Katarzyna Nosowska
py, bo przecież piosenkarka ma dopiero 45 lat. Gdzież jej do blisko 60-letniej Madonny czy 70-letnich Stonesów, którzy trzymają się wciąż mocno i niezmiennie koncertują. Minęły czasy, kiedy uważano, że po trzydziestce nie wypada grać rocka.
Chociaż w przypadku Hey ćwierć wieku na scenie muzycznej to też szmat czasu. A wydaje się, że tak niedawno usłyszeliśmy po raz pierwszy „Moją i twoją nadzieję” czy legendarnego „Teksańskiego”... Pierwszego utworu, niestety, nie było w programie. Szkoda, bo jest chyba najbardziej z Hey kojarzony i publiczność w Wytwórni zapewne na niego czekała. Na szczęście ten drugi się odliczył. Też blisko z Hey związany. Nosowska twierdzi, że nawet bardziej. Porównała go do rozbisurmanionego wyrostka, traktującego z góry młodsze kawałki. „«Teksański» to jest nasza najbardziej popularna piosenka – oznajmiła. – Trzyma się jak skała. Trzyma się rękoma i nogami swojej kariery. Ma kupę hajsu. Jest okropny. Czuje się mistrzem świata”.
Mimo że Nosowska próbowała słuchaczy w ten sposób zniechęcić do piosenki, publiczność – domyślając się, że ten właśnie utwór jest w planie – biła brawa coraz mocniej. Działo się to już podczas bisu, ale cóż było robić? Nosowska musiała utwór zaśpiewać. „Lubicie go nadal? – zapytała, zanim zespół zaczął grać. – No to proszę!”.
A przecież „Teksański” to piosenka o niemocy twórczej. Opowiada o tym, jak autorka, nie mogąc napisać tekstu, postanawia dać wolną rękę w doborze słów słuchaczom. Jak to czasami dziwne utwory stają się hitami! Niekiedy ku zaskoczeniu twórców. I to był prawie koniec. „Dzisiaj jest sobota, więc pewnie macie jakieś plany!” – wykrzyknęła kokieteryjnie wokalistka, po czym zespół zaintonował na finał „Mukę”.