Ciężkie życie Agnieszki
Życie bardzo ważnych osób nie jest łatwe. Te wszystkie gale, bale, premiery. Wizyty u stylistów, przymiarki, szukanie kreacji, którą opiszą dziennikarze i pokażą wszystkie stacje. Wreszcie nieustanna, niekończąca się dieta i przymus odmawiania sobie pyszności, od których na imprezach z reguły uginają się stoły. Nic dziwnego, że niektórzy celebryci z trudem znoszą te niedogodności, a bywa, że i puszczają im nerwy.
Gdy spojrzeć na warszawskie imprezy nieco od kulis, to pierwsza rzuca się w oczy ochrona przy wejściu. Z zasady skrupulatnie sprawdzająca zaproszenia, choć najwięksi spryciarze potrafią dostać się nawet na pilnie strzeżone spotkania. Zaraz potem jest ścianka z logotypami sponsorów, tym większymi, im więcej wyłożyli pieniędzy. Najlepiej, gdy ścianka jest w miarę długa, wtedy jednocześnie da się fotografować dwie ustawione na jej tle osoby. Masakra zaczyna się już tutaj. Organizatorzy zwykle wyłapują VIP-ów tuż przy wejściu i niemal siłą prowadzą przed pluton egzekucyjny fotoreporterów. Błyskają flesze, im większa gwiazda, tym więcej zamieszania. Paparazzi krzyczą jeden przez drugiego, przy okazji spoufalając się z fotografowanym obiektem, czyli „ryjem” (to nie moje określenie, tak o znanych ludziach mówią fotopstryki). „W prawo, w lewo, uśmiech, prosto, jeszcze do mnie, Kasiu, Zosiu, Krysiu”. Fotografom wydaje się, że ze wszystkimi są po imieniu, nie próbują zachować żadnego dystansu. A celebryci? No, cóż – oni się na to potulnie godzą. Wszyscy wiedzą, że z tą branżą zadzierać nie należy. W przeciwnym razie paparazzi zadręczą człowieka, wciskając migawki swoich aparatów w najmniej odpowiednich momentach. Skoro już wiemy, że nie ma możliwości, żeby ominąć ściankę, bo to dług, który wszyscy muszą spłacić wobec fundatorów wydarzenia, to dodajmy jeszcze nie mniej ważną rzecz. Nie zapominajmy, że za przyjście na imprezę wiele gwiazd dostaje kasę, więc ścianka to jest to miejsce, na którym choć trochę muszą popracować. Zupełnie przy okazji może się okazać, że choć ma się kasę, to już niekoniecznie klasę. O Bestsellerach Empiku jest co roku głośno w związku z nagrodzonymi filmami czy książkami. Z zasady sporo słychać też o samej gali, bo organizatorzy starają się zawsze sprowadzić jakąś zagraniczną gwiazdę. Z kronikarskiego obowiązku powiedzmy, że tym razem był to hiszpański przystojniak i bywalec list przebojów Alvaro Soler (26 l.), który nagrał całkiem przyjemną piosenkę z polską piosenkarką Moniką Lewczuk (29 l.). Efektownie na imprezie Empiku prezentuje się też zawsze scenografia, przemyślana i z rozmachem. I nie inaczej było i tym razem, ale Agnieszka Woźniak-Starak (38 l.) zadbała, by to o niej mówiło się najwięcej. Bo biedulka musiała czekać w kolejce na ściankę i tak długo potem pozowała do zdjęć w towarzystwie swojego męża, że zabrakło dla nich miejsca na sali. Taka była z tego powodu nieszczęśliwa, że aż pożaliła się w internecie. Zagroziła nawet – ku rozpaczy milionów Polek i Polaków, że przestaje odtąd bywać na ściankach. Tupnęła też nóżką w drogim bucie i oświadczyła, że nie będzie więcej pozować i nie udzieli już żadnego, ale to żadnego wywiadu. Na te słowa prosty świat zwykłego Kowalskiego runął w gruzy. Bo jak to tak? Bez Agnieszki? Bez jej strojów i makijażu? Życiowych mądrości i zwierzeń? To niemożliwe, tak żyć się nie da. Już pospolite obywatelskie ruszenie było gotowe zbojkotować wszystkie Empiki, byle tylko pomścić Agnieszkę, gdy sprawy nabrały innego wymiaru. Otóż okazało się, że organizatorzy prosili wszystkich gości bez wyjątku, żeby ze względu na transmisję telewizyjną stawili się punktualnie. Spóźnialscy po prostu nie wejdą na widownię, nawet gdyby były dla nich zarezerwowane miejsca. Kto późno przychodzi, sam sobie szkodzi, jak mówi stare przysłowie, a przysłowia – jak wiadomo – są mądrością narodu. Starakowie zostali przed salą, punktualni goście obejrzeli nieco za długą, ale sprawnie za to poprowadzoną przez Marcina Prokopa (39 l.) galę. Kiedy na gości czekają liczne dania i wymyślne alkohole, barbarzyństwem jest zabawiać ich ze sceny dłużej niż godzinę. Nie da się zachować spo- koju, gdy w powietrzu unoszą się zapachy wszystkich znakomitych potraw. To nie Oscary, żeby trwały cztery godziny, a ludzie cierpliwie siedzieli, licząc, że tym razem im też przypadnie w udziale statuetka. Najlepsze przemówienie wieczoru wygłosiła Katarzyna Grochola (59 l.), dziękując najpierw mężowi, po czym wyznając, że go nie ma, więc z braku laku podziękuje sobie, bo to sobie wszystko zawdzięcza. Nawet niepasujące do niczego niebieskie botki z frędzlami jesteśmy w stanie wybaczyć tej utalentowanej pisarce w obliczu tak zgrabnego wystąpienia. Nie, żeby mąż jako taki wydawał nam się obiektem zbędnym. Wręcz przeciwnie, każda kobieta przyzna, że facet potrafi spełniać różne domowo istotne funkcje. Tyle że jego obecności w życiu nie należy przeceniać. O ile już dawno ktoś mądry stwierdził, że za sukcesem każdego mężczyzny stoi kobieta, o tyle o odwrotnych przypadkach niewiele słychać. Jeśli już o czymś jest głośno, to raczej o tym, jak faceci rzucają kobietom pod nogi kłody. Jak skręca ich bezinteresowna zazdrość, a niekiedy i zawiść. Jak bardziej cieszą się z kobiecej porażki niż z własnego sukcesu. Ale to już zupełnie inna historia.