„Wspólnota” wyklucza
Piotr, mężczyzna po czterdziestce, jest historykiem sztuki. Przeszedł cztery zawały i jeden udar mózgu. Porusza się na wózku inwalidzkim, ale ręcznym. Na każdym podjeździe go zatyka. W kamienicy w centrum stolicy rozpoczęto remont. Trzeba było zdemontować podjazd dla wózków, więc budowlańcy zrobili inny, prowizoryczny. Wspólnota mieszkaniowa kazała go jednak zdemontować. Nie lubią Piotra. Twierdzą, że jest „zbieraczem”, że w domu ma graciarnię. Mieszkanie, które zajmuje wraz z niedowidzącą matką, ma 22 metry kwadratowe. Pokój 13 metrów. I rzeczywiście trudno się w nim poruszać. Piotr poprosił więc o możliwość wynajęcia suszarni, żeby mieć gdzie trzymać wózek i inne rzeczy, tak aby rozluźnić tłok w pokoju. Bez rezultatu. Pożałowano mu pomieszczenia o powierzchni 3,5 metra kwadratowego. Trzyma więc te rzeczy „nielegalnie”. Wspólnota grozi, że wyrzuci je (wraz z wózkiem) na śmietnik. Na rozpatrzenie podania o suszarnię czeka już 9 miesięcy.
Teraz niepełnosprawny lokator oczekuje na wózek elektryczny, co zwolni niedołężną matkę z konieczności pchania go wszędzie tam, gdzie sam nie daje rady podjechać. Na ten wózek nie ma jednak miejsca. Walczy więc o piwnicę, ale piwnica, która „należy” do jego mieszkania, nie ma ściany. Każdy może sobie z niej wziąć, co zechce. Wspólnota traktuje go jak osobę kontrowersyjną, jak pieniacza, bo śmie się upominać o traktowanie choćby nie gorsze niż innych lokatorów. A przecież osobie w jego stanie zdrowia należy się coś więcej niż „równe prawa”. Słabszym i chorym trzeba pomagać, a nie tylko ich dyskryminować. Dzwonię do wspólnoty z prośbą o spotkanie, mediacje. Mają oddzwonić. Czekam na to już od kilku dni. Cisza.
W tych dniach zmarł Zygmunt Bauman. Pisał o tym, że aby kogoś skrzywdzić, najpierw się go oczernia, pozbawiając jego życie wszelkiej wartości. Tak dziś silni i zdrowi postępują ze słabymi i chorymi. Historyka sztuki, który gromadzi pamiątki kultury materialnej, współpracuje z muzeami i galeriami nazywa się „śmieciarzem”, zbieraczem po to tylko, żeby mu w żadnej życiowej dla niego sprawie nie ustąpić. Nie wiem, po co ludzie niesłusznie określający się jako „wspólnota” mieszkaniowa to robią. To bezsensowne okrucieństwo. Jeżeli w wyniku doznanego stresu i upokorzeń człowiek umrze, będą winni, ale oczywiście włos z głowy im za to nie spadnie.