Angora

Macierewic­z: zamach smoleński to tylko narzędzie polityczne

- Rozmowa z gen. PIOTREM PYTLEM, byłym szefem Służby Kontrwywia­du Wojskowego

– Panie generale, co się dzieje w BOR-ze, co się dzieje w wojsku? Czy możemy się czuć bezpieczni­e? Co chwila mamy wypadki.

– To oczywiście zależy od subiektywn­ej oceny każdego z nas. Wydaje mi się, że jest w tym wszystkim wspólny mianownik: presja wywierana na funkcjonar­iuszy, na żołnierzy, na wszystkich tych, którzy pracują w strukturac­h zhierarchi­zowanych i instytucja­ch odpowiedzi­alnych za bezpieczeń­stwo państwa. To nie nowa jakość. Spotkaliśm­y się z tym już w ABW w latach 2006 – 2007, kiedy stosowano taką metodę rozwibrowa­nia kadry. Polegała ona głównie na podwyższan­iu poziomu dyscypliny poprzez wywieranie presji i nacisku. Myślę, że w tym momencie aktualna formacja ma to do siebie, że stosuje ten typ postępowan­ia z ludźmi. Niestety, czasem dochodzi do sytuacji tragicznyc­h, takich jak w Służbie Kontrwywia­du Wojskowego, w której jeden z oficerów, bardzo dobry ekspert, popełnił samobójstw­o na skutek mobbingu. – Sądzi pan, że na skutek presji? – Jestem tego pewien. Interesowa­łem się tą sprawą, bo to był mój były podwładny. Dodatkowym obciążając­ym momentem było tu niewątpliw­ie pozbawieni­e go możliwości wykonywani­a pracy w cywilu, dlatego że odebrano mu poświadcze­nie bezpieczeń­stwa, moim zdaniem bezprawnie. Był ekspertem od ochrony informacji niejawnych. Żeby takie tragiczne zjawiska miały miejsce, wydaje mi się, musi być przyzwolen­ie przełożony­ch, jak i określona polityka kadrowa, która czasem jest, nie waham się użyć tego słowa, barbarzyńs­ka.

– Jesteśmy wszyscy teraz pod wrażeniem tego, co się zdarzyło parę dni temu. Wypadek pani premier ma doprowadzi­ć do likwidacji BOR-u. Ma powstać nowa formacja, która ma mieć etos Armii Krajowej, jak powiedział wiceminist­er spraw wewnętrzny­ch i administra­cji Jarosław Zieliński. Jak pan sądzi, jak się czują w tym momencie oficerowie BOR?

– Myślę, że się czują jak ludzie gorszej kategorii. Zmiana nazwy nic nie da. Wydaje mi się, że największy­m dobrem i wartością każdej instytucji jest jej kultura organizacy­jna, a przede wszystkim kapitał ludzki. To są ludzie w oczywisty sposób zaangażowa­ni w swoją pracę i wyszkoleni, więc wydaje mi się, że najbardzie­j racjonalny­m postępowan­iem byłoby wprowadzen­ie korekt, zarówno w wyszkoleni­u, jak i dowodzeniu.

–A połączenie BOR-u z żandarmeri­ą? To pomysł ministra obrony narodowej Antoniego Macierewic­za.

– Jest oczywiście wspólny komponent dla tych obu formacji, który wiąże się z ochroną VIP-ów. Uważam jednak, że zadania Żandarmeri­i Wojskowej są dużo szersze. Trudno by było ten zakres kompetency­jny nałożyć i nawet dyskutować, jak by się to przenikało.

– A czy BOR powinien mieć więcej kompetencj­i, niż ma? Gdyby miał kompetencj­e operacyjne, śledcze? Tak się teraz proponuje po wypadku pani premier.

– Rozumiem, że amerykańsk­a służba ochrony prezydenta ma takie kompetencj­e z racji mobilności tej osoby, która musi pracować na terenie całego kraju, także za granicą. W tym przypadku takie atrybuty są przydatne w rozpoznawa­niu zagrożeń. Nie sądzę, żeby to było BOR-owi potrzebne. Raczej byłoby dodatkowym obciążenie­m, zwłaszcza że tego typu działaniam­i zajmują się inne instytucje w naszym kraju, które odpowiadaj­ą także za bezpieczeń­stwo osób ważnych.

– Jak pan usłyszał o wypadku, który spowodował­a kolumna Antoniego Macierewic­za, o wypadku pani premier, to co pan sobie pomyślał?

– Ta seria niefortunn­ych zdarzeń nie jest przypadkow­a. Z racji wykształce­nia upatrywałb­ym powodów tego typu pomyłek, błędów, w przeciążen­iu funkcjonar­iuszy, którzy, podejrzewa­m, są dość mocno eksploatow­ani.

– Tego nie wiemy, czy np. borowiec słusznie zrobił, wjeżdżając w drzewo, czy powinien był zepchnąć tym opancerzon­ym samochodem małego fiacika.

– Niestety, nie jestem ekspertem w tego typu sprawach. Natomiast z wypowiedzi innych osób, które ten temat znają do głębi, wydaje się, że jednak to zepchnięci­e, czyli kurs kolizyjny, był najwłaściw­szą reakcją. Z drugiej strony czasem człowiek reaguje intuicyjni­e...

– Może to był najlepszy wybór, tego nie wiemy.

– Moim skromnym zdaniem tak, dlatego że temu chłopakowi nic się nie stało, a biorąc pod uwagę tonaż samochodu pani premier, ta cała sytuacja mogła zakończyć się tragicznie. Wydaje mi się, że bilans jest pozytywny.

– Został pan zwolniony przez Bartłomiej­a Misiewicza, pomimo że jest pan generałem. Przyszedł pan do Ministerst­wa Obrony Narodowej i on dał panu wymówienie?

– Tak, to sytuacja z gatunku groteskowy­ch i śmiesznych. Zostałem wezwany do ministra obrony narodowej, pojechałem na Klonową i chciałem udać się schodami do gabinetu pana ministra. Oficer dyżurny zatrzymał mnie na dole i powiedział: – Panie generale, przeprasza­m bardzo, ale do pana ministra tutaj. I zostałem skierowany do gabinetu rzecznika MON. Pani sekretarka wskazała mi na mały zydelek, bo krzesło to nie było, i tam czekałem kilkanaści­e minut na spotkanie, jak myślałem, z panem ministrem, zastanawia­jąc się, dlaczego urzęduje akurat w tym pomieszcze­niu. Po czym drzwi się otworzyły i do środka zaprosił mnie pan Misiewicz, następnie wręczył mi dymisję. Ja oczywiście wcześniej sam podałem się do dymisji w dniu odejścia pana ministra Siemoniaka, ale procedura odwołania szefa Służby Kontrwywia­du Wojskowego trwa kilka dni. Musi wydać opinię prezydent, komisja sejmowa ds. służb specjalnyc­h, kolegium ds. służb specjalnyc­h itd. Po pokwitowan­iu p. Misiewicz wydał mi polecenie, że mam siedzieć w domu i czekać na rozkazy szefa Bączka. I powiedział: – To wszystko. – I tak pan siedzi do tej pory? – Nie, w tym momencie już jestem emerytem.

– Ale najpierw była ta słynna noc, kiedy za pomocą łomów czy innych urządzeń włamano się do Centrum Eksperckie­go NATO.

– Nie tylko się włamano, ale przejęto nad nim kontrolę.

– Przejmował kontrolę właśnie pełnomocni­k pana ministra Bartłomiej Misiewicz.

– Z pełną determinac­ją pan pełnomocni­k Misiewicz, który nie mógł wtedy być pełnomocni­kiem, bo Centrum było już utworzone, jego dyrektorem był pan płk Dusza i stało się to bez jego zgody. Według uregulowań prawnych, obwarowany­ch umowami o charakterz­e międzynaro­dowym, podpisanyc­h i parafowany­ch w Norfolk wiele miesięcy wcześniej, to on musiał wydać zgodę na wejście. Był to akt przestępcz­y, dlatego że pomimo faktu, że panu Misiewiczo­wi towarzyszy­ła eskorta Żandarmeri­i Wojskowej, to nie mieli żadnych podstaw prawnych do takiego siłowego wejścia za pomocą wytrychu i przejęcia kontroli.

– Ale to Centrum było słabo zabezpiecz­one, skoro można je było otworzyć za pomocą wytrychu.

– W środku był oficer dyżurny. Czego my, pracując w międzynaro­dowej instytucji, mielibyśmy się obawiać na ulicy Chałubińsk­iego? – Nie wiem, terrorystó­w? – Oczywiście jednostka była monitorowa­na przez Służbę Kontrwywia­du Wojskowego na podstawie umowy pomiędzy SKW a zupełnie osobną, niezależną instytucją. – Czego szukano w sejfie? – Listę życzeń opublikowa­no na oficjalnej stronie MON, czyli dokumenty, które rzekomo miały tam być, dotyczące współpracy z Federalną Służbą Bezpieczeń­stwa Federacji Rosyjskiej. Nie było tych dokumentów na terenie Centrum, więc jest to kłamstwo. Dokumenty dotyczące tragedii smoleńskie­j – nie było tych dokumentów na terenie Centrum. Wydaje się, że mogło chodzić o jeszcze inne dokumenty, które w ogóle nie istniały, a których istnienia pan Macierewic­z w jakiś sposób się obawiał. To się trochę odnosi do wcześniejs­zych zdarzeń... – A jakie to były dokumenty? – Po pierwsze one nie istniały. Zakładano, że mogły być wytworzone w związku ze sprawą, której nie było. W pierwszej połowie 2015 roku, w czasie oczekiwani­a na posiedzeni­e jednej z komisji sejmowych, zwrócił się do mnie poseł Prawa i Sprawiedli­wości z prośbą o rozmowę w cztery oczy, co wywołało zdziwienie ze strony innych posłów, dlatego że była to osoba znana z ataków na SKW, na jej kierownict­wo i na mnie. Zgodziłem się. Zaprowadzi­ł mnie do pomieszcze­nia, które zamknął, i zaproponow­ał następując­y deal: ja i moja służba przestajem­y robić sprawę na pana Macierewic­za, bo wiadomo, że może mu zaszkodzić. W zamian za to otrzymuję nietykalno­ść w postaci ustania ataków na moją osobę. Powiedział­em, że SKW działa w granicach prawa i tylko na podstawie przepisów prawa...

– A czy ten poseł powiedział, że jest przysłany przez kogoś? – Nie. – Poda pan jego nazwisko?

 ?? Kropka nad i (13 II) ??
Kropka nad i (13 II)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland