Na budowie pod górkę
Francuzi postanowili się rozprawić z „tanią siłą roboczą” niepłacącą podatków do ich urzędów skarbowych. Głównym wrogiem są Polacy, ale także Rumuni, Portugalczycy i Hiszpanie. Francuskie firmy zatrudniają murarzy, dekarzy, elektryków z tych państw i opłacają im stawki związane z obciążeniami socjalnymi, takie jakie obowiązują w ich krajach, a nie we Francji, gdzie należą one do najwyższych w Europie.
Zysk dla przedsiębiorcy oczywisty – pracownik dostaje tyle, ile ma dostać, a państwo francuskie traci na tym około 11 procent dochodu narodowego. Stąd od 1 stycznia mają obowiązywać „dowody tożsamości zawodowej” opa- trzone zdjęciem, numerem identyfikacyjnym pracownika, dokładnym opisem specjalizacji oraz danymi dotyczącymi tego, czy będzie zatrudniony na etat, kontrakt czy też na zasadzie „wynajmu robotnika zagranicznego”. To ostatnie najboleśniej dotyka urząd skarbowy, bo nie zyskuje on w takim przypadku ani centa. Cieszą się przedsiębiorstwa budowlane, w których pracuje na przykład sto procent Bretończyków, bo ich firma ponosi znacznie większe koszty niż taka, która zatrudnia Polaków czy Portugalczyków. Na nowej karcie znajduje się kod – „QR” – który pozwala inspektorom pracy, a także celnikom natychmiast połączyć się z centralnym systemem i ustalić, czy dana osoba jest zatrudniona we Francji na „francuskich warunkach”, czy może jest to „zagraniczny najemnik”.
Takie rygory mają dotyczyć ponad dwóch milionów osób, zatrudnio- nych nie tylko na budowach, ale także w zakładach zajmujących się wywózką śmieci. To bardzo intratne stanowisko i aby zostać „śmieciarzem” we Francji, trzeba mieć układy. Francuskie władze pozornie otwarte na Europę, przeraża to, że w tutejszych przedsiębiorstwach zatrudnia się osoby na innych niż rodzime zasadach, bo to jednocześnie powoduje, że we Francji pracują ludzie, którzy nic nie odprowadzają do francuskiego skarbca. A Polacy, Rumunii czy Portugalczycy są wprost „straszni”. Biorą się do pracy, której żaden Francuz za te pieniądze by nie wziął, jednak na rękę dostaną znacznie więcej niż w Warszawie, Bukareszcie czy Lizbonie. Przedsiębiorstwo też na tym zarobi. Na razie wzięto się za budowy. To na nich inspektorzy pracy będą sprawdzali, czy pracujący tam robotnicy mają dokumenty „tożsamości zawodowej”.
Niemniej kolejka w innych dziedzinach usług i przemysłu w sprawie „ucieczki fiskalnej” przed rozdętymi opłatami socjalnymi jest długa. Doty- czy to hotelarstwa i restauracji, czy przemysłu spożywczego. Niemniej przepisy o zatrudnieniu są we Francji wyssane z palca i uniemożliwiają zatrudnienie wykwalifikowanego personelu. Młoda Polka, studentka znająca siedem języków, w tym arabski, nie mogła dostać posady recepcjonistki w hotelu w Paryżu, bo nie miała dyplomu ukończenia szkoły hotelarskiej, tylko wydziałów prawa w Anglii i we Włoszech. Rząd francuski stanowczo deklaruje walkę z bezrobociem, ale nie potrafi pozbyć się biurokratycznych zawalidróg. Za to Polak potrafi! We Francji można zobaczyć wiele samochodów, w tym tak przydatnych w robotach budowlanych furgonetek na polskich tablicach, głównie z Podkarpacia. I chłopaki bez oglądania się na francuskie przepisy i wrogość wobec „polskiego hydraulika” z powodzeniem malują ściany, układają kafelki i naprawiają dachy. (MB)