Przeczytane
SZCZĘŚLIWY-NIESZCZĘŚLIWY Wygrana w Lotto to jedno z najpowszechniejszych ludzkich marzeń. Wierzymy, że wraz z nią wszystko się odmieni. Oczywiście na lepsze. Pan Stanisław nie był wyjątkiem. Wysyłał kupony, czekał na szczęście. No i pewnego dnia los się do niego uśmiechnął. Trafił „szóstkę”. Zdarzyło się to wiele lat temu. Ile wygrał? Nie chce ujawnić, ale mówi o wielkich pieniądzach. Wraz z nimi przyszła refleksja – jak dalej żyć? Mieszkał z żoną w małej mieścinie, w której nic się nie ukryje, a już na pewno nie nagłe duże wydatki sąsiada, który do tej pory groszem nie śmierdział. A on właśnie chciał swoje szczęście zataić, żeby nie musiał odmawiać pomocy każdemu, kto się do niego zgłosi. Chętnych mogłoby być zbyt wielu. Nie czuł się na siłach słuchać próśb o sfinansowanie leków, chleba czy pokrycie długów. Postanowił więc trzymać wygraną w tajemnicy. Ale jeśli nie wydawać, to co z nią robić? – Nie było łatwo, bo to nie były jeszcze czasy prawników, doradców finansowych czy inwestycyjnych. Po prostu dostałem pieniądze i musiałem sobie poradzić. Dla niektórych brzmi to jak żart, a to była cholernie trudna sprawa. Szybko okazało się jednak, że problem z nadmiarem gotówki jest zaledwie skromnym początkiem przyszłej gehenny. Łaskawy los zrobił woltę i tym razem postanowił panu Stanisławowi dopiec. Żona zaczęła się źle czuć i choć lekarze twierdzili, że to tylko przemęczenie, zrobiła badania. Wykryto stwardnienie rozsiane. – Wszystko się rozsypało. Nie wiedziałem, co to za choroba, jak się ją leczy, czy cokolwiek można zrobić. W głowie miałem tylko jedno: nie mówić nikomu o wygranej, wszystko wydać na leczenie żony, przecież na pewno uda się to zwalczyć. Pojechali na leczenie do Berlina, tłumacząc znajomym, że jadą do pracy. Dwa lata później żona zmarła, a on został zupełnie sam. Nie miał rodziny. Zerwał wszystkie kontakty w kraju. Pochłonięty kuracją żony nie nawiązał nowych przyjaźni. – Wyjechałem jeszcze dalej od Polski, dziś prowadzę niewielki lokalny interes. Trzy razy próbowałem targnąć się na życie, ale gdzieś tam cały czas czuję, że to grzech, choć Boga w sercu chyba już nie mam. Wciąż bogaty pan Stanisław próbuje dojść do siebie z pomocą psychologa. Zapytany czy cieszy go chociaż fakt, że ma pieniądze, odpowiada: – Nie. Bez nich faktycznie już bym nie żył i miałbym spokój.
Na podst.: Agata Połajewska. Czy wielkie wygrane uszczęśliwiają?
Gazeta.pl Wybrała i oprac.: E.W.