Żyję już w otwartej klatce
– Boisz się o swoją wolność? – O swoją prywatną już nie, bo wiem, kim jestem, a wolność to stan umysłu. Jedyne, czego się boję, to tego, co dzieje się wokół nas. Dla mnie to ewidentne odbieranie wolności, czyli też możliwości dokonywania własnych wyborów. Boję się, że gdy wszystkim nakaże się, co i jak mają robić, to pozbawimy ich właśnie tego, a zatem i ponoszenia konsekwencji własnych działań.
– Dlatego włączyłaś się w akcje protestacyjne?
– Nie robię pewnych rzeczy na pokaz. Poczułam potrzebę, żeby być pod Sejmem w grudniu i tam byłam. Można dyskutować, czy moja obecność coś zmieni, ale uważam, że nie można być obojętnym wobec spraw ważnych.
– Ale zwróciłaś się o do pani prezydentowej?
– Napisałam list, w którym prosiłam o pomoc dla ośrodka w Cholewiance. Tam przebywają dzieci uzależnione od alkoholu. Przyjazd pierwszej damy miał znaczenie dla tych młodych ludzi, bo to przecież budowanie ich wartości. To dla nich przekonanie, że nie są tak tragiczni, jak im się wydaje. A ośrodek potrzebuje różnorodnej pomocy, nie tylko finansowego wsparcia. – Pomagasz uzależnionym. – Nie tylko dzieciom i nie tylko tym uzależnionym od alkoholu. Teraz pochłonęła mnie kampania „Niezależne”. Wymyśliłam ją, bo wiem, jak dużym problemem jest uzależnienie wśród kobiet. Ta kampania jest wynikiem mojego dojrzewania, dorastania, mojego trzeźwienia. Poradziłam sobie z moim uzależnieniem. Nie mam problemu z alkoholem. Nie mam potrzeby picia i po pięciu latach pracy nad sobą nie czuję się uzależniona. Mówienie jednak o takim problemie i innych zależnościach wśród kobiet uważam za konieczność. Stereotypy dotyczące kobiet, które mają ogromne problemy, wywołują strach przed poddaniem się odpowiedniej terapii. – Kobiety uzależniają się szybciej? – Niestety, właśnie tak się dzieje. Kobiety uzależniają się coraz częściej. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, jak wielkim problemem, a jednocześnie jak ogromnym zagrożeniem dla kobiet są zaburzenia jedzenia. To wstydliwa choroba, kobiety boją się do niej przyznać, mówić o niej, czują strach przed szukaniem pomocy i dlatego tak mi zależy, by głośno o tym mówić. Widzę, że początek każdego uzależnienia jest taki sam. – Jaki? – Źródło jest to samo – zaburzone poczucie wartości, brak miłości, więzi. Przecież tej miłości wokół nas jest pomoc bardzo mało i nie chodzi tylko o tę fizyczną między kobietą i mężczyzną. Zamykamy się sami przed sobą i przed innymi ludźmi. Nie kochamy siebie i dlatego chcemy udowadniać innym, że jesteśmy lepsi, niż nam się wydaje. Dlatego odchodzimy od tego, co jest dla nas dobre i słuszne, a robimy to, co nam się wydaje, że powinniśmy robić, by zostać zaakceptowanym przez innych. Dlatego w mojej głowie zrodził się pomysł powstania Instytutu Miłości. Działa od listopada. To miejsce, gdzie spotykają się kobiety i rozmawiają o swoich bardzo podobnych problemach. Kobiety powinny się jednoczyć i nie obawiać się przyznania do swych słabości. Zapraszam wszystkie, które się pogubiły, które nie wiedzą, co przed nimi.
– Dzielisz się własnym doświadczeniem?
– Choćby takim, że przyznanie się do własnej słabości nie jest łatwe. Często wywołuje bowiem nagonkę na osobę zagubioną, ale finalnie uwalnia.
– Dużo jest takich już „niezależnych”?
– Coraz więcej. Chcę pokazywać te kobiety, u których uzależnienie stało się trampoliną i zmieniło życie na lepsze. Nie poddały się, nie wybrały wędrówki w czarną stronę mocy. Swoje emocje leczymy często alkoholem, seksem, hazardem, przeróżnymi zależnościami, także kompulsywnym jedzeniem. – Obżarstwem. – W grupie niezależnych kobiet, które pokazuję w tej kampanii, jest Agnieszka Czerwińska, która była bardzo otyła. Kompleksy leczyła jedzeniem, nie lubiła siebie, nie kochała. Zajadała swoje emocje, niemal obżarła się na śmierć. Odmieniła to, schudła 70 kg. Jest i dziewczyna, modelka, która wyjechała do USA, gdzie wpadła w absolutne uzależnienie od alkoholu i narkotyków. Odwróciła to – tak jak i przepiękna Asia, która przeżyła niezwykle toksyczną miłość. Niemal dotknęła dna, ale w pewnym momencie powiedziała – dość, chcę jeszcze dać coś swoim dzieciom. – A ty? – Moja mama chciała mnie wychować na osobę silną i bardzo rzadko mówiła mi, że jestem ładna, że mam pewne zdolności. Niestety, to wywołuje już u dziecka brak świadomości swojej wyjątkowości. Tak zrodziło się zaburzone poczucie wartości. Osiągnęłam jednak pewne życiowe sukcesy, zostałam znaną, czołową w Polsce modelką, pracowałam w telewizji, ale wiem doskonale, jak to wszystko okupione było strachem przed odrzuceniem. I pojawiła się ucieczka przed nim. Wymarzyłam sobie scenariusz mojego życia, chciałam mieć idealną rodzinę. Dostałam to, ale mój związek kompletnie zamknął mnie w domu, w mojej głowie, w strachu. Mój były mąż i zawodowo, i finansowo nie poradził sobie. Siedziałam w domu z dziećmi, przytyłam 20 kilogramów, przestały napływać propozycje występów w roli modelki. – Wpadłaś w depresję? – Niestety, tak się stało. Nie było bowiem okładek z moją twarzą, brakowało pokazów mody, na których czułam się wyjątkowo. Jedynym najlepszym rozwiązaniem stał się zatem kieliszek wina, głównie po to, by wieczorem było mi lepiej. To zaczęło nabierać sensu. Piłam, bo uciekałam od życia, chciałam zmienić jego wizję i to wywołało moje uzależnienie. – Ale stałaś się „niezależna”. – I dlatego doskonale wiem, że z każdym uzależnieniem można sobie poradzić, można z nim wygrać. Początkowo oddałam się społecznictwu. Organizowałam szereg imprez, głównie po to, by pomagać innym. Przekonałam się jednak, że to była ucieczka od domu, od mężczyzny, którego nie kochałam. Znowu piłam. Wypadek drogowy, właściwie kolizja pod wpływem alkoholu, zniszczył moje życie. Przyznałam się jednak publicznie do swojej słabości, ale najważniejsze było odzyskanie wolności. Dopiero po rozwodzie stanęłam na nogach. Zaczęłam się uczyć żyć. Poddałam się terapii, chodziłam na wszelkie możliwe warsztaty, by radzić sobie ze złością, mieć poczucie własnej wartości, potrafić być asertywną. Udało się, teraz to ja prowadzę zajęcia terapeutyczne z innymi kobietami. Wpoiłam sobie, że za każdym razem, kiedy przychodzi kolejne trudne doświadczenie, warto zadać sobie pytanie – czy chciałabym się napić i czy to by mi pomogło? Zanim jednak to pytanie pada, to ja już znam odpowiedź. Nie! „Urodziłam” w sobie duży szacunek do świata, do ludzi i do... Ilony Felicjańskiej. Z szacunku do siebie, do własnego ciała nie chcę zażywać już trucizny. Stałam się niezależna.
– Dlatego nie boisz się o siebie, o swoją wolność?
– Jestem przekonana, że życie pokazuje to, co mamy w sobie. Także strach – by przekazać nam, że nie ma sensu się bać. Ponad dwa lata temu powiedziałam synom, że nie wiem, czym tłumaczyć mój strach przed skokiem do wody. Wielokrotnie nie potrafiłam się przełamać, by to zrobić. Krótko po tej rozmowie otrzymałam propozycję udziału w programie telewizyjnym, w którym oceniane były skoki do wody. Zgodziłam się. Wygrałam chyba z ostatnim moim strachem. Skoczyłam z 10-metrowej wieży.
– I to jak! Twoją jaskółką do wody wielu się zachwyciło w tym programie. Jaskółka to także jeden z twoich tatuaży.
– Moje wszystkie tatuaże to było poszukiwanie wolności, bo jej bardzo potrzebowałam. Jaskółka to chęć ucieczki od tego, co mnie dręczyło, męczyło, zabijało. Jest i motyl – symbol zmiany, przepoczwarzania się, i klatka z ptakiem, ale otwarta, bo czuję się już wolna, tylko żyję w świecie, w którym są pewne uwarunkowania. Świat jest lustrem naszych myśli i przekonań. Trudno to zmienić, ale można. Byłam w najczarniejszych miejscach. Nie widziałam żadnej perspektywy. Wszystko było brudne, śmierdzące, straszne, ale znalazłam mały punkt, który dał nadzieję na zmianę. Szansę na dostrzeżenie, że życie jest barwne. Nie znajdziemy piękna świata, jeśli nie dostrzeżemy go u siebie. Jednocześnie nie warto mieć pretensji do czegokolwiek, co się wydarzyło w życiu. Wszystko ma sens i cel.