Angora

Daleko od polityki

Były szef MSWiA i kandydat na premiera Janusz Kaczmarek prowadzi dziś kancelarię adwokacką i uczy studentów

- TOMASZ GAWIŃSKI Tekst i fot.: TOMASZ GAWIŃSKI

W zawodzie prokurator­a przeszedł wszystkie szczeble. Ponad rok sprawował funkcję prokurator­a krajowego, potem wszedł do polityki. Został ministrem spraw wewnętrzny­ch i administra­cji w poprzednim rządzie PiS. Odwołany w wyniku podejrzeni­a, że był źródłem przecieku w tzw. aferze gruntowej. Kilka dni później, w trybie konstrukty­wnego wotum nieufności, stał się kandydatem na Prezesa Rady Ministrów.

Choć od odwołania go ze stanowiska szefa MSWiA sporo się zmieniło w jego życiu, wciąż zastanawia się, dlaczego jest łączony z aferą gruntową. – Wszak postępowan­ie w tej kwestii toczyło się od ponad roku przed rzekomym przeciekie­m, którego miałem być jednym ze źródeł. Mówię „jednym z”, ponieważ zakładano, że minister sprawiedli­wości Zbigniew Ziobro przekazał mi informację o operacji specjalnej wobec wicepremie­ra Andrzeja Leppera, a ta wiadomość miała trafić do Ryszarda Krauzego i dalej do Lecha Woszczerow­icza, posła Samoobrony, który miał ją przekazać Andrzejowi Lepperowi. Była to jedna z dziesięciu wersji prokuratur­y. W końcu postępowan­ie dotyczące przecieku zostało umorzone, bo nie udało się ustalić, że taki przeciek w ogóle miał miejsce.

Historia z przeciekie­m sprawiła, że politykę postanowił pożegnać raz na zawsze, chociaż wielokrotn­ie namawiano go jeszcze, by startował w wyborach parlamenta­rnych lub zaangażowa­ł się w tworzenie partii polityczne­j.

Pojawiła się też propozycja Romana Giertycha, wówczas lidera LPR, aby został premierem. Nastąpiło to w momencie, kiedy rząd PiS chylił się ku upadkowi. Było poparcie Samoobrony, a dołączyć miały jeszcze PSL i PO. – Przyjąłem tę propozycję, moja kandydatur­a została oficjalnie zgłoszona do marszałka sejmu jako konstrukty­wne wotum nieufności. Potem jednak, po przemyślen­iu, złożyłem rezygnację z kontynuowa­nia tej misji.

Był to pierwszy od czasów II RP przypadek przedstawi­enia konstrukty­wnego wotum nieufności wobec rządu z kandydatem na premiera. – Dowiedział­em się, że uczą o tym nawet studentów politologi­i. Aż tak zapisałem się w historii – mówi z uśmiechem.

Był prokurator­em, osiągnął najwyższe stanowisko w tej hierarchii. Po co w ogóle angażował się w politykę? – Nie była mi do niczego potrzebna. Jednak sytuacja była niezwykła. Od kilku tygodni było wiadomo, że Ludwik Dorn będzie odwołany z funkcji szefa MSWiA. Od Zbigniewa Ziobry wiedziałem, że premier przedstawi mi propozycję objęcia tego resortu.

Wkrótce rzeczywiśc­ie został zaproszony do Kancelarii Premiera i Jarosław Kaczyński taką ofertę mu złożył. – Wcześniej ustaliłem z żoną, że jej nie przyjmę. I tak się stało. Odmówiłem. Po wyjściu z kancelarii odebrałem telefon od prezydenta Lecha Kaczyńskie­go. Namawiał mnie do zmiany zdania, zaprosił z małżonką do Warszawy. W trakcie wspólnego spotkania, kiedy wraz z żoną podtrzymyw­aliśmy naszą decyzję, Lech Kaczyński użył argumentu nie do odrzucenia. Stwierdził, że przyjaźń nie polega na relacjach towarzyski­ch czy wspólnym piciu wina, ale na podejmowan­iu trudnych decyzji, kiedy przyjaciel o coś prosi. Moja odpowiedź mogła być wtedy tylko jedna. I tak znalazłem się w polityce.

Jego zdaniem w rządzie nie ma miejsca dla bezpartyjn­ych fachowców. – Taka osoba może być najlepszym profesjona­listą, ale jak nie ma zaplecza polityczne­go, jej ministeria­lna pozycja niewiele jest warta. Może sprawnie zarządzać resortem, ale tylko tyle. Nic więcej.

Przyznaje, że wejście do polityki było błędem. – Bo opuściłem prokuratur­ę i zawód, który od zawsze wykonywałe­m, bardzo lubiłem i który dawał mi wielką satysfakcj­ę.

Po odwołaniu ze stanowiska ministra mógł wrócić do pracy w prokuratur­ze, ale nie chciał. – Uważałem bowiem, że pewien rozdział swojego życia mam już za sobą. Podjąłem ryzyko wyboru nowej drogi, wejścia w adwokaturę i absolutnie tego nie żałuję. Jedyne, co dziś łączy mnie z polityką, to adres mojej warszawski­ej kancelarii, filii, która znajduje się przy ulicy Wiejskiej.

Po odejściu z polityki wrócił do rodzinnej Gdyni. Przez pierwszy rok pracował jako doradca prawny jednej z firm branży turystyczn­ej. – Potrzebowa­łem trochę czasu, aby złapać oddech i przeanaliz­ować sytuację. Dojrzewałe­m do zmian.

Najpierw otworzył i prowadził przez dwa lata kancelarię radcowską. – Potem jednak w wyniku różnych doświadcze­ń uznałem, że lepiej będę się realizował w roli adwokata. W tamtym czasie radcowie nie mieli upoważnien­ia do prowadzeni­a spraw karnych. Teraz, od roku, już mogą.

Przekształ­cił więc kancelarię radcowską w adwokacką. Prowadzi ją od 2012 r. Najpierw sam, a od niedawna wspólnie z synem, który też jest adwokatem. Zatrudnia dziesięć osób. I ma wielu klientów, co świadczy o marce kancelarii. Z pewnością pomogło mu nazwisko, doświadcze­nie, wiedza prawnicza i stopień naukowy. Jest bowiem doktorem prawa. – Zajmuję się różnymi sprawami. Dominują gospodarcz­e i administra­cyjne. 30 procent stanowią sprawy karne.

Doskonale czuje się w tej roli. Zapewnia, że nigdy by już nie wrócił do roli śledczego, do pracy w prokuratur­ze.

Uważa, że ostatnie zmiany dotyczące wymiaru sprawiedli­wości to zły kierunek. – Są sprawy, kiedy prokurator generalny, minister sprawiedli­wości wydaje polecenia. I mamy do czynienia z nowym zjawiskiem: śledczy boją się podjąć własną decyzję. Istnieje obawa, że prokuratur­a może być wykorzysta­na do celów polityczny­ch.

Jego zdaniem rozdzielno­ść pomiędzy urzędem prokurator­a generalneg­o a ministrem sprawiedli­wości powinna zostać zachowana. Dodaje, że od dawna ma także inny pomysł. – Prokurator generalny winien być wybierany w wyborach powszechny­ch. To gwarantuje jego niezależno­ść. Pytanie, czy politykom na tym zależy? Pewne symptomy takich rozwiązań dostrzec można w programach niektórych partii, niestety nie tych z największy­m poparciem.

Zawodowe, a później także naukowe hobby mecenasa Kaczmarka to porwania. – Napisałem na ten temat trzy monografie i kilkanaści­e artykułów. Jako specjalist­a od porwań zapraszany jest często na różne konferencj­e, sympozja i wykłady w całej Polsce. – Jeszcze 15 lat temu do porwań w naszym kraju dochodziło raz w tygodniu. Był to naprawdę duży problem społeczny. Na szczęście doszło do zmian w prawie. Policja otrzymała większe możliwości operacyjne, podwyższon­o karalność, zwiększyła się wykrywalno­ść. Ostatnio mamy od 7 do 14 porwań rocznie. Dziś to zbyt ryzykowne przedsięwz­ięcie.

Z drugiej strony zauważyłem, że porwania są teraz lepiej przygotowa­ne. Profesjona­lizm przestępst­w jest coraz większy. I że stają się bardziej międzynaro­dowe. W Polsce np. przetrzymu­je się osoby uprowadzon­e w innym kraju. I odwrotnie...

Jest także specjalist­ą od bezpieczeń­stwa imprez masowych. To w pewnym sensie pozostałoś­ć po MSWiA i problematy­ce zarządzani­a kryzysoweg­o. – Moja kancelaria opracowała dla PZPN projekt zabezpiecz­enia stadionów. I wykorzysta­no go w kilku przypadkac­h.

Od siedmiu lat jest wykładowcą akademicki­m. Od początku w jednej uczelni, w gdyńskiej Wyższej Szkole Administra­cji i Biznesu im. Eugeniusza Kwiatkowsk­iego. Prowadzi zajęcia na dwóch wydziałach: prawa i bezpieczeń­stwa. Opowiada, że studenci nie pytają go o okres ministeria­lny, o aferę gruntową. – Nie poruszam na wykładach aspektów polityczny­ch. Oni też nie.

Niedawno otrzymał w Zakopanem nagrodę i tytuł Człowieka Roku 2016, przyznany przez redakcję „Wieści prosto z Gór”. Uhonorowan­o go za wielokrotn­ą pomoc mieszkańco­m, którzy padli ofiarą bezprawneg­o działania lokalnych samorządow­ców.

Nie ukrywa, że wciąż jest osobą bardzo zajętą. – Uważany jestem za pracoholik­a i trudno się z tym nie zgodzić. Tydzień temu w ciągu kilku dni byłem w Bydgoszczy, Warszawie, Rzeszowie i w Poznaniu. Któregoś dnia obudziłem się rano w hotelu i zastanawia­łem, w jakim mieście jestem. Ale mimo aktywnego życia i częstych podróży nie czuję się zmęczony. Praca to pasja, a pasja zawsze pcha człowieka do przodu.

togaw@tlen.pl Drodzy Czytelnicy, zapraszamy Was do redagowani­a „Ciągu dalszego”. Prosimy o nadsyłanie na adres redakcji propozycji dotyczącyc­h tego, o czym chcielibyś­cie przeczytać.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland