Piruety i paragrafy
Maria Zuchowicz, najbardziej znana polska sędzia łyżwiarstwa figurowego, prowadzi kancelarię adwokacką
Była łyżwiarką figurową, potem przez ponad czterdzieści lat oceniała zawodników. To była jednak dodatkowa działalność, bo pani mecenas łączyła obie te profesje. Po rezygnacji z sędziowania nie rozstała się ze sportem. Działała w Polskim Związku Łyżwiarstwa Figurowego, w Polskim Towarzystwie Prawa Sportowego, była wiceprezesem Trybunału Arbitrażowego Polskiego Komitetu Olimpijskiego, dziś jest arbitrem Międzynarodowego Trybunału do spraw Sportu w Lozannie.
Mieszka w wieżowcu na pograniczu Śródmieścia i Żoliborza. Ładne mieszkanie na szóstym piętrze. Salon połączony z kuchnią, gabinet, sypialnia, dwie łazienki. Stylowe meble, sporo obrazów, pamiątek. I ukochany kot Kacper. – Mieszkam tu już przeszło cztery lata, przedtem na Sadybie. Przeniosłam się, bo obok mam dzieci i wnuka. Muszę przyznać, że to one namówiły mnie do tej przeprowadzki po śmierci męża...
Plotkujemy o starych czasach. Wspomina z uśmiechem, jak kiedyś po powrocie z mistrzostw świata wysiadła na lotnisku w Warszawie i celnicy spytali ją, dlaczego pięknej łyżwiarce wystawiła tak niską ocenę. – Odpowiedziałam, że to nie ja, bo nie sędziowałam konkurencji kobiet w tych zawodach, tylko mężczyzn. Oni jednak się upierali i mieli do mnie pretensje. Lubili łyżwiarstwo figurowe, zresztą wtedy wszyscy się interesowali tą dyscypliną. To piękny sport, chociaż trudny, techniczny, łączy w sobie balet, muzykę i aspekty artystyczne. I te kostiumy! Robiły wielkie wrażenie. Niektórych widzów mniej interesowała sama rywalizacja, wyniki, chcieli oglądać piękny spektakl. Dzisiaj łyżwiarstwo figurowe nie jest już tak popularne. Zmieniono bowiem zasady, skomplikowano system sędziowania, który jest nieczytelny dla widzów.
Sędziowała mistrzostwa świata i Europy, cztery razy rywalizację okazję wystąpić nie tylko przed syryjską publicznością. Najlepiej w wymarzonej operze „Salome” Straussa. na igrzyskach olimpijskich. – Wybrano mnie potem do Komisji Odwoławczej ISU, czyli Światowej Unii Łyżwiarstwa. Najpierw byłam członkiem, później przez dwie kadencje przewodniczącą komisji. W tej roli dwa razy byłam na olimpiadzie.
W Nagano w Japonii była członkiem komisji arbitrażowej powołanej przez Trybunał Arbitrażowy przy MKOl, która rozstrzyga spory powstałe na igrzyskach olimpijskich. Do Salt Lake City zaproszono ją jako gościa honorowego. – Był to dla mnie wielki splendor. Kiedy przestałam sędziować, otrzymałam tytuł Honorowego Członka ISU. Niektórych, co odchodzą, w ten sposób się docenia. Raz na rok mamy prawo wyjechać na jakąś dużą imprezę. W tym roku, na przełomie marca i kwietnia, będą to MŚ w Helsinkach. Mistrzostwa świata rzadko organizowane są w Europie, więc tym chętniej pojedziemy, bo męczą nas już podróże, długie loty... Jedni umierają, dochodzą nowi, lista Honorowych Członków ISU się zmienia.
Całe życie mieszka w Warszawie. Zawsze kochała sport. – Grałam w siatkówkę, ale pokochałam łyżwy.
Kompozytor przez wojnę stracił bliskiego przyjaciela – lekarza, który zginął w eksplozji na ulicy Damaszku. Wassim jest przekonany, że wojna w jego ojczyźnie nie skończy się, dopóki kraju nie opuszczą ekstremiści z zagranicy. – Wtedy będziemy mogli znaleźć jakieś rozwiązanie. Nie możemy szukać rozwiązania konfliktu poza granicami Syrii – wskazuje. Tęskniąc za rodziną i ojczyzną (ostatni raz był u siebie 3 lata i 9 miesięcy temu), stara się ułożyć życie w Krakowie. Poza pracą i studiami grywa dodatkowo w zespole Projekt Kameleon, w którym śpiewa również Christina. – Żyję tym, co się dzieje tutaj. Wieczorami zerkam na wiadomości dotyczące Syrii, ale nic poza tym. Jestem muzykiem, dlatego nie wdaję się w politykę – zapewnia kompozytor.
Wassim nie jest ani muzułmaninem, ani chrześcijaninem, ale druzem. – To bardzo mała grupa wyznaniowa. Wierzymy w jednego Boga, miłość i pokój – to dla nas najważniejsze – tłumaczy Wassim. Podobnie jak Nadim i Christina nie planuje przyszłości. Cała trójka tylko jednego jest pewna – nie przestaną śpiewać, grać i komponować.