12-latek utonął w basenie na zimowisku
Jedziemy przez zaśnieżone pustkowie. Do granicy państwa jest tylko kilka kilometrów. Od dłuższego czasu nie napotkaliśmy żadnej miejscowości. Wreszcie wśród mgły, o zmierzchu majaczą jakieś zabudowania. Okazuje się, że te trzy chałupy to ośrodek dla bezdomnych matek z dziećmi. Przed jedną z nich stoi Justyna. To ona napisała, że potrzebuje mleka w proszku i pieluszek dla rocznej Karoliny i maleńkiej Emilki.
Pan kierownik siedzi za biurkiem pokrytym łapkami na myszy. „Na wsi tak jest” – tłumaczy, odpowiadając na moje spojrzenie. A na jego twarzy widać odprężenie. Nie wiedział, kto przyjedzie po jego podopiecznych. Widząc mnie, czuje ulgę. Justyna i Michał tułają się od lat po ośrodkach. Ona ofiara przemocy, on sierota, po śmierci matki zastępczej znalazł się na bruku.
W tym Markocie na końcu świata znaleźli się kilka miesięcy temu. Dziewczyna ma orzeczoną niepełnosprawność intelektualną, ale robi wrażenie bystrej. Jest bardzo nerwowa. Wymaga stałej pomocy psychologa, a tu do najbliższego sklepu trzy i pół kilometra, a jedyny samochód ma zepsute ogrzewanie. Pod ścianami jak cienie przemykają pensjonariusze – ludzie starsi, kobiety i mężczyźni o twarzach bez wyrazu. Dla wielu z nich to przystanek końcowy nie bardzo udanego życia.
Ale młodzi rodzice zasługują na szansę. Bierzemy ich więc do Warszawy, gdzie na razie zamieszkają w Domu dla Bezdomnych na Woli, którym opiekuje się Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej. Szukamy jednak mieszkania i pracy dla Michała, bo siedząc po ośrodkach od pięciu lat, nie miał szans na jej podjęcie. Regulaminy takich miejsc uniemożliwiają usamodzielnienie się. Operatorzy takich miejsc każą się tłumaczyć z każdego wyjścia i przyjścia, zmuszają do pracy na rzecz ośrodka, odbierają pieniądze potrzebne na podjęcie samodzielnej egzystencji. U nas każdy wychodzi i przychodzi kiedy chce. Płacą tylko za to, co widzą na rachunkach za prąd itp. Michał po kilku dniach już znalazł pracę. Na prośbę Justyny umówiliśmy go na wizytę u terapeuty uzależnień. Diagnoza cieszy. Nie jest uzależniony od alkoholu.
Teraz Kancelaria wynajmie tzw. mieszkanie treningowe, w którym rodzina będzie czekać na przyznanie lokalu socjalnego. W myśl zasady „najpierw mieszkanie”.
Tragedia na basenie przy ul. Olimpijskiej w Wiśle. 12-letni chłopiec z powiatu zgierskiego wypoczywający w Beskidach podczas ferii zimowych utonął na pływalni w ośrodku sportowym. Jego kolega, który również znalazł się pod wodą, został przewieziony do szpitala w Bielsku-Białej. Jest w śpiączce farmakologicznej. Gdzie był ratownik? Według ustaleń policji obaj chłopcy zostali wyciągnięci na brzeg przez innych gości basenu. Prokuratura już ustaliła, że w momencie wypadku w obiekcie nie było ratownika.
Do tragicznego zdarzenia doszło we wtorek 17 stycznia około godziny 15 na basenie ośrodka Start w Wiśle. Dziewiętnaścioro nastolatków z powiatu zgierskiego (województwo łódzkie) przebywało na pływalni z dwoma opiekunami. Podczas kąpieli zauważono, że dwóch chłopców znajduje się pod powierzchnią wody, na dnie basenu. Momentalnie rozpoczęto akcję ratowniczą, a po wyciągnięciu nastolatków z wody została przeprowadzona reanimacja. Wstępne ustalenia policjantów stwierdzają, że w momencie wypadku ratownika nie było bezpośrednio przy lustrze wody pływalni. Zarząd ośrodka Start w Wiśle poinformował nas, że grupa dzieci zakupiła pobyt na basenie i dostosowała się do regulaminu ośrodka. Mówi on, że do grupy powyżej 15 osób wymaganych jest dwóch opiekunów i to oni ponoszą odpowiedzialność za bezpieczeństwo grupy.
– Na basenie nie ma kamer, zatem wszystkie okoliczności muszą być wyjaśnione poprzez rozmowy
Niewielka uliczka przy siedzibie Radia Łódź od 18 stycznia nosi imię Henryka Debicha. Znany kompozytor od 1950 roku był dyrygentem i kierownikiem artystycznym Orkiestry Rozrywkowej Polskiego Radia i Telewizji w Łodzi.
Henryk Debich był związany z łódzką rozgłośnią przez 40 lat. Na odsłonięciu tablicy pamiątkowej obecny był brat dyrygenta, Bernard Debich, który w towarzystwie prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej zerwał wstęgę z tabliczki nowej ulicy. W przemówieniu podkreślał, że jest wzruszony inicjatywą Radia Łódź, które w ten sposób postanowiło uczcić pamięć jego brata. ze świadkami – dowiadujemy się w ośrodku Start. Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że być może już dzisiaj rozpoczną się przesłuchania w obecności psychologa koleżanek i kolegów zmarłego dziecka, którzy widzieli, co zaszło na basenie. Rafał Domagała z cieszyńskiej policji przyznaje, że na miejscu był ratownik. – Obecnie ustalamy, czy ta osoba posiadała wszystkie uprawnienia do wykonywania zawodu, a przede wszystkim to, gdzie był w czasie wypadku – mówi Domagała.
Gdzie był ratownik?
– Ustaliliśmy, że w momencie wypadku ratownika nie było przy wodzie. Chłopcy zostali wyciągnięci przez innych ludzi, dopiero potem pojawił się ratownik i rozpoczęła się kilkudziesięciominutowa reanimacja – mówi Rafał Domagała, rzecznik policji w KMP Cieszyn. – Według mojej wiedzy, w momencie wypadku ratownika w ogóle nie było w obiekcie. Przebywała natomiast osoba pełniąca funkcję pomocnika ratownika – dowiedzieliśmy się w Prokuraturze Rejonowej w Cieszynie.
Chłopców wyciągali z wody koledzy
– Wszystko było zgodnie z regulaminem, zawiódł czynnik ludzki – mówi kierownik ośrodka. – Z tego, co się dowiedziałem od świadków, chłopców z wody wyciągnęli ich koledzy. Zaczęli krzyczeć: Pomocy! Ratownik! Gdzie jest ratownik!!! Krzyczała też opiekunka, która towarzyszyła chłopcom. Dopiero po jakimś czasie ratownik pojawił się na miejscu – mówi Cezary Piotrowski, kierownik zimowiska.
Na miejsce wezwano pogotowie ratunkowe. Mimo wysiłku ratowników jednego z chłopców nie udało się uratować. Drugiego przewieziono do szpitala w Bielsku-Białej. Jego stan lekarze określili jako ciężki. W środę od rana trwają przesłuchania uczestników feralnego pobytu na basenie. Dopiero po zakończeniu tych czynności policja będzie miała pełny obraz sytuacji. We wtorek na miejscu zdarzenia śledczy pod nadzorem prokuratora przeprowadzali oględziny. Okoliczności tego tragicznego zdarzenia bada policja pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Cieszynie. – Przywieziono nam pacjenta bez oddechu i bez tętna. Pacjent jest teraz w śpiączce farmakologicznej. Jego stan jest stabilny – mówił Ryszard Odrzywołek, dyrektor szpitala w Bielsku-Białej. Współpraca: Andrzej Drobik