Grammy z myszką i Polakiem
Tegoroczna ceremonia rozdania nagród Grammy nie zaskoczyła. Przynajmniej nie w kwestii głównego laureata, a dokładnie laureatki. Adele – zgodnie z przewidywaniami – otrzymała pozłacane gramofony w najważniejszych kategoriach. Za to sporo ciekawego działo się na drugim planie w odpowiednio przygotowanym na galę Grammy sportowym obiekcie Staples Center w Los Angeles. Rozbrzmiewały przeboje sprzed lat, przypomniały o sobie rytmy reggae, było wyróżnienie dla filmu o grupie The Beatles i nie zabrakło akcentu polskiego.
Zanim jednak Adele zaśpiewała na otwarcie hit „Hello” i nim na estradzie pojawił się gospodarz wieczoru – prezenter i aktor angielski James Corden – żeby rapowym monologiem powitać publiczność, było co podziwiać na czerwonym dywanie. Defilowały po nim piosenkarskie sławy ubrane wytwornie, choć niekiedy z szaloną nutą. Odpowiednio do estradowego stylu i temperamentu.
Céline Dion i Jennifer Lopez przywdziały na muzyczny wieczór długie suknie. Piosenkarki ciągnęły za sobą zwiewne doły kosztownych kreacji, krocząc dumnie do wejścia, a po drodze pozując do zdjęć. Podobnie wystrojonych gwiazd nie brakowało. Z kolei Lady Gaga – jak zwykle nieobliczalna – miała na sobie coś w rodzaju biustonosza połączonego z długimi rękawami, obcisłe szorty i kozaki z cholewkami nad kolana. Wszystko w kolorze czarnym, zdobione łańcuchami. A gdyby w jej stroju było komuś mało ekstrawagancji, to jeszcze wyszczerzyła do fotoreporterów groźnie swoje śnieżnobiałe zęby. Razem z nią byli członkowie grupy Metallica, z którymi wokalistka śpiewała podczas gali. Ich wspólny występ zaczął się pechowo, bo nie działał mikrofon Jamesa Hetfielda i frontmana zespołu nie było słychać. W refrenie Lady Gaga przyszła muzykowi z pomocą i podzieliła się swoim mikrofonem.
„Beyoncé to artystka mojego życia, a jej album «Lemonade» jest tak monumentalny, tak dobrze przemyślany, uduchowiony i piękny... – oznajmiła Adele, po czym zwróciła się do wychwalanej przez siebie piosenkarki, która ze łzami w oczach słuchała jej słów – ...że wszyscy ciebie podziwiamy”. Dopiero kolejny gest Adele sprawił, że zrobiło się o niej głośno. Niespodziewanie nagroda złamała się na dwie części, a Adele zdecydowała się jedną z nich przekazać Beyoncé.
Płyta „Lemonade” była nominowana do Grammy w kategorii albumów, jednak musiała ustąpić miejsca krążkowi „25” Adele, który przeszedł już do historii dzięki rekordowej sprzedaży w pierwszym tygodniu od wydania i z uwagi na łączny nakład blisko 20 milionów egzemplarzy. Jego autorka otrzymała nagrody w pięciu kategoriach. Dziwne, że w czasach hip-hopu i rapu są jeszcze modne melodyjne utwory Adele, ale niebywały komercyjny sukces piosenkarki to potwierdza. Artystka nie tylko otworzyła uroczystość, ale też popisała się talentem wokalnym podczas występu dedykowanego George’owi Michaelowi. Niestety, po minucie przeboju „Fast Love” się pomyliła. Zdenerwowana wpadką przerwała utwór, rzuciła wulgarne słowo do mikrofonu – za które później przeprosiła – i zaczęła ponownie. Drugim, obok Adele, najczęściej wyróżnianym artystą był nieodżałowany David Bowie, którego album „Blackstar” i nagranie tytułowe uhonorowano pięcioma statuetkami.
Aż trzy Grammy otrzymał Chance the Rapper. Triumf 24-letniego rapera z Chicago potwierdził, że rytmiczne mówienie do podkładu muzycznego trzyma się mocno. Wykonawca jest pierwszym w historii laureatem Grammy, którego nagrania rozchodzą się wyłącznie drogą streamingu. W sumie przyznano nagrody w 84 kategoriach.
Wspomniałem o paru występach, które uatrakcyjniły muzyczną galę, ale było ich więcej. Niezależnie od aktualnych hitów, które wykonywali m.in. Ed Sheeran, Alicia Keys w duecie z Maren Morris oraz The Weeknd, Katy Perry i Beyoncé (piosenkarka wystąpiła w zaawansowanej bliźniaczej ciąży), artyści prezentowali również stare przeboje. Oprócz kompozycji George’a Michaela, były utwory grupy Bee Gees z filmu „Gorączka sobotniej nocy”. Niestety, nie zatańczył przy nich John Travolta. Aktor pojawił się jednak na estradzie, zapowiadając występ Keitha Urbana i Carrie Underwood. Udany muzyczny przerywnik zorganizował James Corden. Namówił kilku piosenkarzy z widowni, aby pod wodzą Neila Diamonda zaśpiewali stary przebój „Sweet Caroline”. Powróciła też na chwilę twórczość Prince’a, kiedy jego hity wykonali Bruno Mars i grupa The Time.
Prezentując szlagiery z myszką, nie zapomniano o muzyce reggae, którą rozsławił w latach 70. ubiegłego wieku Bob Marley, a pomógł spopularyzować Eric Clap-