W kleszczach żywiołów Włochy
Trzęsienie ziemi, lawiny, śnieżyce
Reporter Sky wkrótce potwierdził, że ma przed sobą apokaliptyczny pejzaż: ledwo wystające spod śniegu ruiny hotelu pośród − rozrzuconych jak zapałki − monumentalnych dębów ostrolistnych, buków i jodeł. Drzewa zwykle stanowią naturalną ochronę przed osuwającymi się z gór masami śniegu, jednak tym razem lawina wyrwała pnie z korzeniami i ruszyła hotel z posad, przesuwając go – jak podała La Repubblica − o ok. 10 metrów i powodując oberwanie się dachu. Spadła z wysokości 2400 metrów w wyniku wstrząsów sejsmicznych. Całodzienne wstrząsy dodatkowo przeraziły i tak już strwożonych atakiem zimy gości, a właściwie zakładników Rigopiano. Otóż wszy- bez przerwy płakał, bo w hallu hotelu zostali jego żona, 6-letnia córka i 8-letni syn. Bezskutecznie starał się powiadomić policję, w końcu dodzwonił się do swojego pracodawcy. Podobno – trwa wyjaśnianie tego aspektu − alarm wszczęty przez pracodawcę kucharza ok. godz. 17.30 nie został od początku potraktowany z należytą powagą. Do sobotniego popołudnia wydobyto z ruin przesuniętego o 10 metrów hotelu zwłoki pięciu osób oraz dziewięcioro żywych. Pozostałych mieszkańców hotelu uznaje się za zaginionych.
Tragedia w hotelu Rigopiano stała się nowym manifestem bezradności człowieka wobec natury. Hotel prowadzony przez spółkę Gran Sasso Resort był usytuowany 1200 metrów n.p.m., dziewięć kilometrów od miasteczka Farindola, godzinę drogi od Pescary i L’Aquili. Trzy piętra, 43 pokoje z oryginalnymi kutymi łożami, całoroczny co cztery minuty. Jak podaje Il Secolo XIX, jest to „jedno i to samo trzęsienie ziemi, które spowodowało 299 ofiar w ludziach i ogromne zniszczenia materialne w sierpniu i październiku”. Tym razem sparaliżowało także stolicę Włoch. Nowość polegała na tym, iż w krótkim czasie doszło do intensywnej serii drgań: 5,1; 5,5 i 5,3, a po 3 godzinach znowu 5,1. Sekwencję przedzielały ruchy o mniejszych magnitudach. Epicentra zlokalizowano w (unicestwionym przez trzęsienie ziemi w 1703 roku) Montereale w Abruzji oraz w Amatrice na terytorium Lacjum.
W Rzymie przestała kursować kolej, ewakuowano linie metra, muzea, urzędy oraz szkoły. Uczniowie, nawet trzylatki, musieli wdrożyć wielokrotnie przećwiczoną w tym roku szkolnym procedurę. Porzucić plecaki i zgromadzić się na dziedzińcu. Chociaż po pierwszym wstrząsie o godz. 10.25 próbowano dalej prowadzić zajęcia, to po drugim, który mocno rozkołysał Wieczne Miasto, wybuchła panika. W niektórych dzielnicach nie było prądu, a co za tym idzie, łączności stacjonarnej, tymczasem ze szkół nadchodziły ponaglenia, żeby pilnie, w ciągu kwadransa, odbierać dzieci stłoczone na przyszkolnych placach (mało która placówka dysponuje boiskiem). Komu udało się dojechać, zabierał ze sobą całą gromadkę. „Uciekajcie na trawniki w parku”, „ W mieszkaniu przysuńcie stół do ściany nośnej i wejdźcie pod niego”, „Pod żadnym pozorem nie korzystajcie z wind i schodów” – takie wiadomości rozsyłali sobie rzymianie. Ponawiają się wstrząsy o magnitudzie powyżej 2, tworzące niekończący się łańcuch, o czym zapewnia Gianluca Valensise z Narodowego Instytutu Geofizyki i Wulkanologii. Śnieg nie przestaje padać, pogrążając kolejne miejscowości w niebycie. W Abruzji 90 tysięcy osób nie ma prądu, liczne wsie i miasteczka są odcięte od świata, a ich rezydentom kończą się zapasy żywności i opału. Bydło próbuje powrócić do zagród, lecz są przypadki, że całe trzody zamarzły. Inwentarza w obejściach nie ma jak nakarmić, bo zalegająca warstwa śniegu osiąga wysokość nawet trzech metrów. Związek rolników Coldiretti określił sytuację po śnieżycach jako jatkę zwierząt. Agencja Ansa podała, że w Castel Castagna 83-letni mężczyzna zginął pod gruzami, podczas gdy w Castiglione Messer Raimond wydobyto matkę z dzieckiem. Żyją. Hodowcę z Campotosto porwała lawina, lecz fatalne warunki atmosferyczne wykluczają na razie zlokalizowanie jego ciała.