, bo popadła w konflikt ze światem przestępczym?
„Kochanie, przepraszam” – SMS o takiej treści został wysłany przed północą 9 stycznia 2015 roku z telefonu Moniki T. – znanej warszawskiej tancerki. Krótka wiadomość trafiła do 35-letniego kulturysty, z którym od dwóch lat dziewczyna była związana. Kilka minut wcześniej odbyli rozmowę telefoniczną. Jak się później okazało – ostatnią. Od tego momentu, wszystkie próby nawiązania kontaktu z 28-letnią kobietą spełzły na niczym. Najbliżsi rozpoczęli poszukiwania, jednak okazały się one bezowocne. W sprawę zaangażowano nawet jasnowidza. Przepowiedział on, że Monika niebawem wróci. Później okazało się, że gdy formułował swoją przepowiednię, młoda kobieta już od wielu dni nie żyła.
Makabryczne znalezisko
W marcu 2015 roku w ustronnym miejscu na Kępie Tarchomińskiej (rejon prawobrzeżnej Warszawy) przypadkowa osoba znalazła zwłoki w stanie rozkładu. Ujawniono na nich tipsy i aparat korekcyjny na zęby. Wstępne oględziny wykazały, że to szczątki młodej kobiety, która prawdopodobnie żyła jeszcze dwa miesiące wcześniej. Musiało minąć kilka tygodni, aby anatomopatolodzy z warszawskiego Zakładu Medycyny Sądowej wykonali testy DNA i potwierdzili ostatecznie, że są to zwłoki zaginionej w styczniu tancerki Moniki T.
Zabójca lub ten, kto mu pomagał, zachowywał się bardzo nietypowo. Zwłoki postanowił zakopać na terenie Warszawy, niedaleko miejsca, gdzie przechodnie spacerują z psami. Ukrył je pod cienką warstwą ziemi, więc ujawnienie zwłok (np. przez psy) było kwestią czasu. – W taki sposób zachowuje się sprawca zbrodni, który czuje się bardzo pewny siebie i zakłada, że nie pozostawił po sobie żadnych śladów, a w związku z tym nikt nigdy go nie schwyta – ocenia Krystyna Kuźmicz – emerytowana oficer policji kryminalnej, dziś prywatny detektyw. Jej zdaniem takie zachowanie niekoniecznie musi świadczyć o braku doświadczenia u sprawcy. – Być może zabójca liczył na to, że zwłoki dziewczyny zostaną znalezione, sprawa zostanie nagłośniona w mediach i posłuży do zastraszania innych osób – zastanawia się prywatna detektyw.
Fałszywe tropy
Policjanci ustalili, że piękna Monika została siłą wciągnięta do samochodu w pobliżu hotelu Marriott w centrum Warszawy. Widział to świadek, który przypadkowo znalazł się w tamtym miejscu, a potem przedstawił stróżom prawa szczegółową relację. Jednak jego zeznania niewiele mogły pomóc w zidentyfikowaniu sprawcy. Dramat rozegrał się w zimową noc, a ciemności nie pozwoliły zapamiętać wielu szczegółów. Świadek, który przypadkowo znalazł się na miejscu, zobaczył później zdjęcia Moniki i skojarzył, że to ją właśnie widział. Nie potrafił jednak podać rysopisu sprawcy uprowadzenia.
Po tym jak zwłoki Moniki znaleziono na Kępie Tarchomińskiej, warszawska prokuratura poprowadziła śledztwo w sprawie zabójstwa. I wtedy zaczęły się pojawiać fałszywe tropy, sugerujące, że śmierć młodej kobiety była wynikiem jej złego prowadzenia się i kontaktów z „pigalakiem” (tak nazywa się kilka ulic w południowej części Centrum, znanych z bogatej oferty usług erotycznych). Zeznania jej narzeczonego pozwoliły wykluczyć tę wersję zdarzeń. Monika – piękna kobieta o wysportowanej sylwetce – ćwiczyła pole dance, czyli taniec na rurze łączący elementy gimnastyki artystycznej i akrobatyki. Ta forma tańca stała się szybko jej życiową pasją. Niedługo przed zniknięciem Monika zaczęła także brać udział w pokazach pole dance. Dokumentujące ten fakt zdjęcia zamieściła na swoim portalu społecznościowym. Z zeznań bliskich jej osób wynika, że rzeczywiście zaczęła otrzymywać propozycje występów w klubach rozrywkowych, jednak konsekwentnie je odrzucała.
Zabójcza wiedza
Co więc było przyczyną tragedii? Częściową odpowiedzią na to pytanie są zeznania jednej z bliskich Monice osób. Wynika z nich, że w ostatnich dniach życia młoda kobieta dziwnie się zachowywała. Zwierzała się, że bardzo się boi i że życie straciło dla niej sens.
Według naszych informacji policjanci i prokuratorzy ustalili, że w 2014 roku na piękną dziewczynę zwrócili uwagę warszawscy gangsterzy. I to właśnie oni proponowali Monice, aby tańczyła w należących do mafii lokalach rozrywkowych. Jednak dziewczyna nie chciała się na to zgodzić. Przestępcy zaczęli naciskać. Tyle tylko, że zanim młoda kobieta powiedziała ostatecznie „nie”, poznała wiele tajemnic mafijnego seksbiznesu, w tym nazwiska osób za niego odpowiedzialnych, mechanizmy, klientów, a także, co prawdopodobne, kulisy handlu kobietami wywożonymi za granicę i zmuszanymi do prostytucji. Ujawnienie takiej wiedzy zagrażałoby mafijnym interesom. Czy to właśnie był motyw zbrodni? – W śledztwie pojawiały się też pogłoski mówiące o urażonej dumie wielbiciela Moniki związanego ze strukturami przestępczymi, a także o tym, że uciszono ją za to, że nie zgodziła się na współpracę z mafią – ujawnia osoba znająca kulisy śledztwa.
Kilka tygodni temu dziennik „Fakt” poinformował, że w śledztwie pojawiły się tropy identyfikujące prawdopodobnego zabójcę Moniki. To Zbigniew H. – 39-letni mężczyzna, który już wcześniej znany był warszawskiej policji i prokuraturze. Śledczym udało się odkryć ślady biologiczne młodej tancerki w samochodzie, który H. prowadził tego dnia w Warszawie (nagrały go kamery monitoringu). Co więcej: zapisy tzw. BTS-ów, czyli stacji bazowych, do których logują się telefony komórkowe, wykazały, że 9 stycznia 2015 roku był w tym samym miejscu co Monika. Według najważniejszej wersji śledczej to właśnie H. przyjął „zlecenie na Monikę”. I to właśnie on miał być tym mężczyzną, który w styczniu 2015 w pobliżu hotelu Marriott wciągnął ją do samochodu, a potem wywiózł w nieznane miejsce.
Jednak H. w zaskakujący sposób potrafi wymykać się wymiarowi sprawiedliwości. W 2009 roku w miasteczku Calais w północnej Francji (znajduje się tam popularny port morski) zaatakował nożem 79-letnią emerytkę i ukradł jej pieniądze oraz kosztowności. Próbował uciekać, ale został schwytany i osadzony w areszcie. Rok później zapadł wyrok skazujący Zbigniewa H. na sześć lat więzienia. Gdy bandyta odsiadywał karę, warszawska prokuratura oskarżyła go o udział w grupie przestępczej zajmującej się kradzieżami samochodów w stolicy. Prowadzący sprawę prokurator wysłał więc do Francji wniosek o ekstradycję mężczyzny. Sąd w Lille wyraził zgodę, jego decyzja uprawomocniła się i w 2013 roku Zbigniew H. w asyście policji przyjechał do Warszawy. Trafił do więzienia, gdzie miał odbyć resztę kary zasądzonej mu we Francji. W 2014 roku, po czterech latach od wyroku, złożył wniosek o przedterminowe zwolnienie, a sędzia, który sprawę miał rozpatrzyć, do tego wniosku się przychylił. Tyle tylko, że warszawski sąd, przed którym toczyła się sprawa złodziei samochodów, nie został o tym powiadomiony. W rezultacie H. wyszedł z więzienia i... przestał się stawiać na rozprawy. W listopadzie 2014 roku sprawa szajki kradnącej auta dobiegła końca i zapadł wyrok. Zbigniew H. nie stawił się w sądzie, aby dowiedzieć się, że został skazany. Zniknął z oczu wymiarowi sprawiedliwości. Sąd nie zorientował się, że mężczyzna jest na wolności i nie zarządził jego poszukiwań. W rezultacie dwa miesiące później przestępca miał uprowadzić i zamordować Monikę T.
Minęło kilka miesięcy i w kwietniu 2015 roku Zbigniew H. ponownie stał się negatywnym bohaterem. W tym samym Calais, w którym kiedyś napadł na staruszkę, tym razem na oczach przypadkowych ludzi zaatakował kobietę spacerującą z 9-letnią córką. Odtrącił ją brutalnie, a Chloe (tak miała na imię dziewczynka) wciągnął do samochodu i odjechał. Zrozpaczona kobieta natychmiast powiadomiła policję, a ta rozpoczęła poszukiwania i blokadę dróg. Kilka godzin później w lesie w pobliżu Calais odnaleziono zwłoki dziewczynki. Technicy stwierdzili, że przed śmiercią została wykorzystana seksualnie przez sprawcę. Po kilku tygodniach intensywnych poszukiwań Zbigniew H. wpadł w ręce policji (namierzono go dzięki zapisom kamer monitoringu miejskiego, które zarejestrowały numery rejestracyjne samochodu i twarz kierowcy). Teraz siedzi w areszcie i czeka na wyrok. Za brutalne zgwałcenie i zamordowanie dziecka grozi mu dożywocie. Do tych zbrodni mogłoby nie dojść, gdyby H. pozostał za kratkami. Najpierw, gdy starał się o warunkowe zwolnienie z odbycia reszty kary, a później – gdy został skazany za udział w szajce złodziei samochodowych. Teraz, jeśli Prokuratura Okręgowa w Warszawie zdecyduje się postawić mu zarzut w związku z zabójstwem Moniki T., będzie musiała się wstrzymać z czynnościami do momentu, aż zakończy się procedura karna we Francji.