Trzy chwyty na smog (Puls Biznesu)
Jak pogodzić interesy bankrutujących kopalni, najbiedniejszych gospodarstw domowych z powszechną potrzebą poprawy jakości powietrza? Polskie rządy mało się dotychczas nad tym zastanawiały. Obecny na luksus bezczynności już sobie pozwolić nie może. Polskie powietrze bije rekordy brudu, aplikacje mobilne informują o tym cały naród, a ponadto wiszą nad nami nowe wymagania Komisji Europejskiej.
17 stycznia rząd zajmie się powietrzem na specjalnym posiedzeniu. Zapytaliśmy ekspertów, na co powinien postawić. Oto trzy wyzwania.
Wolnoamerykanka w kotłach
– Słyszała pani kiedyś o branży, która sama by się domagała norm? No to my jesteśmy taką branżą – mówi Krzysztof Trzopek, prezes Platformy Producentów Urządzeń Grzewczych na Paliwa Stałe.
Szacuje, że co roku sprzedaje się w Polsce 200 tys. sztuk kotłów na paliwa stałe, czyli głównie węgiel, poza tym na biomasę. Łącznie jest ich w kraju 3,5 mln. Producentów nie obowiązują dziś w Polsce żadne normy. Produkują to, na co jest popyt. Idealnie?
– Nie. Nasza branża zbiera cięgi za zły stan powietrza w Polsce. Dlatego już od trzech lat zgłaszamy się do różnych ministerstw z postulatami, by wprowadzić standardy jakościowe, bo to ograniczy emisje. Bez efektów – twierdzi Krzysztof Trzopek.
Dopiero niedawno Ministerstwo Rozwoju zaczęło prace nad rozporządzeniem, które takie standardy wprowadzi. Projekt zakłada, że od 2018 r. w sprzedaży będą mogły być tylko kotły piątej klasy, czyli najwyższej. Krzysztof Trzopek jest „za”, zwłaszcza że od 2020 r. będą obowiązywać Polskę podobne regulacje unijne.
Łagodniejsze podejście rekomenduje Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.
– Rozporządzenie może wepchnąć najuboższych Polaków w ubóstwo energetyczne. Rekomendujemy więc wprowadzenie ograniczenia na poziomie trzeciej klasy. To rozwiązanie pośrednie, dające ograniczenie emisji relatywnie małym kosztem – argumentuje Łukasz Horbacz.
Kocioł piątej klasy kosztuje 10 – 13 tys. zł, trzeciej 5 – 6 tys. zł, a za bezklasowy trzeba zapłacić 2 – 3 tys. zł. Węglem palą najubożsi, a najstarsze urządzenia, pozaklasowe, stanowią aż 80 proc. łącznej liczby kotłów.
– Dlatego potrzebne są dotacje, np. z NFOŚiGW – zauważa Krzysztof Trzopek.
Oto pierwsze, finansowe, wyzwanie dla rządu.
Muły i floty na cenzurowanym
W hierarchii paliw stałych, którą na poczekaniu tworzy nam Jan Krupnik, prezes Protechu, muł i flotokoncentrat ma najgorsze notowania. Gorsze są jedynie śmieci, których palenie jest prawnie zakazane (chyba że w profesjonalnej spalarni). Najlepszy jest ekogroszek, za nim kawałkowy groszek, groszek zwykły i miał.
– Muły i floty węglowe powinny zostać zakazane. To paliwa nieprzystosowane do spalania w instalacjach domowych, o niskiej kaloryczności, dużej zawartości popiołu, do tego emitujące dużo pyłu do atmosfery – twierdzi Łukasz Horbacz.
Wtóruje mu Krzysztof Trzopek, a także kilku menedżerów z branży węglowej.
– Niewiele dobrego można powiedzieć o mułach i flotach. To produkty uboczne przeróbki węgla, odpady. Nie powinny trafiać do odbiorców indywidualnych, tylko do specjalnie zaprojektowanych instalacji przemysłowych – dodaje Jarosław Zagórowski, były wieloletni prezes Jastrzębskiej Spółki Węglowej (JSW).
Są jednak dozwolone, ponadto ceną biją na głowę pozostałe typy węgla. Trudno się dziwić, że najbiedniejsi kupują. Dziwić może zaś bezczynność rządów w tym obszarze.
– Rządy nic nie robiły, by nie szkodzić górnictwu – twierdzi Krzysztof Trzopek.
Muły i floty to przychód dla kopalni, największy – według nieoficjalnych wskazań – dla JSW i Polskiej Grupy Górniczej (rzędu kilku procent przychodów). Niewykluczone, że przychód ten ograniczy jednak szykowany przez Ministerstwo Energii projekt ustawy o normach jakości dla paliw. Wczoraj ogłosiło, że w przyszłym tygodniu projekt trafi do konsultacji społecznych.
– Jeśli regulacje dotyczące kotłów narzucą normy piątej klasy, pojawi się nowy problem: czy lepszego węgla, którym powinno się palić w tego typu kotłach, jest w kraju wystarczająca ilość? – zauważa Łukasz Horbacz.
Dobry węgiel można sprowadzić z zagranicy. Węgiel z importu? Oto drugie wyzwanie dla rządu.
Z ludźmi najtrudniej
– Smog i tak czasem będzie się pojawiał. Jak w ostatnich dniach: przy mrozie, braku wiatru i braku opadów – uważa Krzysztof Karolczyk, menedżer ds. rozwoju elektrociepłowni Fortum.
O natężeniu smogu decydować będzie ludzka świadomość, najtrudniejsza – jego zdaniem – do zmiany. Przecież palenie odpadów jest zakazane, a ludzie nadal nimi palą.
– W Niemczech tego problemu nie ma. Tam polityka zarządzania odpadami ma już kilkadziesiąt lat, u nas zaledwie trzy – mówi menedżer elektrociepłowni Fortum.
– Trzeba to sprawdzać i karać. Gołym okiem widać, gdy ktoś pali śmieci, bo dym jest kolorowy, czarny, niebieskawy lub żółtawy. Do tego śmierdzi – dodaje Jan Krupnik z Protechu.
Świadomość potrzebna jest też władzom miejskim. Krzysztof Karolczyk przypomina, że kiedyś projektowano miasta tak, by miały tzw. korytarze powietrzne, a dziś nikt do tego nie przywiązuje wagi. Zmiany w transporcie miejskim i przejście, jak w miastach Europy Zachodniej, na transport elektryczny też się przyda.
– W miastach efekty daje też doprowadzenie do kamienic sieci centralnego ogrzewania. W przypadku domów wolno stojących, do których doprowadzanie sieci może być nieopłacalne, rekomendowanym rozwiązaniem może być ogrzewanie gazowe – uważa Krzysztof Karolczyk.
Podobnego zdania jest Sylwester Śmigiel, prezes Gaspolu, dystrybutora m.in. gazu w butlach i autogazu.
– Od dawna podnosimy temat smogu i prowadzimy akcje społeczne. Do ogrzewania domów najlepsze jest ciepło systemowe, a jeśli nie da się go doprowadzić, to ogrzewanie gazowe. Wbrew powszechnej opinii, nie jest to rozwiązanie znacznie droższe od węgla, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę kwestie zdrowia i środowiska – mówi Sylwester Śmigiel.
Świadomość ekologiczna sprzyja konkurentom węglowych pieców, co będzie trzecim wyzwaniem dla rządu.