Nie boję się nowych wyzwań
Rozmowa z ALICJĄ WĘGORZEWSKĄ, śpiewaczką pełniącą obowiązki dyrektora Warszawskiej Opery Kameralnej
– Udało się pani zmienić przyzwyczajenia widzów?
– Udało mi się przyzwyczaić widzów do przychodzenia do teatru na konkretne wydarzenia. Zmieniłam markę i logo, które przygotował Rafał Olbiński, zmieniłam skróconą nazwę teatru na MTeatr. Nawiązałam współpracę z Wyższą Szkołą Artystyczną, której spektakularny pokaz kostiumów odbył się na balu w Operze Drezdeńskiej.
– Mazowiecki Teatr Muzyczny nie miał stałej sceny. W jaki sposób zamierzała pani realizować swój program?
– Wciąż napotykałam trudności, ale starałam się o scenę dla tego teatru. Taką scenę kameralną mieliśmy na Bielanach. Zaczynaliśmy gościć w Studiu S-1 Polskiego Radia, w Filharmonii Narodowej, w Teatrze Palladium, Centralnej Bibliotece Rolniczej lub nawet w hali Opery w Szczecinie, gdzie dwukrotnie wystawialiśmy musical „Fame”.
– Wymyśliła pani „Bitwy tenorów” na róże, a przecież mogła być bitwa sopranów na tulipany, mezzosopranów na goździki lub rzadkich u nas kontratenorów na gladiole?
– Słowo „bitwa” zostało z programu telewizyjnego „Bitwa na głosy”, w którym byłam jurorem. Kiedy rozmawiałam z TVP2 o promocji Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy, wymyśliłam koncert, który oddałby hołd wielkiemu Polakowi. Odbył się 15 sierpnia w rocznicę śmierci Jana Kiepury. Pomysł na „Bitwę kontratenorów” chodzi mi po głowie, mamy w planach koncert trzech kontratenorów w ramach Warszawskiej Opery Kameralnej.
– Czy wśród współczesnych tenorów znalazła pani kogoś, kto byłby porównywany do genialnego Kiepury?
– Ciągle zawzięcie szukam. Zwycięzcy „Bitwy tenorów” zbliżają się do tego ideału, gdyż konkurują w zakresie arii operowych, duetu z diwami, zmagają się z kantyleną pieśni neapolitańskich, ale to już publiczność musi ocenić, czy któryś z nich jest najbliżej Jana Kiepury. To publiczności dajemy róże, żeby mogła zagłosować na swojego idola. Kiepura był artystą bardzo wszechstronnym, nie tylko śpiewakiem, ale gwiazdą filmu, celebrytą, aktorem i osobowością medialną.
– Czemu zawdzięczał swoją sławę i pozycję?
– Niezwykłej wręcz charyzmie, która porywała tłumy. Kiedy przebywał w Polsce, tłumy gromadziły się nie tylko pod balkonem hotelu Bristol, także na placach, gdzie potrafił wejść na samochód i śpiewać. Te same tłumy odprowadzały go na pogrzebie. Czyli taki sam aplauz miał od swojej publiczności za życia i po śmierci.
– Jaką pozycję miałby w dzisiejszych czasach?
– Byłby polskim tenorem porównywanym sławą ze wspaniałymi trzema tenorami, którzy mieli odwagę, żeby przejść na drugą stronę lustra i puścić oko do publiczności i powiedzieć: „Możemy dla was zaśpiewać, ale także zażartować, stanąć koło siebie i śpiewać razem”. Jestem przekonana, że Kiepura byłby dzisiaj najbardziej uwielbianym i najsławniejszym polskim tenorem.
– Śpiewacy operowi są idolami kultury masowej?
– Bywają, Cecilia Bartoli czy Anna Netrebko pojawiają się na okładkach kolorowych magazynów, reklamują luksusową biżuterię, kosmetyki, zegarki, są postrzegane jako idole popkultury. W Polsce to nie funkcjonuje.
– Powiedziała pani, że w dawnych czasach tylko opera była popem. Faktycznie tak było?
– Tak. Mozart komponował na zamówienie cesarza i była to muzyka rozrywkowa. Arie rozwijały się i powtarzały da capo, żeby w międzyczasie można było porozmawiać, wypić szampana, pograć w karty. Jako pierwszy Wagner uczynił operę świątynią sztuki, zgasił światło na widowni