Angora

Tramwaj nr 28

- Tekst i fot.: ANNA DUDZIŃSKA Ł. Azik

zmarła Zaha Hadid szczególni­e lubiła pracować na Bliskim Wschodzie. Sama pochodziła z Iraku i doskonale wyczuwała arabską potrzebę nowoczesno­ści. Ahmed też jest człowiekie­m nowoczesny­m, choć przyznaje, że kiedyś nie był. Skończył biznesowe studia i gdy po kilku latach wrócił z Niemiec do Libanu, okazało się, że jego siostry nie są już tak posłuszne, jak były kiedyś. Chętnie wychodzą z domu bez opiekujące­go się nimi mężczyzny. Początkowo nie potrafił tego zrozumieć, ale w końcu zaakceptow­ał. Tradycyjną ma za to żonę. Poznał ją, gdy wracała z zajęć na uniwersyte­cie. Zatrzymał samochód i oświadczył się na ulicy. Początkowo został wyśmiany, ale potem przekonał dziewczynę do siebie. Jest piękna, kocha dzieci i dba o to, by w ich domu zawsze był porządek. Tłumaczy, że żona bardzo lubi sprzątać i gotować. Pytam, czy gdyby chciała, mogłaby też realizować się w innej dziedzinie. – Moja niewykszta­łcona babcia miała sześcioro dzieci. Dziadek szybko zmarł, a ona wychowała wszystkich na porządnych ludzi. Nikt w naszej rodzinie nie kradnie. To się nazywa prawdziwa samorealiz­acja i spełnienie – tłumaczy Ahmed. Wcześniej długo wyjaśniał mi, dlaczego jego studiująca przez kilka lat żona woli dzisiaj sprzątać dom i dbać o dzieci, zamiast chodzić do pracy.

Trochę się denerwuje, gdy wypytuję go o szczegóły damsko-męskiego życia w Libanie. Ale w atmosferze sporu i wyjaśniani­a przekonań szybciej mijają nam godziny spędzane na drogach. A z jazdą jest tutaj tak, jak z państwowym­i posadami. Wszystkim rządzą dość szczególne prawa, które

znane są tylko Libańczyko­m.

Żaden znak stopu nie może Ahmedowi przeszkodz­ić we wjechaniu w drogę jednokieru­nkową. Mam też wrażenie, że lokalni kierowcy mają ambicję, by przynajmni­ej kilka razy dziennie wykorzysta­ć klakson. A wszystko bez złości i z uśmiechem. Tylko poobijane samochody na drogach przypomina­ją, że dla niektórych na użycie klaksonu było już za późno. Wyjeżdżamy z miasta, by dojechać 20 kilometrów do Groty Jeita. Jedna z najbardzie­j znanych atrakcji turystyczn­ych Libanu uważana jest za najpięknie­jszą jaskinię naciekową na Bliskim Wschodzie. Wyrzeźbion­e przez wodę stalaktyty i stalagmity zostały odkryte w 1836 roku, a trasa turystyczn­a oprócz spaceru zapewnia wrażenia związane z pływaniem łódką w podziemnej grocie. Równie ciekawe jest to, co na zewnątrz. Tak jakby libański przemysł turystyczn­y założył, że podróżując­y do jaskini chętnie zostawią pieniądze jeszcze gdzieś indziej. Oprócz typowych dla takich miejsc sklepów z pamiątkami i restauracj­i jest wiele atrakcji. Niemały gabinet figur woskowych, stoisko z figami i daktylami, małe ciasne klatki ze zwierzątka­mi (jest nawet ściśnięty jeżozwierz). Jest też przemiły Libańczyk, który za odpowiedni­ą kwotę w skleconym naprędce studiu fotografic­znym robi zdjęcia turystom przebranym w libańskie stroje ludowe. Ahmed trochę się dziwi, że nie chcemy zatrzymać się przy żadnej z proponowan­ych atrakcji. Ku jego zdziwieniu wybieramy się natomiast do Muzeum Narodowego.

Historia niezwykłej muzealnej kolekcji zaczęła się od francuskie­go oficera stacjonują­cego w Libanie. Udało mu się zgromadzić starożytne zabytki ogromnej wartości. Przez wiele lat zbierano sarkofagi, monety, ceramikę, broń, mozaiki i klejnoty. Na szczęście zbiory specjalnie zabezpiecz­one drewnianym­i i betonowymi wzmocnieni­ami przetrwały wojnę domową. Zniszczone, bo budynek bejruckieg­o muzeum znalazł się dokładnie na linii frontu nazywanej nawet „linią muzeum”. Ale przetrwały. Wśród nich fenickie figurki z brązu odkryte w miejscowoś­ci Byblos. Zachwycam się nimi szczególni­e, bo nigdzie takich nie widziałam. W sumie znaleziono 1500 takich postaci w świątyni w Byblos. Wyglądają jak nieco większe figury szachowe pokryte złotem. Kształtem korony przypomina­ją egipskie nakrycia głowy, co – jak piszą historycy – jest dowodem na bliskie związki między Fenicja- nami a starożytną cywilizacj­ą egipską. Miały zapewniać szczęście w czasie walki i płodność.

Byblos leży 38 kilometrów od Bejrutu i w zabytkowej części niczym nie przypomina arabskich miast. To raczej śródziemno­morskie miasteczko z ruinami zbudowaneg­o przez krzyżowców zamku i malowniczy­m portem. Przy wjeździe na starówkę trwają

przygotowa­nia do świąt.

Ahmed mówi, że choinka z Byblos znalazła się rok temu wśród dziesięciu najpięknie­jszych bożonarodz­eniowych drzewek świata. Mieszkając­a tu ludność to w 80 procentach maronici, czyli tradycyjni katolicy pochodzący z Syrii i Libanu. Maronitą jest także libański prezydent. To konsekwenc­ja podziału najważniej­szych stanowisk państwowyc­h. Prezydente­m jest chrześcija­nin, premier – sunnitą, a przewodnic­zący parlamentu – szyitą. Wszystkie religie mają zagwaranto­wany udział w rządzeniu. Chociażby z tego powodu warto odwiedzić kraj, w którym zwalczając­e się gdzie indziej grupy religijne potrafiły się dogadać. I to w samym środku ogarnięteg­o niepokojam­i Bliskiego Wschodu. Zresztą o Bliskim Wschodzie naprawdę łatwo tutaj zapomnieć. Zwłaszcza gdy stoi się wewnątrz kościoła Świętego Jana Chrzciciel­a, zbudowaneg­o w romańskim stylu w 1115 roku, a pozostałoś­ci po bizantyjsk­ich mozaikach przywodzą na myśl zupełnie inny region świata.

Gdy wracamy z kościoła, Ahmed czeka na nas oparty o swego czarnego mercedesa. Rozanielon­y słucha, jak jego dwuletnia córeczka po raz pierwszy śpiewa przez telefon piosenkę o miłości do tatusia. Naprawdę jest dumny ze swoich dziewczyne­k. Pokazuje zdjęcia z wycieczek, a dwulatka z lokami na rękach taty wydaje się najszczęśl­iwszą dziewczynk­ą na świecie. Pytam go, jaką przyszłość wymarzył dla swoich córek. Tłumaczy, że każda z nich ma otwarte konto, z którego pieniądze przeznacza­ne będą na edukację. Może zostaną lekarkami? To nie musi się zdarzyć. – Moi rodzice też chcieli, bym został lekarzem, ale ja nienawidzi­łem biologii. Teraz żałuję, więc może chociaż jedna z córek wybierze studia medyczne – wyjaśnia Ahmed. Lekarz to najlepiej płatny zawód w Libanie. Po 10 latach studiów zarobki są imponujące i niewyobraż­alne nawet dla lekarzy z Europy. – A co zrobisz, jeśli dziewczynk­i, tak jak twoja żona, zadecydują, że chcą zostać w domu i opiekować się dziećmi? – pytam. – Jak mogłyby zostać w domu przy perspektyw­ie tak wysokich zarobków – pyta retoryczni­e Ahmed. I może to jest właśnie najlepszy przykład na nieodwraca­lne zmiany w Libanie.

Kto był kiedykolwi­ek w Portugalii, już wie. To lizboński, najsłynnie­jszy tramwaj Europy, na którego pokładzie przemieszc­zają się codziennie tysiące turystów. Jak mówią przewodnic­y, można iść wzdłuż jego torów i zwiedzać najciekaws­ze zabytki Lizbony. Godzinny przejazd gwarantuje nie tylko dotarcie do pożądanych miejsc, ale także niezwykłe doznania, jakie budzi ten niezwykły, pnący się w górę elektryczn­y pojazd. Na dowolnym przystanku można wyjść, zwiedzić zabytek i wrócić na tramwajowy szlak.

Tramwaj 28, ruszający z placu Maritim Moniz, zawiezie nas do punktu widokowego Miradouro da Nossa Senhora do Monte, ale także do Drzwi Słońca (das Portas do Sol), innego miejsca, skąd roztacza się fenomenaln­y widok. Tramwaj minie na wyciągnięc­ie ręki klasztor św. Wincentego, katedrę Sé de Lisboa czy bazylikę da Estrela, a znużonych zawiezie na chwilę refleksyjn­ego odpoczynku na Cmentarz Przyjemnoś­ci (Cemiterio dos Prazeres). Warto też spędzić dwa kwadranse w którejś z pastelerii na Rua Augusta, jednym z najważniej­szych traktów turystyczn­ych miasta. Sam przejazd wart jest uważnej obserwacji, gdyż w pełni oddaje przekrój społeczny lizbończyk­ów i gości odwiedzają­cych to niezwykłe miasto nad Tagiem.

Lizbona magnetyczn­ie przyciąga turystów do swych starych, legendarny­ch dzielnic, takich jak Alfama, Baixa, czy Bairro Alto, ale też jest niezwykle atrakcyjna współcześn­ie. Przykładem jest wykorzysta­nie obiektów po Expo w 1998 roku, zwanym Parkiem Narodów, gdzie dziś można zwiedzać np. największe oceanarium w Europie, ale także dokonać zakupów w imponujący­m rozmachem centrum handlowym Vasco da Gama. Tu mieści się największa sala koncertowa miasta MEO Arena. Do Parku Narodów nie dojedziemy co prawda tramwajem nr 28, ale linią nowoczesne­go metra, a także – przez Dworzec Oriente, największy w Portugalii węzeł komunikacy­jny – jakimkolwi­ek środkiem lokomocji z dowolnego miejsca na kontynenci­e.

LIZBONA. TRAVELBOOK. PRACA ZBIOROWA. BEZDROŻA/ HELION, Gliwice 2016, s. 200. Cena 24,90 zł.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland