Uratowali lisa przymarzniętego do asfaltu
– Siedział na drodze, łapki miał przymarznięte do asfaltu. Musieliśmy mu pomóc – opowiada Michał Mazur, który uratował lisa. O sprawie zrobiło się głośno w sieci, w ciągu kilku godzin o Michale i jego kolegach usłyszało już 600 tys. osób.
– Nie jestem idiotą, wiem, że dzikie zwierzę może być niebezpieczne i może zarazić wścieklizną. Ale po prostu nie mogliśmy z kolegami go tak zostawić – mówi Michał Mazur. A było tak. W nocy z poniedziałku na wtorek jechał ulicą Szczecińską w Łodzi. Wtedy zobaczył liska siedzącego na środku jezdni.
– Kiedy dzikie zwierzę nie ucieka przed człowiekiem, to znak, że jest z nim coś nie tak. Po chwili już wiedzieliśmy, że łapki liska przymarzły do asfaltu i dlatego nie mógł uciec – opowiada. Michał Mazur i jego dwaj koledzy włożyli rękawice i poszli ratować zwierzę. Położyli na nim koc. Po chwili lis ugrzał się na tyle, że jego łapki można było odkleić od asfaltu. Akcję nagrali telefonem komórkowym.
Mężczyźni przewieźli przemarzniętego lisa do całodobowej kliniki weterynaryjnej w Konstantynowie Łódzkim. – Zwierzę było w stanie skrajnego wychłodzenia. Lis był otumaniony, niemal się nie ruszał – mówi Tomasz Sobieraj, kierownik kliniki. Następnego dnia lis był już w dużo lepszej formie. – We wtorek rano został przetransportowany do Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Pabianicach – informują nas pracownicy konstantynowskiej kliniki. W Pabianicach lis przechodzi kwarantannę. Przez 21 dni będzie obserwowany. – Chcemy upewnić się, czy zwierzę nie choruje na wściekliznę – słyszymy w inspektoracie.
Dorota Sumińska, weterynarz z Warszawy, podkreśla, że dzikim zwierzętom trzeba pomagać, ale trzeba robić to umiejętnie. – Dla własnego bezpieczeństwa musimy robić wszystko, żeby nas zwierzę nie ugryzło ani nie podrapało. Dobrze jest mieć ze sobą gruby koc, który będzie nas chronił – informuje. Dodaje, że do potrzebującego lisa najlepiej podchodzić w dwie osoby. – Tylko ktoś wykwalifikowany poradzi sobie w pojedynkę z tak zwinnym zwierzęciem – wyjaśnia.
Historia uratowanego lisa została zamieszczona w mediach społecznościowych. W ciągu dwóch dni post widziało już ponad 600 tys. internautów. Na Michała Mazura i jego kolegów wylała się fala pochwał. – To na pewno bardzo miłe. Jesteśmy jednak mocno zaskoczeni całym zamieszaniem – uśmiecha się Mazur.