Dziki lokator nie daje żyć sąsiadom
Roman grał w Białymstoku w orkiestrze symfonicznej. Ale teraz choruje na kręgosłup. Dostał 600 zł zasiłku stałego. Popadł w długi z powodu kredytu na mieszkanie, więc ogłosił upadłość. Zgodnie z procedurą sąd dał mu środki na wynajmowanie przez dwa lata mieszkania na wolnym rynku. Pomoc społeczna uznała to za dochód, więc cofnęła mu zasiłek. Mógł mieszkać, ale nie miał już co jeść. Kiedy pieniądze na wynajem się skończyły, znalazł się na bruku. Wtedy przyszedł do nas, do Kancelarii, i został jednym z nas. Mieszka u Alicji, która zaofiarowała mu swój wolny pokój. Codziennie siedzi w biurze i wypełnia dokumenty ludziom, którzy zgłaszają wnioski o upadłość. Staramy się dla niego o lokal socjalny.
Ludzie bezdomni nie chcą iść do noclegowni, przytułku, bo to ich upokarza. Bo tam się ogranicza ich wolność osobistą. Dlatego gdy tylko mogą, mieszkają po znajomych, sporadycznie wynajmują jakiś kąt, gdy wpadnie trochę grosza. A samorząd kryteria wychodzenia z bezdomności ustawia tak, by móc wciąż kogoś wykreślić z kolejki.
Bogdan jest hydraulikiem. Po pięciu latach oczekiwania na mieszkanie był już ósmy na liście. I właśnie wtedy go wykreślono, bo komisja dopatrzyła się, że w mieszkaniu u ludzi, którzy udzielili mu schronienia, jest więcej niż 5 metrów kwadratowych na osobę. Jest więc alternatywa: albo przytułek, albo bezdomność do końca życia.
Do Kancelarii Sprawiedliwości Społecznej zgłasza się mnóstwo młodych małżeństw z dziećmi, prosząc o pomoc we wpisaniu do kolejki mieszkaniowej. Ale według władz samorządowych ci ludzie są zbyt bogaci. Tyle tylko, że i tak ledwo wiążą koniec z końcem i o wzięciu kredytu na mieszkanie czy wynajęciu na wolnym rynku nie może być mowy.
Teraz negocjujemy z samorządem wynajęcie mieszkań przez Kancelarię dla ludzi bezdomnych bez konieczności skoszarowania w jakimś ośrodku, gdzie trzeba się opowiadać, kiedy człowiek wychodzi i kiedy wraca. W ten sposób zachowają status bezdomnych, którymi są, i godność. I możliwość starania się o mieszkanie od gminy. Trzeba tylko skasować przepis o 5 metrach na osobę, bo gnieżdżenie się jak szczury w klatce nie powinno być warunkiem udzielenia pomocy lokalowej. Te 5 metrów to zaledwie 2 metry więcej niż minimalna powierzchnia, do jakiej ma prawo każdy polski więzień.
Szczury biegające po klatce schodowej i potworny smród unoszący się z jednego z mieszkań to codzienność lokatorów budynku przy ul. Kolonia Fabryczna w Chrzanowie. Zdesperowani ludzie nie wiedzą, gdzie szukać pomocy. Byli w sanepidzie, na policji, w ośrodku pomocy społecznej i nic. Ich dramat trwa.
– Tak się nie da żyć! Szczury przenoszą mnóstwo chorób, a my mamy małe dzieci – denerwuje się pani Sabina. Sytuacja trwa od blisko... dwóch lat. Ludzie nie mogą się jednak znikąd doprosić pomocy.
– Budynek jest prywatny. Nie mamy zarządcy. Każdy ma swój kawałek i o niego dba. Szczury najpierw
Do niezwykle niebezpiecznego zdarzenia doszło na Centralnej Magistrali Kolejowej. Na szlaku, gdzie z prędkością 160 km/godz. poruszają się pasażerskie składy ekspresowe, pojawił się pijany pracownik kolei prowadzący drezynę.
(...) Podejrzeń co do stanu prowadzącego drezynę nabrała dyżurna ruchu. – Około godziny 19 dyżurna ruchu ze stacji Szeligi w rozmowie z kierowcą drezyny oceniła, że należy sprawdzić jego stan. Zgodnie z procedurą skierowała pojazd na boczny były w piwnicy i na strychu, potem zaczęły biegać po klatce schodowej, aw końcu przegryzać przewody, by wejść do mieszkań. Rozkładamy kolejne trutki, ale to dawało rezultaty tylko na początku. Teraz gryzoni jest za dużo i cały czas się mnożą – wyjaśnia Andrzej Kościak.
Ludzie mówią, że to wina dzikiego lokatora, który zajął środkowe mieszkanie na parterze. Właściciel zmarł, a jego brat, który tu mieszkał, podobno jest w szpitalu. Bezdomny to jego kolega. Pomieszczenia stały otwarte, więc się tu wprowadził. Kłopot w tym, że nie dba o porządek. Wystarczy uchylić drzwi, by na klatkę wdarł się potworny smród. W mieszkaniu nie ma toalety. Mężczyzna załatwia potrzeby fizjologiczne do wiaderek. Znosi też różne rzeczy. Wszędzie walają się resztki jedzenia. To wymarzone warunki dla szczurów. tor i zatrzymała. Na miejsce została wezwana policja. Stwierdzono, że operator drezyny jest pod wpływem alkoholu – powiedział „RK” Karol Jakubowski z biura prasowego PKP PLK.
Policja dotarła na miejsce postoju drezyny i sprawdziła prowadzącego na okoliczność obecności alkoholu w wydychanym powietrzu. Pracownik PKP PLK zatrudniony w Zakładzie Linii Kolejowych w Skarżysku-Kamiennej „wydmuchał” prawie 3 promile. Na pokładzie drezyny znajdowało się 5 pasażerów, ale pijany kierowca drezyny stwarzał olbrzymie zagrożenie także dla innych pojazdów znajdujących się na szybkiej linii, która jako jedyna
– Interweniowaliśmy na policji, w sanepidzie, a nawet w opiece społecznej. Wszyscy bezradnie rozkładają ręce. Zareagują pewnie dopiero wtedy, jak ktoś zachoruje! – mówią lokatorzy.
Powiatowy inspektor sanitarny w Chrzanowie tłumaczy, że nie jest w stanie nic zrobić. To na właścicielu nieruchomości ciąży obowiązek przeprowadzenia deratyzacji. Sanepid nie ma też uprawnień, by wyrzucić z mieszkania dzikiego lokatora. Z kolei w chrzanowskim OPS zapewniają, że robią co mogą, by pomóc (...). Najlepiej byłoby, gdyby mężczyzna przeprowadził się do noclegowni. On jednak nie chce o tym słyszeć. – Nie pójdę do noclegowni. Nie mogę w nocy spać, muszę spacerować, a tam nie da się wyjść – mówi bezdomny. (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”) w Polsce na swoich fragmentach uważana jest za linię Kolei Dużych Prędkości. Pociągi pasażerskie na większości jej długości rozpędzają się do 160, a pendolino na części trasy nawet do 200 km/godz. (...). 45-letni mężczyzna otrzymał już wypowiedzenie. Za swój czyn odpowie także karnie – grozi mu do 5 lat pozbawienia wolności. Ze względu na to, że miał za sobą jazdę autem po alkoholu, sąd zdecydował o tymczasowym aresztowaniu (...). (Skróty pochodzą od redakcji „Angory”) Tytuł oryginalny: „Pijany prowadził drezynę po CMK. Dyżurna ruchu zapobiegła wypadkowi”