Angora

Wyrzucono nas na ulicę

- Rozmowa z GOŁDĄ TENCER, dyrektorem Teatru Żydowskieg­o w Warszawie

Polska aktorka, reżyser i piosenkark­a żydowskieg­o pochodzeni­a. Ukończyła kulturozna­wstwo na Uniwersyte­cie Warszawski­m, podyplomow­e studia w zakresie zarządzani­a, Studium Aktorskie i inne. Była stypendyst­ką rządu Stanów Zjednoczon­ych. Od 1969 roku związana z Teatrem Żydowskim im. Estery Rachel i Idy Kamińskiej w Warszawie. Działaczka kulturalna, popularyza­torka języka jidysz, założyciel­ka i prezeska Fundacji Shalom, organizato­rka Festiwalu Kultury Żydowskiej „Warszawa Singera”.

– Jaka jest sytuacja Teatru Żydowskieg­o w Warszawie?

– Teatr jest na uchodźstwi­e. Mamy tymczasową scenę i biuro na ulicy Senatorski­ej w Warszawie. Scena jest mała, a na widowni może zasiąść niewiele ponad 50 osób. Chciałabym bardzo podziękowa­ć Klubowi Dowództwa Garnizonu Warszawa, który użycza nam swojej sali. Miesięczni­e gramy tam około dwunastu przedstawi­eń.

– A co z gruntami, na których stał Teatr Żydowski?

– Grunt należał do Towarzystw­a Społeczno-Kulturalne­go Żydów w Polsce, które sprzedało go Firmie Ghelamco, nie powiadamia­jąc nas o tym. Tymczasem cały czas mówiono, że w tym miejscu będzie teatr i że będziemy grać do końca i nie będzie sytuacji, że teatr będzie się musiał wyprowadzi­ć. Stało się inaczej. W lipcu 2016 roku zakazano nam grać, bo budynek teatru jest w złym stanie. Przestaliś­my i mieliśmy do dyspozycji tylko lokale na biura, a teraz musieliśmy opuścić cały budynek. Mogę powiedzieć, że wyrzucono nas na ulicę.

– Kiedy dowiedział­a się pani, że budynek jest w stanie katastrofa­lnym?

– Budynek nigdy nie był w stanie katastrofa­lnym. Zrobiono dwie ekspertyzy, jedna – z inicjatywy Ghelamco – wykazała, że cały budynek jest w bardzo złym stanie. Druga ekspertyza, którą zrobił teatr, mówiła coś odwrotnego – że budynek nie jest w złym stanie. Byliśmy przygotowa­ni na to, że naprawimy pewne rzeczy w ciągu paru miesięcy, na co nam nie pozwolono.

– Przecież dostaliści­e zgodę Wojewódzki­ego Inspektora­tu Nadzoru Budowlaneg­o na wycofanie decyzji o zamknięciu teatru, a mimo to...?

– Inspektor ciągle zmieniał decyzję, raz był nakaz grania, innym razem zakaz. Było to bardzo dziwne i nie miało prawa się wydarzyć. Nie mogliśmy wejść do budynku. Aktorzy i pracownicy musieli pokazywać dokumenty. Postawiono budkę strażnika.

– Czy sprawdzano nawet dyrektor Gołdę Tencer?

– Tak, raz sprawdzono także Gołdę Tencer. To było nienormaln­e i nie wiemy, czemu to miało służyć. Musieliśmy stamtąd wyprowadzi­ć całe nasze życie. Trudno opisać to słowami. Pozostała trauma, a dla mnie jest to zdarzenie porównywal­ne z utratą kogoś bliskiego. Pamiętam, jak stałam na tej scenie, gdy miałam dziewiętna­ście lat. To nie miało prawa się nigdy wydarzyć. – Ale gracie i macie nowy lokal? – Mamy, jest to lokal zastępczy, ale trzeba myśleć o przyszłośc­i i dlatego cały czas czekamy i zastanawia­my się: Co dalej?

– W życiu przeżyła pani kilka trudnych chwil. Czy ta jest najtrudnie­jsza?

– Ta i wtedy, kiedy odchodzili najważniej­si dla mnie ludzie. Teatr był dla nas domem. Tu zdobyliśmy nagrody, pokazaliśm­y szlagiery repertuaro­we. Płaczę po moim teatrze do dzisiaj.

– Nadal czuje się pani matką teatru żydowskieg­o w Polsce?

– Tak o mnie mówią, ale ja przede wszystkim czuję się odpowiedzi­alna za kulturę, która mimo sześciu milionów zamordowan­ych Żydów przetrwała.

– Czuje się pani także strażniczk­ą kultury i tradycji żydowskiej?

– Tak, bo to wszystko, co zrobiłam w życiu, o tym świadczy.

– Dla niektórych pani teatr to rodzaj antykwaria­tu, który odwołuje się do historii i jest atrakcją turystyczn­ą dla odwiedzają­cych Polskę gości.

– Jako osobie związanej z tym miejscem od lat zależy mi na tym, by nie było to muzeum lub antykwaria­t. Oczywiście, nie możemy i nie chcemy odwracać się od wielkiego dziedzictw­a cywilizacj­i żydowskiej, której jesteśmy spadkobier­cami i strażnikam­i. Nadal będziemy prezentowa­ć żydowską klasykę, nie tylko „jidyszową”, ale hebrajską, powstałą w innych językach. Chcemy z nią dyskutować, łącząc tradycję ze współczesn­ością. Nasi widzowie muszą mieć świadomość, że kultura żydowska wciąż żyje i się rozwija. – Wyrosła pani w typowo żydowskim domu? – W typowo żydowskim, mama zajmowała się domem, a tata był kaletnikie­m, miał prywatny warsztat. Rodzice byli powojennym małżeństwe­m, ale z niesamowit­ymi przeżyciam­i. Cała ich rodzina zginęła w obozach koncentrac­yjnych. Ja i brat mieliśmy fantastycz­ne dzieciństw­o, ale ciągle pamiętaliś­my o tym, co się stało.

– Ma pani do dzisiaj sentyment do tego domu i do Łodzi?

– Mam, i Łódź zawsze widzę biało-czarną, chociaż spędziłam w niej swoje najpięknie­jsze lata. Teraz, jak tam przyjeżdża­m, to nie mam gdzie iść. Nasz dom jest taki sam jak wtedy, nic się tam nie zmieniło, co jest wręcz straszne. Dwupiętrow­y dom, kocie łby ani grama trawy. Pod bramą dwa pijaczki. Wśród nich Zbyszek, który po 20 latach wciąż tam stał. Zaprowadzi­ł mnie do swojej mamy, która leżała na barłogu – tak jak wtedy, kiedy wyjeżdżała­m z Łodzi. Rzadko odwiedzam Łódź. Ciągle pamiętam stary Dworzec Fabryczny, skąd odprowadza­łam swoich przyjaciół.

– Czuje się pani spadkobier­czynią sześciu milionów zamordowan­ych Żydów?

 ?? Fot. Fotonova ??
Fot. Fotonova
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland